Środa na początku sierpnia. Upał, ponad 30 stopni Celsjusza. Na ulicy Półwiejskiej w centrum Poznaniu przesiaduje kobieta z czterema psami rasy nowofundland. To już kolejny rok. Przed nimi stoi ustawiona miska z wodą i tabliczka informująca, że zbierają na karmę. Niektórzy przechodnie przystają, wpatrują się w imponującej wielkości zwierzęta, wrzucają kilka monet. Inni za drobną opłatą robią sobie z psami zdjęcie. Są jednak i tacy, którzy nie są zachwyceni obecnością żebraczki i jej czworonożnych podopiecznych.
- Przesiaduje tu od lat, niezależnie od pogody. Psy są z nią podczas opadów, i w największe upały. Kiedyś widziałam nawet, jak przebywająca z nią suka oszczeniła się na deptaku – mówi oburzona pani Jolanta, mieszkanka Starego Miasta. Jej zdaniem kobieta wykorzystuje zwierzęta w celu zdobycia pieniędzy i nie zapewnia im odpowiednich warunków bytowania.
Pani Jolanta nie jest jedyną osobą, której przeszkadza kobieta żebrząca na ul. Półwiejskiej.
- Kiedyś rozbiła się przed naszym sklepem, blokując wejście. Szef poprosił ją o to, by poszła gdzieś indziej. W reakcji usłyszał wiązankę obelg pod adresem swoim i obsługi – mówi Krzysztof, pracownik sklepu przy poznańskim deptaku.
Choć nowofundlandy uznawane są za jedną z najłagodniejszych i najprzyjaźniej usposobionych ras, nasz rozmówca twierdzi, że tym przebywającym na Półwiejskiej zdarzało się agresywnie zachowywać. Nie wyklucza on, że powodem agresji był brak zapewnienia odpowiednich warunków.
- Psy często nie mają kagańca. Jeden z nich zaatakował kiedyś innego psa dużej rasy, prowadzonego na smyczy przez przechodnia. Ludzie próbowali interweniować, polewać psy wodą, ale atakujące zwierzę nie reagowało – wspomina.
Przypadek kobiety z nowofundlandami od lat znają również poznańscy strażnicy miejscy.
- Kobieta jest osobą bezdomną, będącą pod opieką MOPR-u. Z zebranych informacji wynika, że przebywa w opuszczonym bunkrze. W ocenie zarówno pracowników socjalnych, jak i przedstawiciela Towarzystwa Opieki nad Zwierzętami, którego prosiliśmy o opinię, psy zawsze są nakarmione i mają wodę – mówi Przemysław Piwecki, rzecznik straży miejskiej w Poznaniu.
Piwecki przyznaje, że jego formacja ma ograniczony zasób instrumentów prawnych, które może zastosować wobec żebraczki.
- Na podstawie art. 77 kodeksu wykroczeń, strażnik miejski może pouczyć, ukarać mandatem w wysokości od 50 do 250 zł, lub skierować do sądu sprawę tego, kto przy trzymaniu zwierzęcia nie zachowuje środków bezpieczeństwa, takich jak kaganiec czy smycz. W przypadku niehumanitarnego traktowania zwierzęcia, strażnik może odebrać je właścicielowi i oddać do schroniska. Postępowanie w tych sprawach prowadzi jednak policja. Samo żebractwo, co do zasady, nie jest w Polsce zabronione, poza przypadkami oszustwa – informuje.
Alicja Gaca, prezeska Fundacji Głosem Zwierząt, tropiącej przypadki niewłaściwego traktowania zwierząt uważa, że poznański deptak nie jest odpowiednim miejscem dla nowofundlandów. Zwłaszcza w sierpniowe upały.
- Przetrzymywanie psów na ruchliwej ulicy w temperaturze przekraczającej 30 stopni Celsjusza jest skrajnie nieodpowiedzialnym zachowaniem. Trudno też sądzić, że wystawienie im miski z wodą zapewni im odpowiednie warunki. Przebywając w tak wysokiej temperaturze, zwierzęta narażone są na ryzyko odwodnienia czy nawet udaru słonecznego. A z tego co wiemy wiemy, właścicielki nie stać na ich leczenie. Co się zatem z nimi stanie w takiej sytuacji? - pyta retorycznie.
SPRAWDŹ NOWĄ STRONĘ GŁOSU WIELKOPOLSKIEGO! KLIKNIJ!
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?