MKTG SR - pasek na kartach artykułów

Jacek Jaśkowiak: Polityka to inny świat niż biznes. Cały czas się jej uczę [WYWIAD]

Bogna Kisiel, Łukasz Cieśla
Jacek Jaśkowiak: Polityka to inny świat niż biznes. Cały czas się jej uczę
Jacek Jaśkowiak: Polityka to inny świat niż biznes. Cały czas się jej uczę Waldemar Wylegalski
Z Jackiem Jaśkowiakiem, prezydentem Poznania o jego 100 dniach rządów, sukcesach i wpadkach rozmawiają Bogna Kisiel i Łukasz Cieśla.

We wtorek mija sto dni Pańskiej prezydentury. Widzi Pan niedociągnięcia w tej pierwszej "studniówce"?
Jacek Jaśkowiak: Mam świadomość, że było kilka wpadek medialnych, na przykład z gabinetem. Po wywiadzie dziennikarze zadali mi pytanie o jego umeblowanie, które wywołało u mnie irytację i emocjonalną reakcję. I to się znalazło w mediach. Zredukowałbym też liczbę spotkań, które odbyłem w grudniu i styczniu, na rzecz działań dla miasta. Rozumiem, że wiele osób, przedstawicieli stowarzyszeń i organizacji chciało zobaczyć nowego prezydenta. Jednak godząc się na nie, nie wiedziałem, jaka jest tego skala. W grudniu mój asystent pokazał mi listę 900 osób. A przecież musiałem spotkać się także z dyrektorami wydziałów, szefami spółek miejskich i tych, w których Poznań ma udziały.

ZOBACZ: 100 dni prezydenta: Czy poznaniacy wiedzą kim jest Jacek Jaśkowiak? [WIDEO]

A z czego jest Pan zadowolony?
Jacek Jaśkowiak: Realizuję deklaracje z kampanii wyborczej. Staram się, by trwały procesy związane z projektowaniem, konsultacjami społecznymi, dotyczące budowy tramwaju na Naramowice. Ważną dla miasta sprawą jest komunalizacja MTP. Mam nadzieję, że nastąpi ona w tym roku. Do projektu dotyczącego modernizacji ulicy Dąbrowskiego udało się mi wprowadzić dodatkowe elementy. Mam tutaj na myśli budowę ul. Św. Wawrzyńca oraz powstanie podziemnego parkingu pod Rynkiem Jeżyckim. Jeżyce, bez św. Wawrzyńca, się zakorkują, a gdy nie będzie parkingu pod rynkiem, to kupcy nie są w stanie wytrzymać konkurencji dyskontów. A jeśli Św. Marcin będzie kończył się na Kaponierze, to ta ważna ulica Poznania nie wróci do dawnej świetności. Jeżyce jako dzielnica z wielkim potencjałem pomoże w rewitalizacji Św. Marcina.

Co z decyzjami personalnymi? Oczekiwania społeczne były ogromne.
Jacek Jaśkowiak: Jeśli chodzi o dokonywanie pokazowych zwolnień w świetle jupiterów, podejmowanie decyzji o charakterze pijarowym, nie chcę tego robić. Mam doświadczenie z przeprowadzania zmian w dużych firmach. Z pewnością nie robi się ich pod presją mediów, bo pociąg musi jechać dalej.

Czytaj też: 100 dni Jacka Jaśkowiaka: Do sukcesu wciąż daleko

Nie ma Pan kaca moralnego po tym, jak Tomasz Lewandowski z SLD, mimo zapowiedzi, nie został Pańskim zastępcą?
Jacek Jaśkowiak: Rozmawiałem z Tomaszem Lewandowskim zaraz po pierwszej turze. Powiedziałem, że chciałbym z nim współpracować, ale nie składałem deklaracji personalnych. Ostatecznie nie został moim zastępców. Po jednej rozmowie z nim już po dwóch godzinach wyczytałem w mediach, jak ona przebiegała.
Chce Pan powiedzieć, że Tomasz Lewandowski wyniósł informacje do mediów?
Jacek Jaśkowiak: Pewne nasze ustalenia szybko wyciekły. Nie akceptuję takiego poziomu współpracy. Poza tym do Macieja Wudarskiego, który został moim zastępcą, miałem dużo większe zaufanie. Uznałem też, że potencjał ruchów miejskich jest większy niż SLD, pogrążonego w wewnętrznych problemach.

Pan uznał? A może PO chciała takich rozwiązań personalnych?
Jacek Jaśkowiak: To były moje decyzje wbrew temu co niektóre osoby mówiły. Kiedy ktoś próbuje mnie do czegoś zmusić, również stwarzając w mediach określoną narrację, to na mnie w żaden sposób nie działa.

Pański zastępca Jakub Jędrzejewski był szefem spółki Szpitale Wielkopolski mającej wybudować szpital dziecięcy. Szpitala nie ma. Ale Jędrzejewski, odchodząc ze spółki , by zostać Pańskim zastępcą, jak podała "Gazeta Wyborcza", wziął wysoką nagrodę. Jaki sukces osiągnął w spółce, że w ogóle pomyślał o przyjęciu nagrody?
Jacek Jaśkowiak: Nie wiem czy on pomyślał o nagrodzie. Nie znam też szczegółów jego pracy w tej spółce. Jednak fakt, że szpital dziecięcy nie powstał, nie oznacza jeszcze, że spółka źle funkcjonowała.

Nie widzi Pan zgrzytu w tej sprawie, nieetycznego zachowania?
Jacek Jaśkowiak: W biznesie jest czymś naturalnym, że ktoś, zwłaszcza prezes, odchodząc ze stanowiska dostaje nagrodę. Miałem też taki zwyczaj u siebie w firmie, że osoba, która odchodziła, oprócz kwiatów dostawała też pieniądze.

Ale mówimy o sferze publicznej. Poza tym nagroda powinna być za coś, a nie na pożegnanie z firmą.
Jacek Jaśkowiak: Dla mnie ta sprawa nie była zaskakująca. Jemu tę nagrodę przyznał szef rady nadzorczej.

Czyli Michał Łagoda, inny ważny działacz PO. Potem okazało się, że przyznanie nagrody nie miało podstaw prawnych.
Jacek Jaśkowiak: Jakub Jędrzejewski oddał tę nagrodę. Być może przewodniczący Rady Nadzorczej chciał się przypodobać panu Jędrzejewskiemu, jako przyszłemu wiceprezydentowi?

To może za chwilę Pan powie, że Jędrzejewskiego zmuszono do przyjęcia nagrody?
Jacek Jaśkowiak: Nie. Po prostu ja tak do końca nie znam tej sprawy. Trudno mi wygłaszać jednoznaczne oceny. Temat uważam za zamknięty.
Pan Jędrzejewski zrobił porządki w GOAP-ie. Byłego dyrektora zwolniono dyscyplinarnie, a jego miejsce zajął 29-letni działacz PO, wcześniej szef Hipodromu Wola. Z kolei jego miejsce w hipodromie zajął inny działacz Platformy. Czyli władza się wyżywi, jak mawiał Jerzy Urban.
Jacek Jaśkowiak: W GOAP-ie sytuacja była bardzo trudna. Na pewno pamiętacie państwo, jak wyglądały śmietniki w Poznaniu na przełomie grudnia i stycznia. Powiedziałem panu Jędrzejewskiemu, że to dla mnie bardzo ważna kwestia. Pytałem czy opanuje tę sytuację. Powiedział, że tak. Dałem mu wolną rękę. On zwrócił się do Bartosza Wielińskiego, którego znał z wcześniejszej pracy w urzędzie. To był ważny argument, że znał tego człowieka.

Czyli Jakub Jędrzejewski stał się głównym headhunterem w Urzędzie Miasta?
Jacek Jaśkowiak: Bartosz Wieliński miał bardzo dobre recenzje także u innych osób. Przychodząc do GOAP, wziął na siebie dużą odpowiedzialność. Jeśli sobie poradzi, to ma otwartą drogę do naprawdę ciekawych stanowisk.

W kampanii zapowiadał Pan stawianie na sport masowy. Tymczasem niedawno w Poznaniu odbyła się gala sportów walki KSW. Na imprezie pojawił się wiceprezydent Jędrzejewski, fan sportów walki. Pojawiły się pogłoski, że z publicznych pieniędzy dofinansowaną tę biletowaną imprezę kwotą 300 tys. zł. Urząd Miasta miał dać 80 tys. zł. W "zrzutce" miały uczestniczyć też spółki, w których miasto ma udziały.
Jacek Jaśkowiak: Wiem, że organizator był pod ścianą. Krótko przed imprezą miał problem z domknięciem budżetu. Było pytanie czy pomożemy, jeśli będzie transmisja w ogólnopolskiej telewizji. Jednak, o ile wiem, żadne publiczne pieniądze nie były przeznaczone na tę imprezę. Być może było tak, że jakiś sponsor dał pieniądze, by się zareklamować. Wiem też, że w kontekście tej gali za niewielkie pieniądze pokazaliśmy Poznań w ogólnopolskiej telewizji i halę Arena, która wyglądała trzy razy lepiej niż w rzeczywistości.

Nie rozumiem. Najpierw Pan mówi, że miasto nic nie dało. Po chwili, że były jakieś "niewielkie pieniądze".
Jacek Jaśkowiak: Musiałbym to wszystko sprawdzić. Jeśli była jakaś dotacja, to naprawdę symboliczna.

Przyglądam się ścianom Pana gabinetu i szukam listy postulatów, które Pan podpisał ze stroną społeczną w zamian za poparcie w drugiej turze wyborów. Powiedział Pan, że ją sobie powiesi. Ale jej nie ma.
Jacek Jaśkowiak: Powieszę, jak troszeczkę się tutaj zmieni, pomalujemy ściany, wymienimy meble.
A pamięta Pan te postulaty?
Jacek Jaśkowiak: Oczywiście, mam je w domu. Zamierzam je realizować.

Druga strona porozumienia twierdzi, że niekoniecznie. Przecież nie zgodził się Pan na utworzenie biura porad prawnych dla lokatorów.
Jacek Jaśkowiak: W ciągu 10 dni otrzymacie Państwo koncepcję takiej komórki, która będzie działała w ramach urzędu, bez dodatkowych pieniędzy. Tym tematem zajmuje się pani Agnieszka Pachciarz. Nie chodzi przecież o to, by coś powołać tylko, żeby realizować wyznaczony cel.

Czy obawia się Pan, że do takiego biura przyjdą lokatorzy z kamienicy Macieja Wudarskiego, pańskiego kolejnego zastępcy?
Jacek Jaśkowiak: Każdy może przyjść. Zarówno osoby mieszkające w prywatnych kamienicach, jak i budynkach ZKZL.

Maciej Wudarski jest społecznikiem, czy może twardym kapitalistą, który ponoć w nosie miał zawieranie ugód z zadłużonymi lokatorami?
Jacek Jaśkowiak: Znam dość dobrze Macieja Wudarskiego. To człowiek kompromisu. Na pewno nie jest krwiożerczym kapitalistą bez serca. Nie jest typem przedsiębiorcy, który kupował kamienice, wyrzucał ludzi na bruk i było to jego źródło utrzymania. To była pewna inwestycja. Wiem, która kamienica na Jeżycach należy do niego. Nie jest to wielki, reprezentacyjny budynek. Rozumiem jego punkt widzenia na osoby, które nie płacą regularnie czynszu, a do tego zakłócają spokój innym. Nie jest to układ zero-jedynkowy, jak sądzą anarchiści, że jest zły, wstrętny kapitalista i biedny najemca. Trzeba ważyć racje.

Inny ze wspomnianych postulatów zakładał zwiększenie udziału mieszkańców w podejmowaniu decyzji ważnych dla miasta. Z kim Pan konsultował na przykład pomysł przyłączenia trzech gmin do Poznania?
Jacek Jaśkowiak: Rozmawiałem na ten temat z ruchami miejskimi, wójtami, radami różnych podpoznańskich gmin. Chciałem "wrzucić" ten temat do publicznej debaty, pokazać korzyści, które może uzyskać. W przypadku połączenia z jedną gminą możemy uzyskać 440-500 mln zł. To kwota, która pozwoliłaby jakościowo zmienić życie zarówno w takiej gminie, jak i graniczącej z nią dzielnicy Poznania.
Pojawiły się zarzuty, że Pan z takimi propozycjami wyskakuje, jak filip z konopi. Poza tym np. Naramowice włączono 90 lat temu, a jeszcze dziś brakuje tam infrastruktury. Jaką pewność mają gminy, że skorzystają z przyłączenia do Poznania?
Jacek Jaśkowiak: Na przykładzie Zielonej Góry widzimy, że to się udało. Proszę zwrócić uwagę, że wydaliśmy na stadion 800 mln zł, na Termy 300 mln zł. Te dwie inwestycje wyczerpały środki, a przecież korzystają z nich nie tylko poznaniacy. Poznań zrealizował szereg inwestycji, które służą też innym mieszkańcom. Z drugiej jednak strony teraz będziemy się skupiać na potrzebach samego Poznania. Nie będziemy dokładać się do budowy wiaduktu w kierunku Plewisk, trzeba ograniczać ruch samochodowy. Mamy w mieście zarejestrowanych 360 tysięcy samochodów. Dodatkowo dziennie przyjeżdża do Poznania 91 tysięcy aut, a wyjeżdża tylko 26 tysięcy. Doliczmy jeszcze do tego samochody studentów. System tego nie wytrzymuje. Jedynym sposobem jest przestawienie się na transport publiczny i ograniczenie ruchu samochodów.

A to nie jest tak, że Pan chce przyłączyć gminy, bo desperacko szuka pieniędzy na realizację wielu obietnic przedwyborczych?
Jacek Jaśkowiak: Mam pomysł na sfinansowanie tych zamierzeń. W sprawie budowy czterech tysięcy mieszkań komunalnych rozmawiam z Bankiem Gospodarstwa Krajowego. One powstaną. BGK, być może na gruntach miejskich, wybuduje te mieszkania, a my stworzymy system kwalifikowania lokatorów do tych mieszkań. Nowej Głogowskiej nie będziemy w stanie zrobić w tych czterech latach. Kluczowe są tramwaj na Naramowice, ulica św. Wawrzyńca, odkorkowanie Jeżyc i budowa parkingu podziemnego pod Rynkiem Jeżyckim. Jesteśmy w trakcie rozmów ze spółką Polskie Inwestycje Rozwojowe. Wymianę płyty Starego Rynku chcemy sfinansować ze środków Ministerstwa Kultury.

Z pewnością miał Pan jakieś wyobrażenia o pracy prezydenta. Coś Pana zaskoczyło?
Jacek Jaśkowiak: Tak. Po pierwszych dniach miałem wrażenie, jakbym cofnął się w czasie o jakieś 20 lat. Mam tu na myśli zarówno warunki w jakich pracują urzędnicy, jak i organizację pracy. Pamiętam okres po zmianie ustrojowej, gdy firmy wynajmowały lokale w kamienicach i adaptowały mieszkania na cele biurowe. Tak wyglądają obecnie oddziały urzędu przy Słowackiego, Matejki, Libelta, które odwiedziłem. Poza tym, że nie ma już maszyn do pisanie, to wszystko zostało po staremu. Do tego wydziały są rozrzucone po mieście. No i jeszcze stan toalet. Jak spotykam się na przykład z ambasadorem, to drżę, że będzie chciał skorzystać z toalety. Nie wiem czy przed nim nie był tam mieszkaniec i czy posprzątał po sobie. Chciałbym wyremontować toalety w urzędzie, ale nie wiem, jakie będą możliwości zmian w historycznym przecież budynku.
A co szwankuje w organizacji pracy?
Jacek Jaśkowiak: Dla mnie jest ona bardzo ważna. Na początku, jako prezydent, miałem do podpisania po kilkaset dziennie dokumentów. Nawet pobieżna ich lektura zajmowała mi pięć godzin. Proszę sobie wyobrazić, że podpisywałem nawet delegacje dyrektorów miejskich instytucji kultury. W nowoczesnej firmie zarządzanie polega na delegowaniu kompetencji, bardziej na nadzorze podległych jednostek niż na podpisywaniu dokumentów. Zmieniłem to. W tej chwili podpisuję 20 proc. tego, co wcześniej. Pozostałe dokumenty trafiają na niższy szczebel. Jeśli tam ktoś popełni błąd, będzie można sprawdzić, kto za niego odpowiada.

Zasiądzie Pan w Radzie Nadzorczej MTP i zastąpi Ryszarda Grobelnego? Zdał Pan już egzamin na członka RN?
Jacek Jaśkowiak: W tej chwili trwają wymiany członków w różnych radach nadzorczych. Do egzaminu nie przystępowałem i nie wiem czy w ogóle będę chciał to robić. Zasiadanie w Radzie Nadzorczej nie jest dla mnie najważniejsze. Jest wiele innych, ważniejszych kwestii, jak komunalizacja MTP, czy rozmowy z Apsysem w sprawie centrum handlowego Posnania.

Wiemy, że syn podarował Panu "Księcia" Machiavellego. Jakie wnioski po lekturze?
Jacek Jaśkowiak: Potraktowałem to z przymrużeniem oka. Na pewno jednak w biznesie i polityce liczy się skuteczność. Ale ważne jest także dotrzymywanie słowa, na co zwracam szczególną uwagę. Polityka to dla mnie inny świat niż biznes, z którego się wywodzę. Cały czas się jej uczę.

Rozmawiali Łukasz Cieśla i Bogna Kisiel

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wideo
Wróć na gloswielkopolski.pl Głos Wielkopolski