Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Śliwki pod specjalnym nadzorem

Leszek Waligóra
Dzień dobry. - Dzień dobry. - Jest? - Ni ma. - A będzie? - Ni będzie.

- A to do widzenia.
- Do widzenia.

I tak już szósty sklep z artykułami różnymi. Był taki ze skórami, był spożywczy, z artykułami przemysłowymi też był. No i oczywiście na samym początku monopolowy był. Pani, nazwijmy ją panią Mariolką, troskliwym wzrokiem obrzuciła turystę i zaproponowała oakcyzowany wyrób przemysłowy. Na widok skwaśniałej miny numer 119a (min skwaśniałych mam najwięcej, więc klasyczna numeracja nie wystarcza) pani Mariolka rzekła: - Oj, synku (no, może ma pani Mariolka tak na oko z 10 lat więcej. Ale może ona tak dobrze zakonserwowana, albo… ja?). Oj, synku, ty byś chciał oryginalną?
- Ano.
- To poszukaj tam, gdzie alkoholu nie sprzedają.

I owszem. Trafiłem właściwie za drugim razem. Oferowany trunek okazał się mieć również pochodzenie przemysłowe, a wśród składników aromat śliwek. Identyczny z naturalnym.
Za czwartym razem dostałem coś. Pan zarośnięty bardzo - chyba dla podtrzymaniu ymydżu - poszedł na zaplecze i przyniósł. - Chce spróbować - zapytał. No, chyba to było pytanie, bo byle głupi by stwierdził, że pić mu się chce. Znaczy: mnie się chce. Też od razu nie skojarzyłem, że to do mnie.
Nalał na naparstek. Powąchałem. Spróbowałem. Efekt: trwała depilacja włosów w nosie i porażenie kubków smakowych, które może utrzymać się do piątego pokolenia. Tym Rosjanie musieli tankować swoje najlepsze rakiety. Tylko… - Czemu to śliwkami nie smakuje? - pytam. Jak głupi.

- A cemu ma smakować? - zaśpiewał zarośnięty.
- No… wypadałoby.
- A to cemu?
- Bo to ze śliwek.
- A kto panu pedział, ze to ze śliwków?

Tu przez chwilę zaniemówiłem.

- Panie! Śliwowica musi być ze śliwców!
- Musi, nie musi. Sie nie podoba, to se pan szukaj gdzi indziej - rzekł filozoficznie zarośnięty.
Zadzwoniłem do kolegi. Ten radzi: ty bardziej na swojaka wyglądaj. Jak widzą takiego miastowego, to go tylko orżnąć chcą. I jeszcze 1410 nabędziesz.
- Znaczy co?
- No bitwę pod Gruwaldem. Księżycówkę. Bimber.
- Aaaaaa…
Zasięgnąłem języka i poszedłem do pewnego źródła. Jak swojak.
- Szczynś boże - zagodołech już na wejściu.
- A Bóg zapłać.
- Panocku, znyjdzie się coś ze śliwków?
- Znajdzie się. Powidła.
- A śliwowicy ni macie?
- Mamy. W kredensie.
- To spsedajcie.
- To sobie w sklepie kupcie. Taką z Polmosu.

Śliwowicy się, do kroćset, zachciało. Naobiecywałem to mam. Po prawdzie to naobiecywałem czeskiej czereśniówki, ale po tym, co się stało z myśliwieckim likierem postanowiłem nie ryzykować. Likier tośmy z panem Staszkiem wypili. Na próbę tylko miało być, ale cały dzień padało, smutno było, a pan Staszek wiekowy, w kościach go łupie, to na podratowanie zdrowia było. Jedna flaszka, druga flaszka. Trzecia gdzieś zginęła, doliczyć się nie można.
To postanowiłem kupować śliwowicę. Nie grozi, że wypiję, bo 70 vol. odstrasza mnie bardziej niż Rosjanka w bikini. Nie kupiłem. Swoją drogą - ciekawe. U przeciętnego Pepicka kupimy brzoskwiniówkę i czereśniówkę z domowego wyrobu, u jego sąsiada Fritzla - też bez większego problemu uda się zdobyć wino, albo wyżej przetworzony wyrób, ba! - sam nam je do ręki wepchnie.
A w Polsce to wciąż podziemie. Wiadomo: wszystko po to, żeby się Polacy za bardzo nie rozpili. Ciekawe… Czesi i Austriacy mają browar, albo winnicę prawie w każdej szafie, ale jakoś jeśli pod praskim Białym Tigrem ktoś rozrabia, to wiadomo, że Polak.
Pić to trzeba umić.
O czym, z urlopu, uprzejmie donoszę.

Boguś Linda śpiewa: nigdy już nie będzie takiego lata. Będzie. Za rok. Ale będę sobie to na urlopie podśpiewywał

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gloswielkopolski.pl Głos Wielkopolski