Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Rozwiązanie konkursu "Ławica Przygód"

KD
Przez 100 lat swojej historii Port Lotniczy Ławica był miejscem wielu niezwykłych zdarzeń. Niektóre z nich przytrafiły się czytelniom „Głosu Wielkopolskiego”, którzy z chęcią podzieli się swoimi wspomnieniami związanymi z wylotem z Poznania i wzięli udział w konkursie „Ławica przygód”.

Spośród wszystkich nadesłanych zgłoszeń, kapituła wybrała trzy najciekawsze przygody. Miejsce pierwsze zajęła pani Irena Przybylska. Miejsce drugie należy do pani Barbary Rudzkiej za historię „Niezidentyfikowana przesyłka”. Na miejscu trzecim znalazła się opowieść pani Barbary Laskowskiej zatytułowana „Do trzech razy sztuka”.

W najbliższym czasie przedstawiciele Portu Lotniczego Ławica skontaktują się z laureatami, aby ustalić termin oraz miejsce odbioru nagród.

Miejsce pierwsze

p. Irena Przybylska

Trzy lata temu leciałam w październiku na parę dni do Rzymu linią WIZAIR. Nigdy wcześniej nie byłam w Rzymie, wycieczka była więc moim marzeniem. Nie jestem za bardzo obyta w przepisach lotniskowych, nasza wycieczka była zorganizowana, zapamiętałam, że bagaż podręczny powinien być znormalizowany. Miałam bardzo ładną torbę podróżną, niewielką, z rączką, na kółkach, nie przekraczała wagi dopuszczalnej, ale niestety niewymiarowa, była owalna, ale świetnie mieściła się na pokładzie w luku bagażowym. Pozostała grupa wycieczki miała walizeczki przepisowe, bałam się, że moja zostanie odrzucona, wszyscy polecą, a ja zostanę ze smętną miną na lotnisku. Nic takiego się nie stało, nikt nie zwracał uwagi na kształt bagażu, była tylko sprawdzana waga, ucieszyłam się. Opisuję tak dokładnie to zdarzenie, bo dla porównania, wracając z Rzymu tą samą linią, miałam okropne perypetie związane właśnie z gabarytem bagażu, walizeczka nie mieściła się w ramkach umieszczonych na lotnisku. Próbowałam ją zgnieść, zwinąć, oderwać pałąk, zostawić, przepakować się do torebek plastikowych, nic nie pomogło. Byłam tam potraktowana bardzo surowo, rygorystycznie, ani odrobiny zrozumienia, dobrej woli, musiałam zapłacić karę 50 euro. Bolało! Weselszym zdarzeniem było, zabranie przeze mnie 0,5 l. żubrówki. W czasie wycieczki były moje imieniny, więc wydawało mi się, że dobrym pomysłem będzie poczęstunek polskim trunkiem. Nic nie myśląc zapakowałam alkohol do torby i czekam na odprawę. Buty zdjęte, pasek zdjęty, torba jedzie na prześwietlacz, a tam … jak na dłoni flaszeczka. Oczywiście służba celna nakazała ją usunąć, ale jak? Do kosza nie wolno, wyjść poza odprawę nie wolno, wypić na miejscu …, a fe! Zawinęłam więc w gazetę i przekulnęłam przez wejście do holu lotniska, trudno, moja strata, za gapiostwo się płaci, nie będzie toastu polską żubróweczką, ktoś na pewno znajdzie buteleczkę i może się ucieszy. Długo nie czekałam, jakiś Pan, który czekał w holu, zauważył „pakuneczek”, podniósł i powiedział, że odda jak będę wracała. Lekko byłam zdziwiona, ja go nie znam, on mnie nie zna, skąd wie kiedy będę wracała? Ludzie różne rzeczy wygadują, żartownisie, niech mu na zdrowie! Wracamy po czterech dniach, odbieram bagaż, podchodzi Pan z „żubróweczką” i mi wręcza, mówiąc, że oddaje tak jak obiecał. Moje oczy okrągłe ze zdumienia, mowę mi odjęło i nic więcej poza dziękuję nie umiałam odpowiedzieć. Okazało się, że Pan był mężem jednej z koleżanek z wycieczki, przyszedł po żonę na lotnisko i stąd był we wszystkim zorientowany.
Stwierdzam więc, że lotnisko Ławica jest najbardziej przyjaznym lotniskiem dla pasażerów na świecie i w okolicy. Nigdy nie zawiodłam się na obsłudze, poza tym jest blisko i posiada coraz więcej połączeń międzynarodowych.
Górą Ławica! Następnych Sto Lat … i jeszcze więcej, do końca świata i jeden dzień dłużej!

Miejsce drugie

p. Barbara Rudzka

Niezidentyfikowana przesyłka

Lato. Na dworze bardzo ciepło ale na hali lotniska Ławica przyjemnie choć jest dość dużo ludzi . Wystarczy ,że przyleci jeden, dwa samoloty i odlatują czartery, a już gęsto.
To jeszcze stare lotnisko. Nowe będzie się budować.
-Niedługo powstanie nowe ,nowoczesne lotnisko - podawali w prasie.
Tak, to było ładnych parę lat temu. A jednak pamiętam ten dzień do dziś.
Moja Szefowa z Niemiec miała złożyć pierwszą wizytę w nowo powstałym oddziale niemieckiej firmy w Poznaniu. Przygotowywałam się sumiennie. Chciałam pokazać jak my,
z Poznania, dopinamy na ostatni guzik każdą wizytę , każde ważne wydarzenie.
Na lotnisko przyjechałam dużo wcześniej, żeby na pewno być na czas. Samoloty przylatywały zgodnie z planem, ludzie wychodzili , witali się ,odchodzili. Po kilkunastu minutach moją, a jak się później okazało nie tylko moją ,uwagę przyciągnęła samotnie stojąca walizka. Była słabo widoczna wśród pasażerów świeżo przybyłych do Poznania .Stała blisko barierek przy wyjściu z sali przylotów . Niewielka ,solidna, srebrna .Opuszczona ?
Nastąpiła chwila przerwy w przylotach. Wokół niezidentyfikowanej walizki zrobiło się zupełnie pusto. Było jak w filmie. Coraz więcej strażników obserwowała „obiekt” i nie pozwalało się zbliżać.
Po krótkiej chwili usłyszeliśmy komunikat ,że wszyscy musimy opuścić lotnisko.
-Prosimy o zachowanie spokoju i skierowanie się do wyjścia- informował miły lecz zdecydowany głos.
W tym momencie zdałam sobie sprawę, że oczekiwany przeze mnie samolot winien lądować za kilka minut. Szefowa ! Jeśli jej nie zauważę… Wyobraźnia zaczęła działać, ale szybko wzięłam się w garść. Po prostu trzeba było zająć dobre miejsce wśród ewakuowanych ,na lotniskowym parkingu ,by obserwować ludzi .Zwłaszcza tych nowo przybyłych podróżnych. Udało się. Stanęłam w pierwszym rzędzie ,przy barierkach, najbliżej jak można było przy budynku lotniska. Widziałam więc ze szczegółami akcję wieloosobowej brygady do usunięcia niezidentyfikowanego obiektu .Wyglądali jak kosmonauci, ubrani w srebrne ubrania i hełmy. Duże, specjalnie wyposażone samochody wjechały na sygnale .
I wszystko to po to by sprawdzić, dlaczego ta mała ,srebrna walizka stała taka sama, opuszczona!
Samoloty nie lądowały, krążyły nad lotniskiem. Obserwowaliśmy całe zdarzenie trochę przerażeni ale i zaciekawieni co będzie dalej.
Na szczęście wszystko skończyło się dobrze. Srebrna walizka została bezpiecznie usunięta przez brygadę, my wróciliśmy na lotnisko, samoloty zaczęły lądować.
Odnalazłam nieświadomą niczego Szefową. Trochę była zdziwiona opóźnieniem lądowania ale dopiero jak opowiedziałam jej co tu się działo, lekko się zdenerwowała
- Dobrze ,że Ci się nic nie stało- powiedziała z troską.
Później okazało się, że walizka nie zawierała niczego, co mogłoby nam zagrozić na lotnisku. Po prostu jakiś roztargniony podróżny zapomniał zabrać swój bagaż do domu.
-Drogo go to będzie kosztowało- skomentowaliśmy później. Cała akcja musiała być bardzo droga.
Teraz już z większą uwagą słucham komunikatów na lotnisku, by pilnować swojego bagażu . I sprawdzam, czy niczego nie zapomniałam ,bo dobrze wiem, czym może skończyć się takie roztargnienie.

Miejsce trzecie

p. Barbara Laskowska

Do trzech razy sztuka...

Swoją pierwszą przygodę na poznańskim lotnisku przeżyłam podczas mojego pierwszego (a jakżeby inaczej) lotu do Norwegii. Leciałam z wnukiem do córki, odwoziłam go po wakacjach. Po kontroli bagażu udałam się jeszcze do sklepu, aby zrobić zakupy na podróż. Idąc do kasy usłyszałam wywoływane moje nazwisko. Pomyślałam, jaki to zbieg okoliczności, pani o tym samym nazwisku również dzisiaj gdzieś wylatuje. Gdy podeszłam do kasy pani kasjerka poprosiła mnie o bilet. Kiedy szukałam biletu zadzwonił
do mnie syn, który nas podwoził i powiedział, że wzywają mnie do kontroli. Szłam tam z duszą na ramieniu i zastanawiałam się co się stało, przecież nic nie zrobiłam i nie miałam nic niedozwolonego. Pani z kontroli celnej zapytała mnie o nazwisko, gdy je podałam, poprosiła jeszcze o miejsce urodzenia, powiedziałam Czyściec. Pani się uśmiechnęła i oddała mi paszport, który w roztargnieniu zostawiłam. Uff. Mogłam teraz już spokojnie wrócić do zakupów. (Czyściec, miejsce mojego urodzenia znajduje
się w powiecie szamotulskim).
Druga przygoda przydarzyła mi się jesienią tego samego roku. Podobnie jak ostatnio również w tym przypadku odwoziłam wnuka do Norwegii. Już podczas kontroli dokumentów wzbudziliśmy chyba podejrzenie, bo obsługująca nas pani dwa razy pytała mnie o to czy na pewno lecimy do Oslo. Prawdopodobnie nasz ubiór zwrócił jej uwagę. Było ciepło a ja miałam na sobie kurtkę zimową, wnuk również miał ciepłą kurtkę i buty zimowe. Najgorsze miało jednak dopiero nastąpić podczas kontroli bagażowej. Po
prześwietleniu mojego bagażu podręcznego pan kontroler poprosił, abym otworzyła zewnętrzną kieszeń mojej torby, po czym wyciągnął z niej nóż kuchenny. Oniemiałam, a potem zrobiło mi się strasznie gorąco. Skąd ten nóż myślałam, jak on się tam znalazł? Potem przypomniałam sobie, że miałam tę torbę na wakacjach i pewnie zapomniałam opróżnić boczną kieszeń. Chwila grozy, ale wszystko dobrze się skończyło. Nóż został skonfiskowany, a ja mogłam lecieć.
Do trzech razy sztuka. Mam nadzieje, że po zostawionym paszporcie i zapomnianym nożu kolejna przygoda będzie bardziej zabawna i nie zapomnę np. zabrać wnuka, z którym latam do Oslo. Pozdrawiam obsługę lotniska w Poznaniu!

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gloswielkopolski.pl Głos Wielkopolski