Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

6. Piloci i ich kobiety

Mateusz Pilarczyk
Pierwszą miłością polskich pilotów był PZL P.11 Dopiero później przyszedł czas na Angielki
Pierwszą miłością polskich pilotów był PZL P.11 Dopiero później przyszedł czas na Angielki ANDRZEJ BANAS/POLSKAPRESSE
W naszym cyklu w 70. rocznicę Bitwy o Anglię piszemy o kronikarzu Dywizjonu 303 i niezwykłych wyczynach polskich pilotów, którzy równocześnie podbijali niebo Brytanii i serca Angielek, a nie uczyniliby tego bez pomocy samolotów.

Pamiętaj! Jesteś godnym następcą husarii i pionierów polskiego lotnictwa! Pamiętaj, abyś zawsze i wszędzie zachowywał się po rycersku! - głosił Kodeks Podchorążych szkoły w Dęblinie, z której wywodzili się polscy piloci uczestniczący w Bitwie o Anglię. W szkole, oprócz pilotażu, młodych lotników uczono bycia dżentelmenami. Wbijano im do głów, że pilot zawsze przynosi damie kwiaty i całuje ją w rękę. Lekcje te zaprocentowały, kiedy lotnicy z polskich dywizjonów podbijali serca Angielek. Choć nie zawsze robili to w zgodzie z kodeksem... "Były wszelkie możliwe kłopoty z dyscypliną. Polacy często sprowadzali sobie na kwatery panie, na co krzywiono się w kasynie oficerskim" wspominał dowódca 302 Dywizjonu.

Uwodzili tańcem
Jak to w wojsku bywa, chorążych sprawdzano też w boju. W szkole urządzano wielkie bale. Manewry, w których młodzi piloci szlifowali umiejętności podbijania niewieścich serc, a co ważniejsze, nauczyli się tańczyć. "Ależ to niezrównani tancerze! Teraz rozumiem ich powodzenie u kobiet!" miał powiedzieć markiz Donegall podczas balu, który w lutym 1941 roku urządziła dla swoich podopiecznych matka, opiekunka polskiego dywizjonu lady Smith-Bingham. Sala londyńskiego hotelu Dorchester pełna była pięknych pań. Wśród nich była młoda wdówka, która, jak opisuje Arkady Fiedler, po paru drinkach straciła angielską powściągliwość i uwzięła się na Jana Zumbacha. Pań, które się "uwzięły" na późniejszego dowódcę 303, było mnóstwo. Zumbach wspomina, że w Anglii przydzielono im specjalnego oficera, który miał ich powstrzymywać przed wizytami w Londynie. Jego misja była z góry skazana na porażkę.

Baza Northholt, w której stacjonowali piloci z 303, była oddalona o godzinę jazdy metrem od centrum Londynu. Godzinę od zadymionych londyńskich klubów, w których hołdowano zasadzie "Używajmy życia, bo jutro umrzemy". To był czas wojny. Czas szybkich miłości. "W Londynie czekały usta czerwone jak róże" - napisał w dzienniku jeden z polskich pilotów, którzy w pełni zasłużyli sobie na miano podrywaczy. "Przez cały dzień mówię: tak jest, sir, a przez całą noc: nie, sir" - opisywała swoją służbę w jednostce pomocniczej Angielka.

Polakami straszono też maturzystki: "I pamiętajcie, trzymajcie się z dala od ginu i polskich lotników!" przestrzegała dyrektorka prywatnej szkoły. O wyczynach Polaków wiedział też dowódca bazy w Northholt Stanley Vincent, który podsumował ich zachowanie w rymowance: "Polak zawsze... W oko wpada, Gdy maszyną swoją siada, Gdzie tylko się da... Raz Ląduje w rowie, Drugi raz na głowie... Gdzie się tylko da. Panie wielbią go, Tak jak nikogo. Kocha się o Boże, Gdzie tylko może, Gdzie tylko się da!"

"Nasz" Chorwat w dywizjonie
Mirosław Ferić mimo obco brzmiącego nazwiska był reprezentantem Wielkopolski w Kościuszkowskim dywizjonie. Ten as lotnictwa z 9 pewnymi zestrzeleniami był obok Zumbacha i Łokuciewskiego jednym z "trzech muszkieterów" z Dęblina.

Urodzony w Travniku leżącym wówczas na terytorium Austro-Węgier był synem polskiej nauczycielki, którą opuścił mąż Chorwat. Matka wraz z synami już w 1919 roku przeprowadziła się w rodzinne strony do Ostrowa Wielkopolskiego. Ulubionym zajęciem trzynastoletniego Mirosława było przesiadywanie na lotnisku lokalnego aeroklubu oraz igranie z grawitacją. Jedną z zabaw "Miki" było chodzenie po balustradzie balkonu mieszkania na trzecim piętrze. Toteż nikogo nie zdziwiło, że dwudziestoletni Ferić wybrał się do Dęblina. To głównie dzięki niemu możemy nie tylko poznać zmagania dywizjonu 303 z Luftwaffe, ale i przeżycia pilotów.

Ferić swój dziennik zaczął prowadzić pod koniec sierpnia 1939 roku. Stacjonował wówczas wraz ze 111 Eskadrą Myśliwską im. Tadeusza Kościuszki na lotnisku polowym pod Warszawą. W oczekiwaniu na niemiecki atak lotnik postanowił pisać dziennik. Prowadził go sumiennie aż do śmierci w lutym 1942 roku. Pierwszy wpis w dzienniku potwierdza, że głowy polskich pilotów oprócz latania i wojny wypełniały kobiety. Ferić opisywał sytuację, w której dostał od kolegi reprymendę za to, że poprzedniego wieczoru nie nadskakiwał wystarczająco swojej dziewczynie w klubie.

Tworzenie dziennika po przegranej z Niemcami stało się misją Fericia. Nie ograniczał się tylko do swoich wspomnień. Z czasem prosił kolegów o wpisy, a opornych zmuszał wręcz do przelewania myśli na papier. "Chodziłem cały tydzień za nimi, ale jeszcze będę chodził tak długo, aż postawię na swoim i księga powoli zapełni się ich przeżyciami i wrażeniami" - pisał Wielkopolanin.
Ich prawdziwa miłość
Powodzenie u kobiet nie brało się tylko z szarmanckich manier. Ważne było to, że byli lotnikami. Myśliwcami. Najlepszymi z najlepszych. Na nic jednak zdawały się wybitne umiejętności bez dorównujących im maszyn, a lotnik bez dobrego samolotu jest jak husarz bez konia. Przekonało się o tym srogo nasze lotnictwo w trakcie kampanii wrześniowej.

Samolot PZL P.11 w różnych odmianach stanowił trzon naszego lotnictwa myśliwskiego. Powstał na deskach kreślarskich na początku lat trzydziestych XX wieku. Wówczas konstrukcja była innowacyjna. Wszyscy podziwiali charakterystyczne złamane skrzydła, które oprócz świetnych właściwości aerodynamicznych dawały pilotom o wiele większe pole widzenia, niż to miało miejsce w przypadku klasycznych górnopłatów.

W roku 1939 świat już nas wyprzedził. Zaczynały się era dolnopłatów. Na papierze polscy lotnicy nie powinni nawet startować do podniebnych pojedynków z Messerschmittami. Hitlerowskie Bf-109 przewyższały je praktycznie w każdym względzie. Lepsza o ponad 100 km/h prędkość maksymalna, lepsze uzbrojenie (bo choć nasze samoloty były w części uzbrojone w cztery karabiny maszynowe, to przez zawodny mechanizm synchronizacyjny zdarzało się odstrzeliwać polskim lotnikom własne śmigła), a co najważniejsze Bf-109 mógł operować na wyższym o 300 metrów pułapie i wznosił się o około 3 m/s szybciej niż polskie maszyny, o czym dobrze wiedzieli Niemcy.

"Eskadra wystartowała pojedynczo z piaskowego lotniska polowego na przechwycenie, pościg grupy bombowców, które po bombardowaniu Warszawy wracały do Prus wschodnich. Po starcie nabierając wysokości, przyłapanie nieprzyjaciela, który również nabierał wysokości, było niemożliwe!" meldował 1 września pilot z 113. Eskadry Myśliwskiej.

Dlatego też polscy piloci po dotarciu do Anglii nie tęsknili za swoimi maszynami, a Arkady Fiedler nie bez podstaw pisał: "Toż to rewelacja: Hurricane! Zobaczyli, jakie to niezrównywane narzędzie w ręku wytrawnych pilotów. Jego osiem karabinów maszynowych to nieprawdopodobna, miażdżąca potęga ognia". Ta potęga ognia obroniła Anglię przed Luftwaffe. Z tej potęgi ognia korzystali też podczas II WŚ piloci dywizjonu Kościuszkowskiego. Choć Huragany były już wtedy zastępowane przez słynne Spitfajery, to piloci 303 wsiedli do nich dopiero na początku 1941 roku. Właśnie podczas jednego z lotów ćwiczebnych zginął Mirosław Ferić. W jego Spitfajerze urwało się skrzydło. Mimo tego piloci chwalili te maszyny i korzystali z ich różnych wersji aż do kwietnia 1945 roku.

Przed zakończeniem wojny na wyposażeniu 303 znalazł się jeszcze jeden typ samolotu. P-51 Mutang- jeden z najlepszych samolotów II WŚ. To właśnie na nim pod dowództwem kpt. pil. Bolesława Drobińskiego 303 odbył swój ostatni lot bojowy, zapewniając osłonę dla bombowców lecących nad Bertchesgaden - miejscem, gdzie mieściła się słynna rezydencja Adolfa Hitlera Berghof.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gloswielkopolski.pl Głos Wielkopolski