28 maja, około czternastej, do jednej z placówek PKO BP w podpoznańskim Luboniu wszedł młody mężczyzna. Przywitał się z kasjerką i oznajmił, że to jest napad. Kobieta podobno nawet się uśmiechnęła - rzekomy rozbójnik nie był zamaskowany.
- Ta pani chyba mi nie uwierzyła. Wtedy podniosłem koszulę i pokazałem rękojeść noża, który miałem za paskiem. Powiedziałem tej pani, że to nie żarty - mówił Adrian P., którego proces rozpoczął się w poniedziałek przed Sądem Okręgowym w Poznaniu.
Przyznał się do winy. Wyjaśnił też, dlaczego napadł na bank. Otóż w sobotę i niedzielę pił z jednym ze swoich szwagrów. Adrian P. nadużywał alkoholu, z czym nie mogła się pogodzić jego narzeczona. W niedzielę oznajmiła Adrianowi, że jeżeli nie przestanie pić, to ma się spakować. Poniedziałek rozpoczął od dwóch setek i telefonu do narzeczonej. - Powiedziałem jej, że jeżeli mnie zostawi, zrobię coś głupiego i już mnie nie zobaczy...
- Powiedziałam, że może wziąć pożyczkę, że są też takie instytucje, które ich udzielają osobom bez zdolności kredytowej. Kiedy powiedział, że mam mu dać pieniądze, nacisnęłam przycisk antynapadowy i sięgnęłam po najniższe nominały - zeznała kasjerka. - Zaczęła mi dawać dziesiątki i dwudziestki, w międzyczasie włączyła alarm. Nie zareagowałem, bo chciałem, żeby mnie zatrzymali - wyjaśniał Adrian. - Ona dawała te małe nominały, aż powiedziałem: - Bez przesady! Jak ten napad ma wyglądać? Wtedy wyciągnęła plik pięćdziesiątek, wziąłem kilka, aż powiedziałem: - Dobra, już niech mi pani więcej nie daje. Powiedziałem: - Do widzenia, myślałem, że policja już będzie, ale jej nie było...
Adrian wzmocnił się kolejną setką. Wrócił do domu i rodzinę, że zrobił napad. - Ale nikt mi nie uwierzył - przyznał Adrian P. Jedynym skutkiem tego wyznania był telefon do jego siostry - że brat się napił i wariuje. Siostra postanowiła go zawieźć do szpitala w Kościanie, gdzie już wcześniej przebywał na odtruciu. Także nie uwierzyła w napad na bank. Nawet wtedy, gdy Adrian wyciągnął z podartego pluszowego misia 500 złotych i położył na stole. Kazała mu się wykąpać i dała czystą koszulę. Szwagier wyrzucił do śmieci koszulkę, w której Adrian przyszedł oraz wspomnianego pluszowego misia i zawiózł go do Kościana. Stamtąd 7 czerwca odebrała go policja.
Podczas pierwszej rozprawy Adrian powiedział:
- Tak naprawdę nie chciałem wziąć tych pieniędzy. Wymyśliłem sobie, że nic mi w życiu nie zostało, że pójdę do więzienia.
- No, i pan poszedł! - skomentował sędzia Piotr Michalski.
Teraz Adrian chce wyjść z więzienia, pracować, spłacić dług bankowi i wszystko naprawić. Zapewne także relacje rodzinne, bo siostra i szwagier towarzyszą mu jako współoskarżeni - za utrudnianie śledztwa w postaci ukrycia Adriana w szpitalu i wyrzucenia odzieży, w której napadł na bank.
Chcesz skontaktować się z autorem informacji? [email protected]l
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?