18+

Treść tylko dla pełnoletnich

Kolejna strona może zawierać treści nieodpowiednie dla osób niepełnoletnich. Jeśli chcesz do niej dotrzeć, wybierz niżej odpowiedni przycisk!

Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Beata Kozidrak: Nie pokazuję się w mediach, kiedy nie mam nic do powiedzenia [ZDJĘCIA]

Marek Zaradniak
Z Beatą Kozidrak, liderką zespołu Bajm przed sobotnimi koncertami w Poznaniu rozmawiamy o tym, jak 35 lat pozostawać wierną swej muzyce, zespołowi i fanom, a przy tym dostawać najwyższe gaże w Polsce.

Na ostatnią płytę Bajmu "Blondynka" fani zespołu musieli czekać 6 lat.
Beata Kozidrak: - Po prostu nie mieliśmy pomysłu na płytę. Nie jesteśmy artystami, którzy muszą pisać nowe utwory tylko dlatego, że upływa czas. Chodzi nam o to, aby to był mądry, spójny materiał, który wynika z potrzeby przekazania publiczności naszych pomysłów muzycznych. Tego, co nam się urodziło. Nic na siłę. Ważna jest jakość.

Bajm na estradzie jest od 35 lat. Które z momentów w życiu zespołu były szczególnie ważne?
Beata Kozidrak: - 35 lat to bardzo dużo. Każdy okres jest ważny, bo jesteśmy zespołem, który jest cały czas na topie. Nie robimy sobie jakichś długich przerw w nagraniach. A jeśli już, to jest to czas spędzony na scenie, czyli koncerty między nagraniem jednej płyty a drugiej. O to, które momenty są szczególnie ważne, warto by zapytać muzyków, a w tym samym składzie gramy już 21 lat. Natomiast całe 35 lat to moja bajka. Dla mnie ważna była pierwsza płyta. Kiedy już zobaczyłam ją gotową, przeżyłam naprawdę wielkie wzruszenie. Równie ważna była też płyta "Płomień z nieba", bo fascynowała mnie jej produkcja - byłam odpowiedzialna za dźwięki, jej końcowy charakter, nastrój i realizację. Kolejny ważny album to "Szklanka wody" i pierwsza moja płyta solowa. Stanowiła ona istotny etap na mojej drodze, bo wszystko się rodziło jakby na nowo i po raz pierwszy. Musiałam liczyć na zrozumienie fanów, a jednocześnie bałam się, czy taką solową Beatę zaakceptują.

Jaka jest recepta na przetrwanie zespołu przez 35 lat?
Beata Kozidrak: - Pewnie mogłabym dużo mówić, bo to ewenement na skalę światową. Mogłabym powiedzieć, że trzeba mieć ambicję, umieć walczyć, pokonywać swoje słabości i że ważna jest pracowitość, ale dla mnie szczęściem było to, że jako młoda dziewczyna spotkałam na swojej drodze faceta, mojego dzisiejszego męża, a wcześniej współzałożyciela i muzyka zespołu Bajm Andrzeja Pietrasa. To on miał wizję. On uwierzył we mnie, w nas i to, że możemy razem coś zrobić. To było bardzo ważne. Zawsze musi być ktoś obok. Ktoś, kto obejmie ramieniem i pomoże. Bezinteresownie, a jednocześnie obdarzy wielkim szacunkiem i uczuciem taki młody talent. W moim przypadku tak było i to jest naprawdę wielkie szczęście.

Przez 35 lat Pani się niemal nie zmienia. To jest cały czas prawie ta sama Beata, jaką pamiętamy sprzed lat. Jak Pani to robi?
Beata Kozidrak: - Bo nie mam potrzeby się zmieniać. Oczywiście zawsze zmieniam trochę fryzurę czy strój, bo każda płyta daje inną inspirację, aby się zmieniać. Ale ja zawsze jestem, jaka jestem i taką mnie moi fani kochają. Przez 35 lat wypracowałam swój styl. Jestem na tyle silną osobowością, że słuchają mnie kolejne pokolenia. Medialnie też nie daję się łatwo sprzedawać. Nie robię wokół siebie szumu, a mimo to ludzie przychodzą i kupują bilety na koncerty, co nie jest powszechne w tej chwili. Dlatego jestem niezwykle wdzięczna swojej publiczności, że wiernie przychodzi. Dla mnie ta wierność stanowi motor do działania i do tego, aby iść do przodu i tworzyć.

Mówi Pani, że nie robi szumu. Wokół Bajmu panuje spokój. Nie wywołujecie skandali. Nawet nie przeprowadziliście się do Warszawy w przeciwieństwie do wielu innych wykonawców. Zostaliście w Lublinie.
Beata Kozidrak: - Kiedy osiągnęliśmy szczyt popularności nie musimy już tego robić. Mieszkamy w Lublinie czy pod Lublinem. Nasi muzycy również. Myślę, że jest to fajny układ, bo wszyscy mamy blisko do siebie. Możemy w każdej chwili robić próby. Kiedy natomiast przygotowujemy kolejną płytę, pojawiamy się częściej w mediach, bo mamy ku temu powód. Nie lubię pokazywać się w mediach, kiedy nie mam nic do powiedzenia. Owszem, mogę rozmawiać o muzyce, ale dziennikarze często pytają o moje prywatne sprawy, np. o męża. A ja chcę swoją prywatność zachować dla siebie. Natomiast w czasie pracy z zespołem nad nowym albumem, uważam wręcz za konieczność mówić o naszej muzyce. Bo tak powinno być. Ale czasami mam wrażenie, że medialne plotkarstwo szkodzi muzyce. Kiedy rozmawiam z dziennikarzem muzycznym, rozmawiamy o muzyce, o aranżacjach. Wtedy nigdy nie unikam mediów - jak trzeba jadę 150 kilometrów do Warszawy i jestem do dyspozycji dziennikarzy. Mam wielu szczerych, oddanych przyjaciół z kręgu sceny, z kręgu showbiznesu, ludzi , z którymi pracuję, a jednocześnie mam spokój i nie muszę na wszystkich medialnych wydarzeniach być obecna.

Z Lublina nie rusza się też Budka Suflera...
Beata Kozidrak: - Dziś odległość nie jest problemem. Zresztą mam swoje miejsce w Warszawie. Mam dom. W stolicy mieszka moja córka z rodziną, którą z przyjemnością odwiedzam. Lubię to miasto i czuję się tam bardzo dobrze, ale moje miejsce jest w Lublinie, lubię być jego ambasadorem. Jestem z nim kojarzona i jestem z tego dumna. Oferowałam nawet prezydentowi miasta swoją pomoc, gdyby jej kiedykolwiek potrzebował.

Trasy, koncerty, popularność, podobno macie najwyższe stawki za koncert w Polsce?
Beata Kozidrak: - Jeśli 35 lat ciężko pracuję, to uważam, że należy mi się wszystko co najlepsze. Nie będę tego komentowała. Jesteśmy rzeczywiście najdroższym zespołem w Polsce. Ale ja jestem z tego dumna i cieszę się, że dożyłam takich czasów, że w naszej rozrywce rządzą prawa rynkowe. Jeśli coś się dobrze sprzedaje, a Bajm dobrze się sprzedaje, to należą się za to pieniądze.

Trasy i koncerty są męczące. Jak Pani odreagowuje stresy?
Beata Kozidrak: - Wystarczą mi dwa, czasami trzy dni, aby się zregenerować. Wracam do domu, zostawiam wszystko i izoluję się od świata. Ale z drugiej strony bardzo dużo energii dają mi kontakty z publicznością i sam koncert. Są one zawsze dla mnie wydarzeniem i świętem. Jest mi to po prostu potrzebne tak jak woda.

W przeciwieństwie do koleżanek i kolegów z branży, nie eksperymentuje Pani. Nie sięga np. po muzykę żydowską,
folklor czy jazz. Czuje się Pani spełniona artystycznie?

Beata Kozidrak: - Mam taką swoją artystyczną drogę. Nie mogę zmieniać tego, co wypracował Bajm, bo i nie chcę tego robić, ale jeśli chodzi o moje płyty solowe, to chcę wykorzystywać taką muzykę, która mnie się podoba. Może nie będzie tam folku, może nie będzie za dużo jazzu, ale będzie jakiś... fragment muzyki elektronicznej czy bluesa.

W Poznaniu dacie w sobotę dwa koncerty. A jakie są dalsze plany?
Beata Kozidrak: - Cały czas jesteśmy w trasie, która obejmuje 21, 22 występy. W wielu miastach gramy dwa koncerty dziennie. Nie jest to proste. To ogromne wyzwanie, ale dajemy z siebie wszystko, aby występy były ekskluzywne i niepowtarzalne. I takie będą. Są bowiem złożone z dwóch części - akustycznej i elektrycznej. To nasza nowa propozycja i jestem ciekawa, jak się sprawdzi. Czy publiczność ją zaakceptuje. Niezwykłość tych koncertów będę podkreślać też strojami, których mam kilka zestawów, bo podczas długiej i wyczerpującej trasy trzeba zadbać również o stronę wizualną. Dla mnie ballady i piosenki delikatniejsze są równie ważne co muzyka ostrzejsza. Tak więc na tych koncertach ludzie zobaczą dwie Beaty - tę wyciszoną i tę drapieżną.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gloswielkopolski.pl Głos Wielkopolski