Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Wanda Błeńska: Niech smutki pozdychają z głodu

Anna Kot
Dr Wanda Błeńska w Poznaniu się urodziła  i mieszkała do końca i on uznał ją za swą  honorową obywatelkę. Ale miała też wiele innych orderów, krzyży zasługi i odznaczeń
Dr Wanda Błeńska w Poznaniu się urodziła i mieszkała do końca i on uznał ją za swą honorową obywatelkę. Ale miała też wiele innych orderów, krzyży zasługi i odznaczeń Grzegorz Dembiński
Jakiejkolwiek dziedziny jej życia nie dotknąć, w każdej Wanda Błeńska robiła rzeczy niezwykłe. Przy całej prostocie swego życia. I dlatego przeszła do historii misji, medycyny, Polski i Poznania.

Wanda Błeńska była po prostu wielka, ta filigranowa kobieta pełna serdeczności i prawdziwej miłości, jakimi darzyła każdego człowieka - dziecko i dorosłego, czarnego i białego, wierzącego i ateistę. Ale nie z racji swych relacji z innymi ludźmi przeszła do historii. I nie z racji rekordowej długości życia - choć przeżyła 103 lata i 27 dni, w doskonałej kondycji fizycznej i intelektualnej niemal do końca. Dr Wanda Błeńska po prostu robiła rzeczy wielkie, choć sama traktowała je jako zwyczajne i oczywiste. I podkreślają to wszyscy, którzy się z nią zetknęli: świeccy i duchowni, lekarze i studenci, krewni i przyjaciele.

- Po raz pierwszy spotkałam panią doktor, i tu się zaprzyjaźniłyśmy, w klinice chorób tropikalnych w Poznaniu, latem 1990 r., kiedy przyjechała na wakacje z Ugandy. Okazało się, że jest chora na malarię, byłam jej lekarzem prowadzącym - wspomina dr Barbara Skoryna-Karcz, lekarz medycyny tropikalnej i przyjaciółka Wandy Błeńskiej, z którą w latach 1993-2004 prowadziła wykłady dla przyszłych misjonarzy w Centrum Formacji Misyjnej w Warszawie. - Była absolutnie nieabsorbującą pacjentką.

Dr Skoryna-Karcz podkreśla, że Wanda Błeńska była wspaniałym przyjacielem, o niezwykłej bystrości umysłu, ogromnej tolerancji i pogodzie ducha z wielkim poczuciem humoru. - Pani doktor nigdy nie "hodowała" złych doświadczeń - wspomnień czy wydarzeń. Zapytana kiedyś przez dziennikarzy, co pamięta złego z 43-letniej pracy w Ugandzie, po chwili zastanowienia odpowiedziała: "Nic nie pamiętam złego". Zawsze powtarzała: "Nie karmcie trosk i smutków - niech pozdychają z głodu".

Wanda Błeńska od początku wiedziała, kim chce być - lekarzem i misjonarką w Afryce

- Ciocia podchodziła do ludzi z wielką miłością i radością mimo ogromu cierpienia, które widziała podczas pobytu w Afryce - opowiada Magda Błeńska, krewna lekarki. - Opowiadała na przykład, jak z jeziora Wiktoria wypływały setki trupów na brzeg, a ona robiła swoje. Zachowała do końca życia pogodę i pokój ducha, które trudno opisać.

- Dla niej każdy pacjent stanowił osobną ogromną wartość i takim ogromnym szacunkiem darzyła każdego - przypominała po jej śmierci na naszych łamach Justyna Janiec-Palczewska, wiceprezes Fundacji "Redemp-toris Missio".

- Jako lekarza cechowała ją ogromna empatia, pełne poświęcenie i zaangażowanie - potwierdza dr Skoryna. - Pacjent był pewien, że podczas wizyty u niej jest jedynym niepowtarzalnym, godnym najwyższej uwagi człowiekiem. A dodajmy, że jako misjonarka leczyła najbiedniejszych, wykluczonych ze społeczności chorych na trąd i z szacunku do nich, nigdy nie badała ich w rękawiczkach.

Wanda Błeńska od początku wiedziała, co chce robić i kim chce być - lekarzem i misjonarką w Afryce. I dlatego - kiedy nie miała jeszcze 17 lat - to ojciec Teofil Błeński musiał tłumaczyć dziekanowi wydziału lekarskiego Uniwersytetu Poznańskiego, dlaczego pozwala ledwie nastolatce na tak trudne studia.

A już po nich, przeżywszy typowe wydarzenia, jakie spadły na pokolenie wojenne (walka, konspiracja) i zdobywszy kwalifikacje w medycynie tropikalnej w Niemczech i w Anglii, w 1951 roku wyjechała do Ugandy - do Buluby nad jeziorem Wiktorii na 43 lata, które oddała trędowatym.

Do Poznania wróciła w 1994 roku, na - wydawałoby się - zasłużony odpoczynek jako kombatantka misji i medycyny. Nic bardziej mylnego - 83-letnia kobieta, pełna sił i radości życia, jeszcze mając 95 lat, służyła swoją wiedzą i umiejętnościami misjonarzom, wolontariuszom i lekarzom, jeżdżąc po całym kraju z wykładami na temat trądu.

- Ta drobna kobieta pokazała, do jakiego heroizmu jest zdolny człowiek - uważa dr Kazimierz Szymczycha SVD, misjonarz werbista, sekretarz Komisji Episkopatu Polski ds. Misji. - Udowodniła, że misje nie stanowią domeny i zadania mężczyzn i osób duchownych. Wanda Błeńska swoją służbą człowiekowi napisała historię, której nie da się wymazać - jej dorobek i wielkość uznaje i świat misyjny, i lekarski.

I rzeczywiście. Tak dalece, że już w 1997 r. została patronką najpierw Piątkowskiej Szkoły Uspołecznionej w Poznaniu, a potem zespołu szkół w Niepruszewie i w Kowalach koło Gdańska.

Wanda Błeńska: Niech smutki pozdychają z głodu

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gloswielkopolski.pl Głos Wielkopolski