Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Takiego napadu na bank jeszcze nie było! Miłość, alkohol i skrucha...

Barbara Sadłowska
W Poznaniu rozpoczął się proces mężczyzny, który napadł na bank... z rozpaczy, że straci narzeczoną. Do kasjerki powiedział uprzejmie: - Dzień dobry! To jest napad. Ona tłumaczyła mu, że nie musi tego robić, że może wziąć kredyt. Adrian P. nie chciał nawet zabrać wszystkich pieniędzy. Zanim wyszedł, powiedział: - Przepraszam. Ale miał ze sobą nóż, co oznacza rozbój kwalifikowany i minimum 3 lata więzienia.

28 maja, około czternastej, do jednej z placówek PKO BP w podpoznańskim Luboniu wszedł młody mężczyzna. Przywitał się z kasjerką i oznajmił, że to jest napad. Kobieta podobno nawet się uśmiechnęła - rzekomy rozbójnik nie był zamaskowany.

- Ta pani chyba mi nie uwierzyła. Wtedy podniosłem koszulę i pokazałem rękojeść noża, który miałem za paskiem. Powiedziałem tej pani, że to nie żarty - mówił Adrian P., którego proces rozpoczął się w poniedziałek przed Sądem Okręgowym w Poznaniu.

Przyznał się do winy. Wyjaśnił też, dlaczego napadł na bank. Otóż w sobotę i niedzielę pił z jednym ze swoich szwagrów. Adrian P. nadużywał alkoholu, z czym nie mogła się pogodzić jego narzeczona. W niedzielę oznajmiła Adrianowi, że jeżeli nie przestanie pić, to ma się spakować. Poniedziałek rozpoczął od dwóch setek i telefonu do narzeczonej. - Powiedziałem jej, że jeżeli mnie zostawi, zrobię coś głupiego i już mnie nie zobaczy...

- Powiedziałam, że może wziąć pożyczkę, że są też takie instytucje, które ich udzielają osobom bez zdolności kredytowej. Kiedy powiedział, że mam mu dać pieniądze, nacisnęłam przycisk antynapadowy i sięgnęłam po najniższe nominały - zeznała kasjerka. - Zaczęła mi dawać dziesiątki i dwudziestki, w międzyczasie włączyła alarm. Nie zareagowałem, bo chciałem, żeby mnie zatrzymali - wyjaśniał Adrian. - Ona dawała te małe nominały, aż powiedziałem: - Bez przesady! Jak ten napad ma wyglądać? Wtedy wyciągnęła plik pięćdziesiątek, wziąłem kilka, aż powiedziałem: - Dobra, już niech mi pani więcej nie daje. Powiedziałem: - Do widzenia, myślałem, że policja już będzie, ale jej nie było...

Adrian wzmocnił się kolejną setką. Wrócił do domu i rodzinę, że zrobił napad. - Ale nikt mi nie uwierzył - przyznał Adrian P. Jedynym skutkiem tego wyznania był telefon do jego siostry - że brat się napił i wariuje. Siostra postanowiła go zawieźć do szpitala w Kościanie, gdzie już wcześniej przebywał na odtruciu. Także nie uwierzyła w napad na bank. Nawet wtedy, gdy Adrian wyciągnął z podartego pluszowego misia 500 złotych i położył na stole. Kazała mu się wykąpać i dała czystą koszulę. Szwagier wyrzucił do śmieci koszulkę, w której Adrian przyszedł oraz wspomnianego pluszowego misia i zawiózł go do Kościana. Stamtąd 7 czerwca odebrała go policja.

Podczas pierwszej rozprawy Adrian powiedział:
- Tak naprawdę nie chciałem wziąć tych pieniędzy. Wymyśliłem sobie, że nic mi w życiu nie zostało, że pójdę do więzienia.
- No, i pan poszedł! - skomentował sędzia Piotr Michalski.

Teraz Adrian chce wyjść z więzienia, pracować, spłacić dług bankowi i wszystko naprawić. Zapewne także relacje rodzinne, bo siostra i szwagier towarzyszą mu jako współoskarżeni - za utrudnianie śledztwa w postaci ukrycia Adriana w szpitalu i wyrzucenia odzieży, w której napadł na bank.

Chcesz skontaktować się z autorem informacji? [email protected]l

Możesz wiedzieć więcej! Kliknij i zarejestruj się: www.gloswielkopolski.pl/piano

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gloswielkopolski.pl Głos Wielkopolski