Czytaj także:
Poznań: Mężczyzna zasłabł w "szóstce"
Bliscy o wszystkim dowiedzieli się dopiero w środę. W jaki sposób? Z telewizji.
- Waldek wyszedł z domu do pracy w poniedziałek i kontakt się urwał - wspomina feralny dzień Hanna Gawłowska, siostra zmarłego. - Po południu zadzwoniła jedna z moich sióstr i zapytała czy rozmawiałam z nim. Zaczęłyśmy się coraz bardziej niepokoić. Jego telefon był włączony, ale nikt nie odbierał.
Godziny mijały, a rodzina nie dostawała żadnego sygnału od mężczyzny. Wszyscy "stawali na głowie", jednak nikt nie pomyślał, by zadzwonić do szpitala. Wiedzieli, że mężczyzna ma przy sobie dowód osobisty i telefon.
- Nawet nie wpadło nam do głowy, że szpital może się nie odezwać - mówi H. Gawłowska.
We wtorek od rana siostra wraz z żoną zmarłego mężczyzny zaczęły dzwonić do dalszej rodziny i znajomych.
- Nikt nic nie wiedział. Późnym popołudniem razem z bratową podjęłyśmy decyzję, że rano idziemy na policję - wspomina.
Nie zdążyły, bo sytuacja przybrała nieoczekiwany obrót.
- W środę rano bratowa zadzwoniła i wykrzyczała mi do słuchawki że jest Walduś - opowiada Hanna Gawłowska - Pytam, gdzie? A ona mówi, że w telewizji. Że z całą pewnością to on, bo poznała go po czerwonym kapturze.
Rodzina zaczęła działać natychmiast. Po telefonie H. Gawłowska zaczęła dzwonić do poznańskich szpitali. Okazało się, że Waldemar Zimlak leży w placówce przy ulicy Szwajcarskiej od dwóch dni. Niestety zmarł.
- Na miejscu usłyszałyśmy, że wkrótce do żony miał zostać wysłany telegram - mówi Hanna Gawłowska. - Odebrałyśmy z depozytu telefon i portfel. Komórka była wyładowana. Bateria wyczerpała się od naszych telefonów, bo jak włączyłyśmy aparat było około dwieście nieodebranych połączeń. To jest dla mnie niepojęte, że nikt nie potrafił go odebrać. I z tego powodu brat umierał samotnie. Jak bezdomny.
Co na to przedstawiciele szpitala? Przekonują, że zachowali się zgodnie z procedurami.
- Pacjent został przyjęty 2 stycznia o godz. 8.50 - mówi Stanisław Rusek, rzecznik prasowy Szpitala Miejskiego im. J. Strusia w Poznaniu. - Następnego dnia, o 20.40, mężczyzna zmarł. Pierwszą próbę skontaktowania się z rodziną podjęliśmy w środę 4 stycznia, około 9 rano. Dzwoniliśmy na informację, chcąc uzyskać numer telefonu. Okazało się, że numeru, należącego do tego adresu, po prostu nie ma - wyjaśnia.
Pracownicy szpitala zaczęli więc faktycznie przygotowywać... telegram. To w nim zamierzali poinformować rodzinę o śmierci 56-latka.
- Właśnie wtedy, gdy go pisaliśmy, zadzwoniła do nas rodzina zmarłego - mówi Stanisław Rusek.
W tej sprawie nic do zarzucenia nie ma sobie także policja.
- To był przypadek typowo medyczny, dlatego nie podejmowaliśmy żadnych działań - mówi Andrzej Borowiak, rzecznik prasowy KWP w Poznaniu.
Chcesz skontaktować się z autorem informacji? [email protected]
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?