Malec jest kolejną ofiarą letnich wypadków, których liczba dramatycznie rośnie wraz z nadejściem wakacji.
- Do uratowania chłopca w dużej mierze przyczynili się chirurdzy dziecięcy z ostrowskiego szpitala, którzy po otwarciu jamy brzusznej szybko postawili prawidłową diagnozę, wykonali tamponadę wątroby, a potem natychmiast przekazali go w nasze ręce - mówi dr hab. Przemysław Mańkowski z Kliniki Chirurgii, Traumatologii i Urologii Dziecięcej UM w Poznaniu, główny chirurg w zespole operującym Sebastiana.
Wątroba dziecka została okrutnie pocharatana, a rozerwane naczynia krwionośne dosłownie cały ten organ skąpały we krwi. Ucierpiały też inne organy - trzustka i jelita. Ostrowscy lekarze nie mieli wątpliwości, że tak rozległymi i groźnymi dla życia urazami może się zająć tylko szpital z najwyższymi referencjami. Z otwartymi ranami i tamponami powstrzymującymi krwawienie, reanimacyjna karetka pognała na sygnale do poznańskiej lecznicy dziecięcej im. Karola Jonschera.
Gdyby nie to wstępne, prawidłowe postępowanie w powiatowej placówce, dzieciak nie przeżyłby kilkudziesięciu kilometrów transportu. Na śmigłowiec była zbyt późna pora, nie było też bliższego szpitala, gdzie zoperowano by dziecko z tak rozległymi wielonarządowymi urazami. Wybrano transport w stanie zagrożenia życia, który, jak się potem okazało, uratował malcowi życie.
- Kiedy chłopiec trafił do nas na intensywną terapię, był w ciężkim stanie, więc po podaniu mu niezbędnych preparatów, w tym hamujących krwawienie, od razu przekazaliśmy go na blok operacyjny - opowiada dr med. Alicja Bartkowska-Śniatkowska, kierownik Kliniki Anestezjologii i Intensywnej Terapii.
Od godz. 9 do 18.30 trwało - bez chwili przerwy - naprawianie szkód, jakie wyrządziła dziecku niewinna z pozoru jazda na bramie.
Wypadek zdarzył się w małej miejscowości pod Ostrowem Wielkopolskim. Dzień dobiegał końca, gdy rozhuśtane żelazne skrzydło z dzieciakiem w roli pasażera przygniotło go tak, że rozerwało mu wnętrzności. Największe zagrożenie stanowiła mocno ukrwiona wątroba, z której nieustannie lała się krew. Każde, już nawet małe uszkodzenie wywołuje krwawienie, a tutaj lekarze mieli ocean krwi.
Przy usuwaniu zmiażdżonej znacznej części prawego płata chirurdzy niespodziewanie natrafili na duże anomalie rozwojowe, które jeszcze bardziej utrudniły "gładki" przebieg operacji. Wielokrotne transfuzje krwi, intensywne leczenie i całodobowy monitoring, gdy patrzy się teraz na spokojną, śpiącą buzię Sebastiana, wydają się już bardzo odległe.
Wczoraj - po raz pierwszy od operacji - dr Alicja Bartkowska-Śniatkowska, gdy badała chłopca, usłyszała jego rezolutny głos: - Dlaczego mnie badasz? - spytał przytomnie.
Stan małego pacjenta na tyle się poprawił, że z intensywnej terapii został przekazany na chirurgię.
- Trzustka wraca do normy, goją się jelita, także wątroba odzyskuje zdrowie, ale leczenie w szpitalu potrwa jeszcze około trzech tygodni - informuje dr hab. Przemysław Mańkowski.
Utraconej części wątroby chłopiec nie odzyska, ale jest nadzieja, że rekonwalescencja potrwa bez zakłóceń, a wtedy okaleczony organ całkowicie wystarczy rosnącemu, a potem dorosłemu organizmowi.
- Będziesz jeździł na bramie? - spytał chłopca poznański chirurg, gdy odwiedziliśmy wczoraj uratowane dziecko.
- Nie! - zaprzecza pacjent spod przytulanek i kroplówki. Jest jeszcze bardzo słaby, samodzielnie oddycha, ale lekarze nie mają już zastrzeżeń do jego układu krążenia.
- Przypadek Sebastiana to kolejne nieszczęście ze szczęśliwym zakończeniem - kwituje poznańska anestezjolog.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?