Rodzice wypełnią wnioski o 500+, wyprawkę szkolną, świadczenia rodzinne czy z funduszu alimentacyjnego, a później będą niecierpliwie czekać na wypłatę pieniędzy. Dla urzędnika właściwa praca zaczyna się w momencie przyjęcia wniosku. I to nie jest tak, że wniosek wystarczy wpiąć do segregatora, nacisnąć klawisz i kasa przelewem trafia na konto Kowalskiego.
A pamiętajmy, że w instytucjach, które zajmują się świadczeniami pracują głównie kobiety. One też mają dzieci i prawo do spędzenia z nimi urlopu. Tymczasem kolejne już wakacje pracują „na wysokich obrotach”. Można było to wszystko zaplanować wcześniej i zmienić okres świadczeniowy, by nie przypadał on na miesiące letnie. Prawdopodobnie rozważa się wprowadzenie takiego rozwiązania od 2021 r. Lepiej późno niż wcale.
Kolejną kwestią jest niedofinansowanie zadania. Do tej pory gminy otrzymywały 1,5 proc. od wypłaconych świadczeń na realizację projektu 500+. Teraz proponuje się 0,85 proc. Zdaniem rządu, samorządy nie stracą, bo dotacja będzie większa, ponieważ więcej dzieci zostanie objętych tym programem. To dość zaskakująca argumentacja, jeśli wziąć pod uwagę, że większa liczba dzieci, a tym samym i wniosków, oznacza więcej pracy.
Wydłużone godziny pracy i związane z tym nadgodziny, zatrudnianie dodatkowych osób, by móc sprawnie obsłużyć klientów, to dodatkowe koszty dla gminy. Jasne, można tego nie robić i pozwolić, aby ludzie stali w kolejkach po 500+ czy 300 zł na „Dobry start”. Do kogo będą mieli pretensje? Przecież nie do rządu, bo ten jest daleko i nie przyjmuje wniosków o świadczenia, ale do urzędnika, którego mają pod nosem.
POLECAMY:
Wskaźnik Bogactwa Narodów, wiemy gdzie jest Polska
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?