Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Żużel: Tomasz Jędrzejak ucałował... tor żużlowy. Tak uczcił mistrzostwo Polski na żużlu!

Wojciech Koerber
Pięknie się cieszył Tomasz Jędrzejak z tytułu indywidualnego mistrza Polski na żużlu. Kapitan Betardu Sparty uczynił to w sposób przekonujący, by żadnej marudzie nie przyszło do głowy deprecjonować sukces. Po drodze na podium zgubił tylko oczko, które ukradł mu już na starcie 17-letni Bartosz Zmarzlik. Trzy oczka zaliczki nad srebrnym Rafałem Okoniewskim oraz brązowym Krzysztofem Buczkowskim to chyba jednak mocna wizytówka.

- Zasłużyłem na ten tytuł, spełniając swoje wielkie marzenie. Od zawsze chciałem być mistrzem Polski - mówi Jędrzejak. Zasłużył, od początku sezonu pisze swoje CV wielkimi literami. Tuż po 17. biegu, w którym już na pierwszym łuku nakrył czapką (w zasadzie już czapką Kadyrowa) Okoniewskiego i Buczkowskiego, oszalał z radości.

Pokiwał głową we wszystkie strony, położył się na torze, wstał, podskakiwał, wreszcie ucałował... ziemię świętą. Tzn. zielonogórski tor. No, a w mieście, w którym obowiązującą religią jest speedway, tor to ziemia święta właśnie. "Zapunktował" Jędrzejak u kibiców Falubazu, lecz to zawodnik uzależniony od Wrocławia. W końcu trzykrotnie przychodził do WTS-u (2002-2003, 2007-2009...)

Mistrzowski tytuł uczcił Jędrzejak... hot dogiem.

- No tak, późno już było, wszystko pozamykane. Spotkaliśmy się więc na stacji benzynowej i zjedliśmy po hot dogu z ke-tchupem - mówi nam menedżer Piotr Baron, który ma w tym sukcesie swoją cegiełkę. Taki szary korzeń pięknego, kolorowego kwiatu.

- Jestem szczęśliwy, bo Tomkowi ten tytuł się należał. Pracowity, skromny chłopak. A przecież jeszcze trzy lata temu zastanawiał się, gdzieś tam w hotelu w Tarnowie, czy nie kończyć z żużlem. Tuż po zawodach przypomniał to zresztą Zenkowi Kasprzakowi, mówiąc "pamiętasz, jak chciałem sobie dać spokój?" - zdradza Baron.

Jędrzejakowi nie przeszkodziło nawet przejście na zewnętrzne pola w końcowej fazie zawodów. A miał wtedy po lewej stronie najgroźniejszych rywali, kandydatów do pudła.

- Los nam sprzyjał, bo ten 17. wyścig był tuż po równaniu, a polewaczka przylała jeszcze nieco krawężnik. Tomek pięknie wyszedł ze startu, wkładał koło tam, gdzie trzeba było włożyć, jazda sprawiała mu wielką frajdę - dodaje menago.

Na podium stanął Jędrzejak ze starszą córką, następnego dnia po zawodach też zbierał siły w rodzinnym gronie.
- Sam podkreśla, że czasem potrzebuje i dwa dni na dojście do siebie po zawodach. Ciążyła na nim duża presja, bo przecież wiedział, o co jedzie i jaka szansa przed nim - wyjaśnia Baron. To bez wątpienia najlepszy sezon w falującej karierze Jędrzejaka. Nerwowej, krętej.

Za swojej pierwszej wrocławskiej kadencji pracował na łatkę jeźdźca własnego toru. Na Stadionie Olimpijskim woził dwucyfrówki i Tomasza Golloba. Na obcych stadionach niejednokrotnie kończył występy dwoma zerami, po czym wycofywany przez Marka Cieślaka miał o to pretensje. Po dwóch sezonach (2002-03) na kolejne trzy postanowił wrócić do Ostrowa, jakby w myśl powiedzenia, że lepiej być pierwszym na wsi niż drugim w mieście (nie irytujcie się, nikogo nie chcemy obrazić, a jedynie oddać obraz wydarzeń). Tam chciał się odbudować, a przy okazji pomóc klubowi w awansie. Nie udało się. Lata 2007-09 znów spędził we Wrocławiu. Sezon 2008 był wyśmienity, pamiętamy m.in. komplet wywalczony w domowym meczu z Apatorem.

Po hossie przychodziły jednak w tej karierze dołki. Jędrzejak stał się w polu łatwym do połknięcia kąskiem. Irytowało to i jego, i kibiców. Ci bardziej uszczypliwi żartowali wówczas, że - jak się okazuje - na wrocławskim torze można jednak wyprzedzać. Tylko dlaczego zawsze Jędrzejaka. Po tarnowskim epizodzie i czarnych hotelowych myślach od zeszłego roku to znowu świetny zawodnik. 33-letni, z bagażem doświadczeń. A z takim bagażem jeździ się szybciej. Baaardzo szybko.
Dzika radość po ubiegłotygodniowym sukcesie to z kolei dowód, jak bardzo tych sukcesów jest Jędrzejak głodny. Jak pazerny na nie, jak ambitny. Ufamy, że falowanie to już przeszłość, choć żużel - to niby proste skręcanie w lewo - jest paradoksalnie skomplikowanym sportem. Mocny musi być silnik, ale i głowa. Także budżet i wiele innych niuansów.

Możesz wiedzieć więcej! Kliknij i zarejestruj się: www.gloswielkopolski.pl/piano

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gloswielkopolski.pl Głos Wielkopolski