Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

W rozmowie z Kulczykiem o prywatyzacji Enei powoływała się na Buzka. Jest oskarżona o oszustwo

Łukasz Cieśla
Prokuratura zakończyła śledztwo w sprawie płatnej protekcji w kontekście prywatyzacji poznańskiej Enei. W 2010 roku pewna kobieta, w rozmowie z Janem Kulczykiem chcącym wówczas kupić spółkę Enea, powoływała się na znajomość u Jerzego Buzka. Jednocześnie prosiła Kulczyka o wpłatę na konto fundacji z Katowic. Sprawę wyjaśniała poznańska prokuratura.

Śledztwo przyniosło nieoczekiwany finał. Okazało się, że fundacja zebrała prawie 100 tys. zł na leczenie dziewczyny chorej na stwardnienie rozsiane. Z tych pieniędzy chora na SM miała dostać zaledwie 500 złotych. O oszustwo i przywłaszczenie oskarżono dwóch członków zarządu fundacji.

Doniesienie do prokuratury w 2010 roku złożył pełnomocnik Jerzego Buzka. Polityk PO był oburzony, że ktoś w jego imieniu dzwonił do Jana Kulczyka, gratulował zakupu Enei (choć transakcja nie doszła do skutku) i prosił o wpłatę na rzecz fundacji z Katowic. Pieniądze od Jana Kulczyka miałyby trafić na pomoc powodzianom.

Jan Kulczyk nie dał się nabrać. Zadzwonił do Jerzego Buzka. Ten zaprzeczył, by ktoś w jego imieniu dzwonił do poznańskiego biznesmena.

Śledztwo w sprawie wszczęła poznańska Prokuratura Apelacyjna. Ustaliła, że do Kulczyka dzwoniła Anna K., członek zarządu fundacji z Katowic. Bezpodstawnie przedstawiła się jako bliska współpracowniczka Jerzego Buzka. Starała się rzekomo wytworzyć wrażenie, że wiele może załatwić u polityka PO. Prosiła o wpłatę na szczytny cel.

- Ten wątek został umorzony, ponieważ Anna K. nie mówiła, że coś załatwi Janowi Kulczykowi. Żadne takie zapewnienie nie padło, co potwierdził jej rozmówca - mówi prokurator Hanna Grzeszczyk z poznańskiej Prokuratury Apelacyjnej.

Jednak śledztwo zakończyło się aktem oskarżenia przeciwko działaczom fundacji. Stało się tak wskutek analizy jej dokumentacji finansowej. Okazało się, że od pewnego czasu fundacja zbierała pieniądze dla mieszkanki województwa śląskiego chorej na SM. Chodziło o kupno drogiego leku. Fundacja miała zebrać od różnych firm 98 tys. zł. Chora na SM z tej kwoty dostała tylko 500 zł. Kiedy w pewnym momencie okazało się, że musiała odstawić lek, bo okazał się nieskuteczny, fundacja i tak zbierała pieniądze na jego kolejne dawki.

- Trudno powiedzieć, co konkretnie stało się z większością pieniędzy zebranej dla chorej. Dwóch członków zarządów fundacji, których oskarżyliśmy, nie przyznało się do zarzutów i odmówiło składania wyjaśnień - zaznacza prokurator Grzeszczyk.

Oskarżeni o oszustwo i przywłaszczenie pieniędzy to Zbigniew G., prezes katowickiej fundacji oraz Anna K., zasiadająca w jej zarządzie. Fundacja dalej prowadzi działalność. Ze strony internetowej wynika, że jej działalność sponsorowało kilkadziesiąt różnych firm.

NAJNOWSZE INFORMACJE Z POZNANIA I WIELKOPOLSKI: GLOSWIELKOPOLSKI.PL

Możesz wiedzieć więcej! Kliknij i zarejestruj się: www.gloswielkopolski.pl/piano

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gloswielkopolski.pl Głos Wielkopolski