18+

Treść tylko dla pełnoletnich

Kolejna strona może zawierać treści nieodpowiednie dla osób niepełnoletnich. Jeśli chcesz do niej dotrzeć, wybierz niżej odpowiedni przycisk!

Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Szpital zapomniał o rodzinie zmarłego

Maciej Roik, Tomasz Nyczka
Hanna Gawłowska, szukała brata z całą rodziną.
Hanna Gawłowska, szukała brata z całą rodziną. Waldemar Wylegalski
2 stycznia to był jeden z tematów dnia. Jadący tramwajem mężczyzna dostał zawału serca. Dzięki pasażerom i "bohaterskiej" postawie motorniczego 56-latek przeżył i trafił na intensywną terapię. Choć na miejsce tragedii oprócz ratowników przyjechali także policjanci, nikt nie poinformował rodziny o zdarzeniu. Nie zadzwoniono nawet wtedy, gdy 3 stycznia wieczorem Waldemar Zimlak zmarł.

Czytaj także:
Poznań: Mężczyzna zasłabł w "szóstce"

Bliscy o wszystkim dowiedzieli się dopiero w środę. W jaki sposób? Z telewizji.

- Waldek wyszedł z domu do pracy w poniedziałek i kontakt się urwał - wspomina feralny dzień Hanna Gawłowska, siostra zmarłego. - Po południu zadzwoniła jedna z moich sióstr i zapytała czy rozmawiałam z nim. Zaczęłyśmy się coraz bardziej niepokoić. Jego telefon był włączony, ale nikt nie odbierał.

Godziny mijały, a rodzina nie dostawała żadnego sygnału od mężczyzny. Wszyscy "stawali na głowie", jednak nikt nie pomyślał, by zadzwonić do szpitala. Wiedzieli, że mężczyzna ma przy sobie dowód osobisty i telefon.

- Nawet nie wpadło nam do głowy, że szpital może się nie odezwać - mówi H. Gawłowska.

We wtorek od rana siostra wraz z żoną zmarłego mężczyzny zaczęły dzwonić do dalszej rodziny i znajomych.

- Nikt nic nie wiedział. Późnym popołudniem razem z bratową podjęłyśmy decyzję, że rano idziemy na policję - wspomina.

Nie zdążyły, bo sytuacja przybrała nieoczekiwany obrót.

- W środę rano bratowa zadzwoniła i wykrzyczała mi do słuchawki że jest Walduś - opowiada Hanna Gawłowska - Pytam, gdzie? A ona mówi, że w telewizji. Że z całą pewnością to on, bo poznała go po czerwonym kapturze.

Rodzina zaczęła działać natychmiast. Po telefonie H. Gawłowska zaczęła dzwonić do poznańskich szpitali. Okazało się, że Waldemar Zimlak leży w placówce przy ulicy Szwajcarskiej od dwóch dni. Niestety zmarł.

- Na miejscu usłyszałyśmy, że wkrótce do żony miał zostać wysłany telegram - mówi Hanna Gawłowska. - Odebrałyśmy z depozytu telefon i portfel. Komórka była wyładowana. Bateria wyczerpała się od naszych telefonów, bo jak włączyłyśmy aparat było około dwieście nieodebranych połączeń. To jest dla mnie niepojęte, że nikt nie potrafił go odebrać. I z tego powodu brat umierał samotnie. Jak bezdomny.

Co na to przedstawiciele szpitala? Przekonują, że zachowali się zgodnie z procedurami.

- Pacjent został przyjęty 2 stycznia o godz. 8.50 - mówi Stanisław Rusek, rzecznik prasowy Szpitala Miejskiego im. J. Strusia w Poznaniu. - Następnego dnia, o 20.40, mężczyzna zmarł. Pierwszą próbę skontaktowania się z rodziną podjęliśmy w środę 4 stycznia, około 9 rano. Dzwoniliśmy na informację, chcąc uzyskać numer telefonu. Okazało się, że numeru, należącego do tego adresu, po prostu nie ma - wyjaśnia.

Pracownicy szpitala zaczęli więc faktycznie przygotowywać... telegram. To w nim zamierzali poinformować rodzinę o śmierci 56-latka.

- Właśnie wtedy, gdy go pisaliśmy, zadzwoniła do nas rodzina zmarłego - mówi Stanisław Rusek.

W tej sprawie nic do zarzucenia nie ma sobie także policja.

- To był przypadek typowo medyczny, dlatego nie podejmowaliśmy żadnych działań - mówi Andrzej Borowiak, rzecznik prasowy KWP w Poznaniu.

Chcesz skontaktować się z autorem informacji? [email protected]

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gloswielkopolski.pl Głos Wielkopolski