Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Gdy brakowało legalnego pieniądza, trzeba było emitować własny [ZDJĘCIA]

Marek Weiss
Ostrowski pasjonat kolekcjonuje środki płatni-cze, jakich kiedyś używano w naszym regionie. Sto lat temu kupcy woleli zrezygnować ze sprzedaży towaru, niż wydawać klientom resztę.

Pieniądz zastępczy to coś, czym można płacić, chociaż prawdziwym pieniądzem nie jest. Pojawia się tylko przy zawirowaniach dziejowych i właśnie z tego powodu jest cenny dla kolekcjonerów. Takich jak ostrowianin Maciej Kowalczyk.

- To fascynujący temat, zwłaszcza w małych ośrodkach. Znaki zastępcze emitowano, gdy brakowało pieniądza państwowego. A brakowało go najczęściej z powodu kataklizmów czy wojen. Internetowe aukcje powodują, że obecnie łatwiej niż kiedyś można natrafić na poszczególne znaki, ale z drugiej strony jest ich coraz mniej. Znane są walory, które zachowały się tylko w jednym egzemplarzu - mówi Maciej Kowalczyk, który może się pochwalić posiadaniem wielu takich właśnie ,,pieniężnych'' białych kruków.

Zastępcze znaki pieniężne swoją metryką sięgają starożytności. Towarzyszyły wielu wojnom, ruchom społecznym i trudnościom gospodarczym. Stanowiły reakcję na występujące często w takich sytuacjach zakłócenia obrotu pieniężnego. Do najciekawszych z punktu widzenia historyka należą emisje w oblężonych miastach (np. Gdańsk 1577, Kołobrzeg 1807, Zamość 1813) w celu wypłaty żołdu załogom twierdz. Tuż po II wojnie światowej pieniądz zastępczy pojawił się w niektórych polskich miastach, m.in. w Krotoszynie, Pleszewie i Gnieźnie. Podobną sytuację przerabiano w latach 90. XX wieku, podczas wojny w byłej Jugosławii.

Nigdy jednak zjawisko to nie wystąpiło w takim nasileniu i nie przybrało tak dużych rozmiarów, jak w czasie I wojny światowej. Właśnie ten okres najbardziej interesuje ostrowskiego pasjonata.

- Emisje zastępcze pojawiały się wtedy w całej Europie a w największej skali w Rzeszy Niemieckiej, zwłaszcza na jej terenach nadgranicznych. Z racji swojego położenia były narażone na zajęcie przez nieprzyjaciela, co dodatkowo wzmagało destabilizację. W Prowincji Poznańskiej po wybuchu wojny ludność zaczęła masowo ściągać z obiegu złote i srebrne monety. Widziano w nich lepsze zabezpieczenie przyszłości niż w pieniądzu papierowym, którego przyjmowania starano się unikać. W sklepach nie można było kupować, gdyż handlowiec nie był w stanie wydać reszty i wolał raczej zrezygnować ze sprzedaży towarów - wyjaśnia Maciej Kowalczyk.

Już na początku sierpnia 1914 roku burmistrz Ostrowa Max Bessert zwrócił się do Banku Rzeszy o przesłanie monet za sumę 30-50 tys. marek w zamian za banknoty. Jednak bank dostarczył zaledwie 1000 marek. Paraliż handlu w regionie był tak duży, że w połowie sierpnia magistrat, ratując sytuację, wydał własne bony o nominałach 25 i 50 fenigów oraz 1 i 2 marki. Już dwa tygodnie później na podobny krok zdecydował się Wydział Powiatowy. Identycznie było w Sulmierzycach.

Po chwilowym unormowaniu sytuacji, od 1916 roku trudności zaczęły znów narastać. Przedłużająca się wojna doprowadziła bowiem do surowej reglamentacji metali, których potrzebował przemysł zbrojeniowy. Monety wychwytywali również rzemieślnicy, dla których były one jedynym sposobem zaopatrzenia się w surowce do działalności wytwórczej. Bywały okresy, kiedy na jednego mieszkańca Niemiec przypadała jedna znajdująca się w obiegu moneta. Codziennością w każdym sklepie było pytanie sprzedawcy: ,,Nie ma pan drobnych?'', na które padała zawsze przecząca odpowiedź.

Im dłużej trwała wojna, tym większy panował chaos. Na emisje zdecydowano się m.in. w Raszkowie, a Wydziały Powiatowe w Odolanowie i Ostrowie doszły do porozumienia i honorowały na swoim terenie te same środki płatnicze. Właśnie one zajmują najwięcej miejsca w kolekcji ostrowianina.

- Pieniądze te pozostały dokumentem epoki, pamiątką po tamtych burzliwych czasach, które są już odległą przeszłością. Część ówczesnych bonów i monet przetrwała do dziś. W dobie aukcji internetowych stworzenie podstawowego zbioru jest dość proste. Jego rozbudowa jest jednak bardzo trudna, o ile w ogóle możliwa - podkreśla Maciej Kowalczyk.

O swojej pasji opowiedział podczas niedawnego spotkania zorganizowanego w ramach Ostrowskiego Klubu Kolekcjonera przez Stowarzyszenie ,,Ocalić od zapomnienia'', w którym pełni funkcję drugiego prezesa.

ZiemiaKaliska.com.pl Dołącz do naszej społeczności na Facebooku!

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gloswielkopolski.pl Głos Wielkopolski