Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Tomasz Stańko: Cenię artystki. Kobiety wnoszą to, czego my nie robimy

Marek Zaradniak
Nowy album Tomasza Stańko "Wisława" ukaże się na początku roku, a znakomity jazzman planuje trasę koncertową promującą płytę.
Nowy album Tomasza Stańko "Wisława" ukaże się na początku roku, a znakomity jazzman planuje trasę koncertową promującą płytę. Wojciech Matusik/Poolskapresse
Wisława Szymborska jest częścią popkultury w najlepszym tego słowa znaczeniu. Ze światowej sławy polskim jazzmanem Tomaszem Stańko rozmawiamy o poezji, muzyce i kobietach.

Na początku roku ukaże się Pana nowa płyta "Wisława". Jak doszło do tego, że zaczął Pan współpracować z Wisławą Szymborską?
Tomasz Stańko: - Współpracować to za duże słowo. Spotkanie to słowo bardziej właściwe. Dawno temu mój kolega z krakowskich lat młodości Jerzy Illg, który w Znaku był wydawcą pani Wisławy i jej przyjacielem, namówił mnie na pewnego typu formy współpracy z poetami. Zacząłem tworzyć muzyczne komentarze do wierszy. Chodziło raczej o solowe granie. Wtedy przekonałem się, jaką siłę mają krótkie, solowe intermedia, przerywniki między czytającymi swe wiersze poetami. Przekonałem się, że poeci czytają w bardzo specyficzny sposób. Brzmienie ich głosu jest całkiem inne niż aktorów. Jest nabrzmiałe, bo jest procesem twórczym wynikłym z poezji, które czytają. To zupełnie coś innego niż czytanie aktorskie. Ma inny charakter. Niezwykle muzyczny. W związku z tym robiłem te rzeczy jakiś czas, ale w pewnym momencie Jerzy Illg zaproponował mi wieczór autorski z panią Wisławą. Było to w warszawskiej "Trójce" wiele lat temu. Potem powiedział mi, że chce wydać ekskluzywną edycję poezji Szymborskiej, do której dołączona byłaby płyta z nagraniem z Opery Krakowskiej. To było bardzo inspirujące. Wręcz fantastyczne. Gdy pracowałem nad nowym albumem w Nowym Jorku, zmarła Wisława Szymborska. To było bardzo naturalne i spontaniczne, że właśnie jej chcę dedykować tę muzykę. Na razie jednak nie będę zdradzać szczegółów. Poczekajmy do premiery płyty. A to już wkrótce, bo na początku zimy przyszłego roku.

Jaki wpływ miała na Pana Szymborska?
Tomasz Stańko: - Była to fascynująca osoba, choć... nie znałem jej dobrze. Zawsze mi się wydawało, że ja pracuję nad dźwiękiem w podobny sposób jak poeci, a nie jak kompozytorzy. Tworzę krótkie formy jazzowe z szyframi do improwizacji. Najbardziej u Szymborskiej podobało mi się to, co ja też w jakiś sposób stosuję - połączenie tych prostych rzeczy, tych klusek ze skwarkami, z tym co transcendentne, z tym co mówi o życiu, o sensie życia, co zawiera głębokie, poważne pytania. W jej wypadku w połączeniu z tymi codziennymi sprawami to jest bardzo bliskie popkulturze i wbrew pozorom wydaje mi się, że Szymborska jest częścią popkultury w najlepszym tego słowa znaczeniu. Bo popkultura ma też w sobie bardzo wartościowe elementy.

Czy to, że mieszka Pan także w Nowym Jorku, wynika z Pana pozycji w Stanach Zjednoczonych?
Tomasz Stańko: - Trudno mi mówić o pozycji. Owszem, w kręgach jazzowych mam pozycję. Jestem uznanym muzykiem. Mam swój własny język, co nie jest takie typowe dla europejskich muzyków. Bardzo oryginalny. Inny niż wszystkie inne rzeczy jazzowe. Mieszkam tam bo to najważniejsza scena jazzowa na świecie. Jestem miejskim człowiekiem, a Nowy Jork oferuje mi miejskość jak mało które miasto na świecie, ale przede wszystkim mam wgląd na tamtejszą scenę. Trzeba trochę pomieszkać w Nowym Jorku, aby się orientować, jacy muzycy są aktualnie najistotniejsi. To bardzo ważne dla artysty takiego jak ja, który tworzy muzykę z improwizatorów. Proces dobierania muzyków to rodzaj tworzenia kompozycji. Bo każdy muzyk gra inaczej. Nic nie można narzucać, ale wybiera się takich, którzy mnie interesują.
Pianista David Virelles jest na przykład z pochodzenia Kubańczykiem. Ma on tradycyjne, romantyczne, rosyjskie podejście do klasyki, ale z drugiej strony siedzi w najbardziej czarnym jazzowym Nowym Jorku. Ma fenomenalną technikę.

Którzy muzycy wywarli na Pana szczególny wpływ?
Tomasz Stańko: - Nie mogę powiedzieć, że tylko muzycy. Sztuka, albo nawet szerzej - życie. Od początku miałem dość oryginalne podejście do muzyki. Wszyscy, których znałem, których kochałem, wywarli na mnie wpływ. Dość ważny jest Miles Davis, ale piekielnie ważny jest dla mnie Modigliani. Ważny jest też Van Gogh. Ważna jest narracja Faulknera. Inspiruje mnie i pozwala mi ocalić swoją narrację muzyczną. Ważny jest William S. Burroughs, "Pieśni Maldorora" Lautreamonta. Sztuka jest dla mnie duchowym jedzeniem.

A Komeda?
Tomasz Stańko: - Oczywiście. Wystartować z tej klasy artystą, tak charyzmatycznym, to wielka sprawa. Przed jego wyjazdem do Hollywood przebywaliśmy długo razem i jego ostatni zespół też razem dobieraliśmy. Różne były sekcje, a myśmy tworzyli trzon.

Na ilu trąbkach Pan aktualnie gra?
Tomasz Stańko: - Moim głównym instrumentem jest trąbka Monet, ale mam też parę trąbek Schilke. Zwykle swoje stare trąbki zostawiam sobie, ale jedną dałem na aukcję na rzecz powodzian w zachodniej Polsce.

Jakie jest Pana życiowe motto?
Tomasz Stańko: - Mam żyć, żyć, żyć. To jest najważniejsze.

Czyli?
Tomasz Stańko: - Przeżywać życie. To jest dla mnie najważniejszy imperatyw. To jest fascynujące, a najbardziej fascynująca jest ewolucja. I ona na mnie bardzo mocno promieniuje. Oczywiście chodzi o ewolucję biologiczną, ale to dotyczy też innych rzeczy, bo wszędzie są podobne prawa rozwoju. Najważniejsze w tym wszystkim dla mnie to iść drogą naprzód.

Czego Pan w życiu nienawidzi, a co szczególnie ceni?
Tomasz Stańko: - Nienawidzę ksenofobii i rasizmu, a cenię tolerancję. To prawda, która pozwala nam zapomnieć o tym, że jesteśmy zwierzętami, które nie są tolerancyjne, ale również przypomnieć o tym, że od dłuższego czasu mówimy o tym, że jesteśmy ludźmi. A ludzką rzeczą jest właśnie tolerancja.

Rozmawiamy m.in. o Pana fascynacji Wisławą Szymborską. A jakie inne kobiety miały na Pana wpływ?
Tomasz Stańko: - Trudno mi powiedzieć. Wszystkie śpiewaczki jazzowe. Od Billie Holiday, Shirley Horn... Bardzo cenię kobiety jako artystki, bo mają w sobie taką jakąś miękkość. Dziś szczególnie dużo jest ich w muzyce klasycznej i literaturze. W Metropolitan Opera są świetne śpiewaczki, są kompozytorki, perkusistki. Wydaje mi się, że ta fala idzie bardzo poważnie i to tylko kwestia czasu, że będziemy mieli równouprawnienie. Spowoduje to znów wzbogacenie języka twórczego, bo nasz język, język męski, to tylko połówka. Natomiast kobiety wnoszą to, czego my nie robimy. Choć jesteśmy silniejsi, one mają inną mentalność, ale równie bogaty język, choć troszeczkę inny. A to troszeczkę czasami jest bardzo ważne.

Jaki będzie rok 2013 dla Pana?
Tomasz Stańko: - Będę na pewno bardzo zajęty. Różnymi rzeczami, ale wiodące będą koncerty z nową płytą.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gloswielkopolski.pl Głos Wielkopolski