Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Artjoms Rudnevs: Woli strzelać, niż rozmawiać

Maciej Lehmann
Artjoms Rudnevs ma twarz aniołka, ale na boisku jest diabelsko skuteczny
Artjoms Rudnevs ma twarz aniołka, ale na boisku jest diabelsko skuteczny M. Zakrzewski
Artjoms Rudnevs to strzelba Lecha. 22-latka rozsławiły trzy gole przeciwko Juve. Potem - tak jak cały zespół - przeżywał kryzys. Teraz się odblokował. Czy znów trafi "Starą damę"?

Do swoich rodaków, łotewskich dziennikarzy mówi... po rosyjsku. Do Węgrów i żurnalistów znad Dunaju starał się mówić po... angielsku. Widocznie nie za bardzo to wychodziło, bo z dziennikarzami polskimi w ogóle nie chce rozmawiać.

Wyjątek zrobił tylko po meczu z Juventusem. Wtedy, 16 września Artjoms Rudnevs był na ustach całej piłkarskiej Europy. Człowiek z futbolowej prowincji strzelił trzy gole jednemu z największych klubów świata. To był dzień, w którym w ciągu 90 minut całkowicie zmieniło się życie tego niemal anonimowego do tego spotkania 22-latka. Po dwóch i pół miesiąca Juventus przyjeżdża do Poznania na rewanż. Stawką środowego meczu jest awans do fazy pucharowej Ligi Europy. Aby dostać bilet na ten mecz, trzeba stać w kolejce, której nie powstydziłyby się czasy PRL-u. Czy skromny blondyn z Dyneburga znów rzuci na kolana słynną "Starą Damę"?

Na rozmowę z Rudnevsem o Juventusie próbowaliśmy się umówić przez cały tydzień. Kiedy rzeczniczka prasowa Lecha Joanna Dzios mówiła, że "Rudi" nie odbiera telefonów, nie daliśmy za wygraną. Poprosiliśmy jego najlepszego przyjaciela w Lechu Siergieja Kriwca, by przekonał Artjomsa do chociaż krótkiej rozmowy. - Do końca rundy Rudnevs nie będzie rozmawiał z mediami - usłyszeliśmy z ust jego kolegów i działaczy z Bułgarskiej.

Albo temu młodemu człowiekowi po tym wyczynie uderzyła woda sodowa do głowy, albo mamy do czynienia ze sportowcem, który jest absolutnym zaprzeczeniem kandydata na gwiazdę. - To zupełnie normalny chłopak - zdradza trener napastników Lecha Andrzej Juskowiak, król strzelców turnieju olimpijskiego w Barcelonie, który ma za sobą wspaniałą karierę w klubach portugalskich, greckich i niemieckich.

- Najprostszą i najszybszą metodą, by zdobyć sobie pozycję w drużynie i zyskać szacunek kibiców są gole - uśmiecha się były reprezentant Polski. Dzięki bramkom Rudnevsa i premiom za zwycięstwa, konta bankowe jego kolegów z drużyny powiększyły się o znaczące sumy.

- Jak strzelam gole? Sekret - mówił Rudnevs po meczu z Juve, pytany o swój sposób na zdobywanie bramek. Najchętniej wszystko trzymałby schowane w tajemnicy. - Nie lubię wywiadów, wolę grać, a nie mówić. Nie cierpię, jak wchodzi się w moje życie prywatne. No, ale czasem muszę się otworzyć. Na przykład dzisiaj - mówił Łotysz tuż po pojedynku z Turynie.

Wtedy też dowiedzieliśmy się, że nie lubi imprez, na dyskotekę wychodzi może raz do roku i że jest zajęty, bo od roku jego żoną jest Santa, z którą chodzili razem do szkoły, a ostatnią książką, jaką przeczytał, był poradnik o tym, jak stworzyć szczęśliwą rodzinę.

Niewiele brakowało, byśmy Rudnevsa nie oklaskiwali w Lechu. Wcześniej grał w węgierskim Zalaegerszeg TE. Na celowniku skautów Kolejorza znalazł się pod koniec ubiegłego sezonu. Do drużyny mistrzów Polski miał trafić już pod koniec czerwca. Zagrał nawet w sparingu z Rosenborgiem Trondheim. Później pojawił się problem jego przynależności klubowej. W Poznaniu podczas meczu z najbardziej znaną norweską drużyną towarzyszyło mu bodaj czterech menedżerów. Jednym z nich był dawny kierownik krakowskiej Wisły. Rudnevs był identycznie traktowany jak... Polacy, których próbuje się opchnąć w podrzędnych klubach niemieckich czy angielskich. Jak dziś nie wyjdzie tu, to może jutro wyjdzie tam.

Z Poznania Łotysz został zawieziony do Niemiec, gdzie miał go testować klub z drugiej ligi, a potem wywieziono go na Ukrainę. Przed meczem z Salzburgiem, trener mistrzów Austrii Huub Stevens przyznał, że Rudnevs był też przymierzany do ich drużyny. Zadecydowano jednak, że jest zbyt słaby i odesłano na Węgry.

Zanim Łotysz na początku sierpnia podpisał kontrakt z Lechem, zdążył wystąpić w meczu kwalifikacyjnym Ligi Europy Zalaegerszeg z Dinamo Tirana, przez co nie mógł pomóc Lechowi ani w meczach ze Spartą Praga, ani z Dnipro Dniepropietrowsk. Gdy natomiast stało się już jasne, że Rudnevs wyląduje w Poznaniu, upomniała się o niego FC Daugava, macierzysty klub "Rudiego". Sprawą musiała zająć się FIFA, a to przedłużyło negocjacje transferowe. Nic więc dziwnego, że w spotkaniu inaugurującym rozgrywki ekstraklasy w Łodzi, jego pojawienie się po przerwie w barwach Lecha wywołało złośliwe uwagi komentatora Canal+ Grzegorza Mielcarskiego. Były piłkarz Olimpii i Lecha uznał, że wystawienie kompletnie niezgranego z zespołem piłkarza to farsa. Tymczasem wystarczył mu niespełna kwadrans, by zdobyć swoją pierwszą bramkę w barwach Kolejorza. Wkrótce dołożył kolejne dwa trafienia w starciu lechitów z Cracovią. Start w Poznaniu miał więc znakomity.
Kiedy jednak wrzawa wokół jego trzech goli z Juve ucichła i zaczęła się proza życia, okazało się, iż polscy obrońcy nie są kompletnymi łamagami, których Artjoms może objeżdżać niczym slalomowe tyczki. W sześciu kolejnych spotkaniach Rudnevs nie potrafił trafić do siatki. Był nieskuteczny zarówno w klubie, jak i reprezentacji Łotwy.

Jego kryzys dotknął też cały zespół Lecha, który był krytykowany za nieskuteczność w pojedynkach ze znacznie niżej notowanymi rywalami. Mistrzowie Polski przegrywali mecz za meczem, w efekcie pracę stracił trener Jacek Zieliński, a kibice szybko zapomnieli o jego golach na początku rozgrywek i zaczęli się zastanawiać, czy kupiony za 500 tysięcy euro Łotysz, to rzeczywiście godny następca, sprzedanego za prawie dziesięć razy więcej do Borussii Dortmund Roberta Lewandowskiego.

- Problemem jest gra całego zespołu. Przecież ten biedny Artjoms nie wybije piłki z piątego metra, a potem nie przebiegnie całego boiska i nie przedrybluje wszystkich rywali, by na końcu zdobyć bramkę. Gdzie są boczni pomocnicy, gdzie ofensywny pomocnik? To oni muszą pracować na Rudnevsa. Musi dostać dobre podanie. Rzadko sam jest w stanie wyrobić sobie pozycję strzelecką - analizował jego grę Jarosław Araszkiewicz.

"Strzelba Lecha" odblokowała się w pucharowym boju z Cracovią. Oprócz tego "Rudi" strzelał gole w trzech ostatnich meczach ligowych na Bułgarskiej i znacznie przyczynił się do zdobycia przez Kolejorza siedmiu punktów i awansu z przedostatniego na dziesiąte miejsce w tabeli. - Strzelił ważnego gola Polonii Bytom, który dał nam zwycięstwo. Ale od tego tutaj jest. Dobry napastnik ma pociągnąć drużynę, gdy jej nie idzie - mówi Juskowiak.

- Ma jeszcze rezerwy, powinien być bardziej widoczny, gdy zespół rozgrywa piłkę. Lech gra jednym napastnikiem, więc gdy dostanie podanie, musi utrzymać się przy piłce, tak by partnerzy z ataku zdążyli podejść pod pole karne rywali. Musi spełniać taką rolę ściany, od której nasi skrzydłowi będą odbijać piłkę - twierdzi trener napastników Lecha.

- Musi biegać po boisku bardziej racjonalnie - dodaje pierwszy trener Kolejorza Jose Bakero. Dla Juskowiak Artjoms to najpoważniejszy kandydat do przejęcia po Lewandowskim korony króla strzelców ekstraklasy.

- 7 bramek w pierwszej rundzie to bardzo dobry wynik. Najgroźniejszymi rywalami Artjomsa są Andrzej Niedzielan i Tomasz Frankowski. Ten pierwszy bazuje na szybkości, drugi jest znacznie wolniejszy, wiele goli zdobywa dzięki swojemu doświadczeniu. "Rudi" jest z tej trójki najbardziej wszechstronny - analizuje Juskowiak

Statystyki ma znakomite. W 19 oficjalnych spotkaniach dla Lecha zdobył 12 goli - dokładnie tyle samo, co w tym samym okresie w ubiegłym roku Lewandowski. Wiedzą też o tym menedżerowie, którzy już sygnalizują zainteresowanie jego osobą bogatszych klubów. - W poprzednim sezonie w przypadku Roberta też było widać, że nie zawsze był obecny myślami na boisku. Trudno się temu dziwić, bo jak w tak młodym wieku dostaje się propozycję odejścia do lepszej ligi i zarobienia milionów, to rzeczywiście może "zabulgotać" się w głowie - tłumaczy słabszą postawę swojego podopiecznego po meczu z Juve Juskowiak.

Artjoms znów zaczął strzelać, kiedy zarząd Lecha dał mu jasny sygnał, że ma spędzić przy Bułgarskiej przynajmniej dwa lata i do 2012 roku nie jest na sprzedaż. - Jest bardzo pozytywnie nastawiony do tego, co tu zastał. To skromny i poukładany chłopak. Wie, czego chce i dlatego w Lechu jeszcze się rozwinie i strzeli mnóstwo goli - zachwala Łotysza jego trener.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gloswielkopolski.pl Głos Wielkopolski