MKTG SR - pasek na kartach artykułów

Tania Islandia: jak poznać wyspę i nie zbankrutować

Kamilla Placko-Wozińska
Kamilla Placko-Wozińska
Kamilla Placko-Wozińska
Tania Islandia to może przesada, należy bowiem do najdroższych krajów na świecie. Ale można poznać tę fascynującą wyspę, za cenę zbliżoną do wakacji w Tunezji czy Turcji. ,,Łapiąc” promocje lotnicze, rezygnując z luksusu na rzecz noclegów w hostelach czy na kempingach, z wykwintnych restauracji na rzecz zakupów w sklepach ,,Bonus”.

Przede wszystkim – najpierw bilety na samolot z Warszawy lub Berlina, a potem termin urlopu. Z pewnością każdy szef na niego chętnie przystanie, bowiem na wszelkie atrakcyjne promocje liczyć możemy jedynie poza sezonem. I nie ma co się przejmować pogodą, bo ta na Islandii o każdej porze roku jest nieprzewidywalna i zmienia się kilka razy dziennie.

Spędziłam tam pierwsze, październikowe dni. Głównie słoneczne i bezwietrzne. Za to latem… Jak mówili mieszkańcy Reykjaviku, dzieci podczas całych wakacji miały raptem około dziesięciu bezdeszczowych dni, a upałów nie ma tu nigdy. Za bilet (z Berlina), kupiony w kwietniu (tanie islandzkie linie WOW) zapłaciłam 163 euro w obydwie strony, co jest kwotą znacznie niższą niż zwykle wynosi przelot w jedną. Tylko z bagażem podręcznym, ale dozwolone 8 kg w zupełności wystarczyło, łącznie z lekkim śpiworem. Wcześniej kupione bilety na autobus wprost na lotnisko kosztowały po 16 zł w każdą stronę.

Welcome Reykjavik
Zaskoczeniem dla wielu turystów jest lądowanie w Keflaviku (45 km od Reykiaviku), gdy po opuszczeniu samolotu trafiają do… sklepu wolnocłowego. I naprawdę warto tu zrobić zakupy. Ceny wielu towarów są o 50 procent mniejsze niż w sklepach miejskich. Tak wysokie cła ma Islandia np. na alkohole.

W Reykjaviku zatrzymamy się przynajmniej na dobę, planując dalszą podróż po wyspie i chcąc chociaż trochę poznać stolicę kraju. Warto wówczas nabyć turystyczną kartę ,,welcome”. 24-godzinna kosztuje 2900 koron (100 koron to 2,5 – 2,6 zł) i uprawnia do bezpłatnych przejazdów miejskimi autobusami (pojedynczy kosztuje 350 koron), wstępu do większości muzeów, w tym historii naturalnej, narodowego, sztuki współczesnej, galerii narodowej (bilet kosztuje tam 1300 koron), na miejskie baseny (550 koron) i inne atrakcje.

Co zobaczyć? To już bardzo indywidualna sprawa. Na pewno w muzeach nie znajdziemy dzieł klasy tych z kontynentalnych galerii, ale poznać możemy choć fragment fascynującej historii wyspy, tudzież działania tak tu widocznych sił natury. Warto chłonąć atmosferę… tak mało stołecznej stolicy. Skromny budynek parlamentu, podobnie sąsiadującej z nim katedry i totalny brak wielkomiejskiego zgiełku i pośpiechu. Widać, że ludzie żyją tu spokojniej. Koniecznie trzeba jednak pójść na któryś z basenów, z których każdy ma część zewnętrzną. Można tam popływać w temperaturze 28-29 stopni, lub wygrzać się w ,,kociołkach” czyli jacuzzi (wybór od 36 st. do 44). Wystarczy parę minut i potem nawet w zerowej temperaturze można siedzieć w kostiumie i łapać słoneczne promienie. Ciepło czuje się przez parę godzin.

Uważajmy cokolwiek komentując. Polacy po rodowitych Islandczykach są drugą populacją na wyspie. Żyje nas tu około 10 tysięcy, w większości w Reykjaviku i przylegających do niego miastach. Naszych spotykamy wśród kierowców autobusów, obsługi hotelowej czy w sklepach. Warto z nimi porozmawiać, bo dowiemy się na przykład, że Islandczycy kochają piłkę ręczną (mistrzostwa świata i Europy zaznaczają w kalendarzu jak święta) i… festiwale Eurowizji. Podczas nich ponoć pustoszeją ulice.

Ciepły kąt, ciepła strawa…
Jeśli chcemy oszczędzić na noclegach i nie przeszkadza nam ewentualne chrapanie współtowarzyszy, warto skorzystać z oferty hosteli. Najtańsze są sale wieloosobowe, od 10 euro (np. Capitalinn w Reykjaviku) do 15 (Backpakers w Akureyri , na północy). Warto mieć własny śpiwór (pościel i ręcznik to często cena noclegu), dostaje się wówczas łóżko, prześcieradło i poduszkę. Wszędzie jest czysto, świetnie wyposażone łazienki, nie tylko w prysznice czy suszarki do włosów, w Akureyri nawet w saunę. Podczas naszego wyjazdu zdarzało się tak, że spałyśmy same w dziesięcioosobowej Sali, ale i w pełnej obsadzie w szesnastoosobowej (warto mieć zatyczki do uszu). Wszędzie są kuchnie, w których ugotować (gdy mamy czas) lub podgrzać możemy wszystko, bo są mikrofale, piekarniki, tostery, kuchenki i lodówki.

Przypadkiem z koleżanką w poszukiwaniu noclegu trafiłyśmy na kemping w Hofn (miejsc w hostelu zabrakło) i okazało się, że po sezonie za niewiele wyższą cenę (18 euro) dostajemy ogrzewany domek z łazienką i kuchnią.

Ceny w restauracjach przyprawiają o zawrót głowy, zupa to wydatek rzędu 1300 koron. Śmiało polecić można natomiast hot-dogi, o których Islandczycy mówią, że są najlepsze na świecie (z parówkami z jagnięciną), a te najlepsze z najlepszych znajdziemy w niepozornej budce na nabrzeżu w Reykjaviku (380 koron, na drugiego zniżka). Chlubi się ona zdjęciami znanych gości, w tym Billa Clintona. Decydując się na wyżywienie we własnym zakresie, korzystajmy z najtańszej sieci sklepów "Bonus". W pozostałych placówkach jest znacznie drożej. Ulubione przez Islandczyków ,,świnki”, znaki ,,Bonusa” spotkać możemy jedynie w dużych miastach, poza rejonem Reykjaviku np. w Akureyri, Eglisstadir czy w Selfoss . Warto więc jadąc w trasę zrobić zapasy.

Taniej w internecie
Żałujemy, biegając w Reykjaviku od wypożyczalni do wypożyczalni, że nie skorzystałyśmy z okazji, które znajdowałyśmy w kraju w internecie. Wynajęcie samochodu na miejscu okazuje się znacznie droższe. Można się skutecznie targować, tyle, że ceną wyjściową hyundaia 10 okazuje 465 euro na tydzień. Zbić udaje się do 400, co nadal jest zwrotną kwotą.

Szukamy więc… w internecie. I znajdujemy – fiata pandę na osiem dni za 217 euro. Na dwie to już nie jest najgorzej, a benzyna na Islandii to koszt rzędu 243-246 koron za litr. Planujemy objazd wysypy asfaltową drogą nr. 1. Do turystycznych atrakcji trzeba jednak zjeżdżać szutrowymi ścieżkami. To daje jedynie przedsmak tego, co czeka śmiałków na drogach w interiorze. Nie ma się tam co zapuszczać bez samochodu z napędem na cztery koła.

Obowiązującą prędkością na trasie jest 90 km/h, w terenie zabudowanym 50 km/h. I warto tych ograniczeń przestrzegać, bo mandaty są horrendalne, sięgają 40 tysięcy koron!

Bezcenne i… bezpłatne
To co Islandia ma najcenniejszego i najpiękniejszego, czyli wulkany, gejzery, wodospady, krajobrazy na szczęście oglądamy za darmo. A kraj jest tak piękny, że właściwie w każdym miejscu można się zatrzymać, podziwiać i fotografować.
Tak jest i z lodowcami, ale jeśli zamierzamy się na nie wybrać, powinniśmy to zrobić z odpowiednim ekwipunkiem i z przewodnikiem. Płatnym, rzecz jasna.

Kosztuje też, i to słono, najsłynniejsze kąpielisko geotermalne Błękitna Laguna. Samo wejście (podobnie jak na wszystkich kąpieliskach bez limitów czasowych) to 35 euro, ale są też pakiety z masażami za 60 i 170 (z kolacją). Wydać? Nie wydać? Trochę żal, ale objeżdżając wyspę skorzystać możemy z dobrodziejstw ciepłych kąpieli o połowę taniej – na północy kraju w wodach geometralnych nad jeziorem Mytavn za 3000 koron.

Przykładowe islandzkie ceny:

  • 100 koron to 2,5 – 2,6 zł
  • Hot dog 350 – 400 koron
  • Sery w Bonusie 100 g 200-400 koron
  • Ogórek w Bonusie 170 koron
  • Wstęp na basen 550 koron
  • Muzea 1300 koron
  • Przejazd autobusem miejskim 350 koron
  • Karta turystyczna 24 h 2900 koron
  • Litr benzyny 243-246 koron
  • Wjazd na wieżę widokową kościoła w Reykjaviku 700 koron
  • Zupa i przekąski w restauracjach 1000 – 1400 koron
  • Piwo (2-procentowe) w pubie 900 koron

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gloswielkopolski.pl Głos Wielkopolski