Najmniej pożądany sposób nabycia nieruchomości - tak Marek Napierała, były już dyrektor poznańskiego oddziału Generalnej Dyrekcji Dróg Krajowych i Autostrad, określił wywłaszczania działek pod budowę dróg. Jeszcze większym złem jest ono dla samych wywłaszczonych.
- Osoby wywłaszczone miesiącami czekają na odszkodowania - alarmują kontrolerzy NIK w swoim najnowszym raporcie. - Przepisy wprawdzie przewidują krótkie terminy, ale w praktyce nie są one dotrzymywane. Przyznawane odszkodowania są często zaniżane lub zawyżane ze względu na błędy w wycenie.
W ramach obowiązującej od 2006 roku tzw. specustawy drogowej nieruchomość leżąca w pasie przyszłej autostrady czy drogi krajowej staje się własnością Skarbu Państwa już w momencie wydania zezwolenia na realizację inwestycji. Wywłaszczonym przysługuje odszkodowanie, które ustala wojewoda na podstawie wyceny sporządzonej przez rzeczoznawcę majątkowego.
W ciągu ostatnich pięciu lat na biurko wielkopolskiego wojewody trafiło ponad 2 tysiące spraw o ustalenia odszkodowania za nieruchomości przejęte pod drogi krajowe. Zgodnie z przepisami urzędnicy mieli miesiąc, by je wyliczyć.
Praktyka? Wśród 20 spraw, które wzięli pod lupę kontrolerzy NIK, sześć decyzji zostało wydanych w terminie od 522 do 699 (!), a pięć od 400 do 499 dni. Tylko cztery sprawy zamknięto w ciągu trzech miesięcy.
- Spraw jest za dużo, etatów za mało, a terminy absurdalne. Tylko rzeczoznawca potrzebuje co najmniej miesiąca - tłumaczą się urzędnicy.
Jest jednak dobra wiadomość dla obecnych i przyszłych wywłaszczonych.
- We wszystkich objętych kontrolą postępowaniach wysokość odszkodowania ustalona w decyzji wojewody była równa wartości nieruchomości ustalonej przez rzeczoznawcę majątkowego - mówi Andrzej Aleksandrowicz, dyrektor delegatury NIK w Poznaniu.
To zupełnie odwrotnie, niż gdy wywłaszcza gmina. Markowi Dębskiemu z gminy Swarzędz, któremu zabrano pod drogę ponad 3 tysiące metrów, były już wiceburmistrz Adam Trawiński miał proponować... złotówkę za metr.
- To były zwyczajne kpiny - mówi Marek Dębski.
Dębski odwołał się do starosty, a ten zamówił wycenę, z której wynikało, że mieszkańcowi należy się prawie 200 tys. złotych. Przypadek Dębskiego nie należy do odosobnionych.
- Nie wszyscy burmistrzowie i wójtowie traktują mieszkańców jak partnerów - mówi Jan Grabkowski, starosta poznański. - Jak się komuś odbiera jego własność, to należy mu się przyzwoite odszkodowanie. Niestety, zbyt często się zdarza, że to, co proponują gminy, nie zasługuje nawet na słowo nieprzyzwoite. Nie rozumiem, dlaczego ukrywają wycenę nieruchomości. W starostwie nie robimy z tego tajemnicy.
Podobne doświadczenia ma poznański prawnik Daniel Majchrzak.
- To nie przepisy są złe, ale praktyka urzędników - twierdzi Daniel Majchrzak. - Osoby wywłaszczane stawiane są często pod murem. Albo bierzesz to, co ci proponujemy, albo masz problem. Druga strona nie daje im nawet możliwości zapoznania się z wyceną, bo na wywłaszczonych chce zwyczajnie zarobić. Co ma zrobić osoba, którą czeka perspektywa utraty dachu nad głową? Odmówi, to zostanie bez domu i bez pieniędzy. To nie tylko nieetyczne. To bezprawie.
Daniel Majchrzak prowadził m.in. sprawę rodzin wywłaszczonych pod rozbudowę ul. Grunwaldzkiej w Poznaniu. Spór z miastem odnośnie odszkodowania do tej pory jest niezakończony.
- W lipcu dostaliśmy pismo z urzędu, że analizują sprawę i podejmą dalsze działania - mówi radca prawny Daniel Majchrzak - Jesteśmy ludźmi kulturalnymi.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?