– Całe swoje życie poświęciła mężowi, mojej siostrze Barbarze i mnie – wspomina Wojciech Fibak. – Mama od kilku dni przebywała w szpitalu, miała kłopoty z sercem. Jeszcze w piątek opowiadała z uśmiechem mi i opiekującemu się nią personelowi anegdoty z mojego sportowego życia. Była krótka historia z wyjazdu do NRD na międzynarodowy turniej juniorski. Pojechaliśmy do Magdeburga we troje mama, ja i dziadek – Bolesław Kolasiński. Byliśmy przekonani, że odpadnę w I rundzie, a ja te zawody wygrałem. Mama miała problem, bo nie byliśmy przygotowani na tak długi pobyt. Trzeba było dokupić jakieś koszulki, spodenki, załatwić kolejne noclegi. A ja zrobiłem takiego psikusa, ale wszyscy byliśmy zadowoleni, bo zwyciężyłem w całej imprezie.
Joanna Fibak, tak jak jej zmarły w 2000 roku mąż prof. Jan Fibak urodzili się w Poznaniu. Tutaj dorastali, ukończyli studia. Wydarzeniem, które wywarło wpływ na życie nastoletniej Joanny był wybuch II wojny światowej i wysiedlenie rodziny na wschód od Wisły, pod Siedlce.
Po wojnie Joanna ukończyła studia na wydziale chemii. Pasjonował ją sport. Grała w tenisa stołowego, siatkówkę, wiosłowała. Dzięki sportowi poznała przyszłego męża – Jana, absolwenta Wydziału Lekarskiego Uniwersytetu Poznańskiego. Pan doktor także kochał sport: wiosłował, uprawiał z sukcesami lekkoatletykę, grał w tenisa stołowego.
– Poznali się przy przystani wioślarskiej, sport sprawił, że zakochali się w sobie – podkreśla Wojciech Fibak. I dodaje, że mama nigdy nie podniosła głosu, nie znała słowa awantura. – Syn to był gagatek, a mama zawsze była kochana – wspomina z uśmiechem.
Pani Joanna zawodowo pracowała przez kilka lat w laboratorium, a następnie była nauczycielką i wychowawczynią w Techniku Kolejowym w Poznaniu. Ogrom czasu poświęcała rodzinie: mężowi, synowi Wojtkowi i córce Barbarze, która została architektem i od lat mieszka w Nowym Jorku.
Czytaj też: Poznań jest wciąż mój
Razem z mężem z wielkim zaangażowaniem włączyła się w rozwój kariery Wojtka. Przez lata zbierała wycinki z wydawnictw, w których pojawiało się nazwisko Fibak. Takich albumów w rodzinnym domu na Sołaczu jest kilkanaście. W 1977 roku prof. Fibak zainicjował turniej o Grand Prix Wojciecha Fibaka. Pani Joanna dopóki starczyło sił na kortach
AZS przy Noskowskiego – gdzie impreza się odbywała – zawsze się pojawiała. Kibicowała też uczestnikom challengera na Golęcinie.
– Mamę będę pamiętał zawsze jako osobę uśmiechniętą i pomysłową. Będąc młodym zawodnikiem nie dysponowałem zasobnym portfelem. Zużywałem dużo par butów. Miałem zwyczaj ślizgać się na mączce ciągnąc lewą stopę. Nie dziwnego, że w lewym bucie często robiła się dziura. Mama miała specjalnie przygotowane skórzane łatki, którymi skutecznie reperowała ubytki – kończy Wojciech Fibak.
Chcesz skontaktować się z autorem informacji? [email protected]
Pomeczowe wypowiedzi po meczu Włókniarz - Sparta
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?