Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Grzegorz Bielawski: Z ustawą o ochronie zwierząt jak z yeti. Mało kto ją widział

Agnieszka Świderska
Fot. Archiwum Pogotowie dla Zwierząt
- Po akcji w Posadowie otrzymaliśmy ponad 200 zgłoszeń z prośbą o interwencję. Większość zaczynała się słowami: "Dzień dobry, dzwoniłem i pisałem już wszędzie, nikt nie chce mi pomóc..." Problemem w tym kraju już dawno przestało być prawo. Problemem są ludzie, którzy nie chcą się edukować. Niestety, dotyczy to w dużym stopniu organizacji prozwierzęcych - mówi w wywiadzie dla "Głosu" Grzegorz Bielawski, prezes Pogotowia dla Zwierząt.

Zagłodzenie zwierząt niejedno ma imię. Zaniedbanie, bezmyślność, okrucieństwo. Jak było w przypadku koni ze stadniny w Posadowie?
GRZEGORZ BIELAWSKI: Premedytacja. Właściciel, obywatel Danii, przeznaczał na utrzymanie koni głodowe stawki. Wygląda na to, że chciał oduczyć je jedzenia. Prawie osiągnąłby sukces, gdyby mu nie zdechły. On miał pełną świadomość tego, co robi. To wykształcona osoba, przedsiębiorca. Był uważany za dobrego hodowcę, jeździł na wystawy. Nie można go pomylić z kimś, kto głodzi psa, bo bywa zbyt pijany, by w ogóle pamiętać, że ma jakiegoś psa. Tak jak nie może być pomyłki w przypadku właścicielki hodowli yorków w Łomiankach. Ta kobieta uchodzi za wyrocznię w sprawie yorków, zdobywała medale na wystawach, jest członkinią związku kynologicznego. Była również tą, która trzymała te psy ściśnięte po kilka w ciasnych klatkach. Były w strasznym stanie. Wychudzone, z ropiejącymi ranami, złamaniami. Załatwiały się pod siebie. Fetor był tak duży, że interwencję przeprowadziliśmy w maskach ochronnych. Właścicielem stadniny w Prądzewie koło Łęczycy, z której kilka lat temu zabraliśmy ponad 50 koni, był polityk, radny sejmiku, założyciel stacji radiowej. Było go stać na to, by zapewnić zwierzętom godne warunki. Zamiast tego z premedytacją urządził im horror. Dlaczego oni to robią? Nie wiem. Nie potrafię znaleźć odpowiedzi.

Czytaj:

Posadowo: Konie zostały odebrane właścicielowi [ZDJĘCIA, FILM]

Yorki były trzymane w zamknięciu, w piwnicy, ale dramat koni rozgrywał się na czyiś oczach. W stadninie w Posadowie były przecież kontrole inspekcji weterynaryjnej...
GRZEGORZ BIELAWSKI: Na ostatniej kontroli inspektor był dzień przed naszą interwencją. Według niego, koniom nie działa się żadna krzywda. "O koniki, o machają ogonami, to pewnie dobrze się czują". Jeżeli na tej podstawie uznał, że wszystko jest w porządku, to zwracam mu honor. Tyle że to wcale nie jest śmieszne. Chce się płakać. Inspekcja wiedziała, że w tej stadninie padły konie. Zadowoliła się informacją, że padło kilka sztuk. Nie chciało im się sprawdzić, czy nie padło więcej, a wystarczył tylko telefon do firmy, która je odbierała. Policja już teraz ma dowody na to, że padło kilkadziesiąt koni.

Takie "kontrole" w wykonaniu inspekcji weterynaryjnej to reguła czy wyjątek? Jak wygląda podejście innych służb i instytucji do dramatu zwierząt? W końcu to oni - inspekcja, policja, prokuratura i sąd, mają zapewnić, by ustawa o ochronie zwierząt była przestrzegana.
GRZEGORZ BIELAWSKI: Wszędzie są dobrzy i źli inspektorzy, dobrzy i źli policjanci, dobrzy i źli prokuratorzy i sędziowie. Jedni działają przeciwko zwierzętom, inni przeciwko organizacjom prozwierzęcym. Kiedy zawieźliśmy do specjalistycznej kliniki w Warszawie zagłodzonego rottweilera, bo tylko tam można było go jeszcze uratować, inspektor weterynaryjny z Poznania zarzucił mi, że przewożąc psa do Warszawy naraziłem go na utratę życia. Powinienem zostawić go w schronisku dla zwierząt, gdzie pewnie nie dożyłby kolejnego dnia. Odpisałem mu, że pies w drodze do Warszawy smacznie spał i chrapał. Policjanci uczą się na naszych interwencjach. Jeżeli prowadzili już taką sprawę, nie trzeba im niczego tłumaczyć przy kolejnej. Nieco gorzej wygląda to z prokuraturą. To my dostarczamy im niemal cały materiał dowodowy od przesłuchań świadków do zdjęć i filmików włącznie. Nawet wtedy nie mamy jednak żadnej gwarancji, że zdecydują się wszcząć postępowanie. Są takie prokuratury jak Środa Wielkopolska czy Grójec, dla których zwierzę to wciąż przedmiot, któremu nie przysługują żadne prawa. Sprawy o znęcanie są umarzane niemal z automatu. Dopiero sąd musi wkroczyć do akcji. Nie zawsze brakuje dobrej woli, czasem brakuje po prostu wiedzy. Nie ma żadnych szkoleń dla policji i prokuratorów z zakresu praw zwierząt. Z ustawą o ochronie zwierząt jest jak z yeti. Niby wszyscy słyszeli, że jest, ale nikt jej nie widział.

Kilka tysięcy interwencji rocznie w całym kraju. Jak to jest, że Pogotowie z Trzcianki jeździ ratować zwierzęta w Szczecinie, Zamościu, Białymstoku czy Krakowie? Przecież internet aż się roi od organizacji, które deklarują, że działają na rzecz zwierząt.
GRZEGORZ BIELAWSKI: Znam 15 osób z tego środowiska, które znają ustawę o ochronie zwierząt. One nie mają problemu z interweniowaniem w sytuacji, gdy życie zwierzęcia jest zagrożone. Zdecydowana większość nie jest jednak przygotowana do przeprowadzania interwencji. Oni nawet nie wiedzą, że mogą to zrobić. Po nagłośnieniu przez media akcji w Posadowie otrzymaliśmy ponad 200 zgłoszeń z prośbą o interwencję. Większość zaczynała się słowami: "Dzień dobry, dzwoniłem i pisałem już wszędzie, nikt nie chce mi pomóc..." Problemem w tym kraju już dawno przestało być prawo. Mamy naprawdę dobrą ustawę. Problemem są ludzie, którzy nie chcą się edukować. Niestety, dotyczy to w dużym stopniu organizacji prozwierzęcych.

Rozmawiała: Agnieszka Świderska

Koszty leczenia kilkudziesięciu zagłodzonych i rannych koni mogą wynieść kilkadziesiąt tysięcy złotych. Pomóż! Liczy się każda złotówka. Wpłat można dokonywać na konto:
Pogotowie dla Zwierząt
Pl. Pocztowy 4/6, 64-980 Trzcianka
nr konta 77 1090 1391 0000 0001 1767 4585 z dopiskiem na „Ratujmy kilkadziesiąt koni”

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gloswielkopolski.pl Głos Wielkopolski