Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Jego ojciec i dziadek byli szewcami. Pan Bernard naprawia buty w Poznaniu od 61 lat. "Przede mną jeszcze wiele lat pracy!"

Alicja Durka
Alicja Durka
Bernard Jakubowski urodził się 20 sierpnia, 76 lat temu. Imieniny i urodziny obchodzi więc tego samego dnia. Od 61 lat pracuje jako szewc.
Bernard Jakubowski urodził się 20 sierpnia, 76 lat temu. Imieniny i urodziny obchodzi więc tego samego dnia. Od 61 lat pracuje jako szewc. Waldemar Wylegalski
- W zawodzie jestem już 61. rok. Jestem jeszcze, jak to się mówi po poznańsku, gówniarz. Przede mną jeszcze wiele lat pracy! - mówi Bernard Jakubowski, szewc z Poznania.

Dziś o szewcach mało kto już pamięta. Nie ma długich kolejek w niedzielne popołudnia do zdjęcia miary, na ulicach coraz mniej butów szytych na zamówienie. Mimo to, w Poznaniu jest kilka miejsc, w których rzemieślnicy wciąż naprawiają i tworzą tradycyjne buty. Jednym z takich miejsc jest mały zakład szewski na ulicy Kopernika w Poznaniu, a w nim Bernard Jakubowski, który butami zajmuje się zawodowo od ponad 60 lat.

To jednak o wiele dłuższa historia, bo w rodzinie Jakubowskich jest to już trzecie pokolenie. Jako szewc pracował wcześniej ojciec i dziadek. Obaj nosili to samo imię i nazwisko: Franciszek Jakubowski. Teraz pan Bernard kontynuuje rodzinny biznes, ale wszystko wskazuje na to, że tutaj historia się zakończy, bo współcześnie usługi szewskie nie cieszą się już tak dużym zainteresowaniem jak kiedyś. Mimo to, w małym zakładzie klientów nie brakuje. Potrzebują rozciągania butów na kopytach, wymiany obcasów czy wyprofilowania podeszwy. Zdarzają się też specjalne zamówienia od osób, które nie mogą dopasować butów w zwykłych sklepach.

60 lat w roli szewca

Bernard Jakubowski urodził się 20 sierpnia, 76 lat temu. Imieniny i urodziny obchodzi więc tego samego dnia.

- Trochę jestem pokrzywdzony, bo jednocześnie mam dwa święta, ale prezenty zawsze są dwa, więc nie ma szkody. To właściwie praktyczniej, bo w jeden dzień wszystko załatwione

- śmieje się poznański szewc Bernard Jakubowski, który zawodu wyuczył się w poznańskiej spółdzielni, pracował przy ul. Garbary.

To były dobre czasy dla szewców. W latach dziewięćdziesiątych w kolejkach stało nawet po kilkadziesiąt osób.

- Robiliśmy wtedy obuwie miarowe. Brałem wymiar od ok. 50 osób. Robiło się całą partię i później znowu brało się miarę od kolejnych osób

- dodaje szewc.

W 1995 roku sytuacja się mieniła i Bernard musiał stanąć na własnych nogach. Pomogły w tym urzędniczki miejskie, które dowiadywały się, które lokale stoją puste i w ten sposób udało się stworzyć własny zakład.

- Przeprowadziłem się, pamiętam, w Wielki Piątek i teraz minęło mi 28 lat, jak jestem w tym miejscu. Na początku robiłem jeszcze nowe buty, ale później nie było już takiego zainteresowania, bo zwozili tyle butów z całego świata, że nie było już po prostu potrzeby

- wspomina pan Bernard i dodaje, że kilkadziesiąt lat temu buty robiło się zupełnie inaczej niż dzisiaj.

Szewc brał miarę i zanosił ją do cholewkarza. Szewc Jakubowski współpracował przez wiele lat z cholewkarzem z Górnej Wildy.

- Najpierw miałem staruszka, który działał prywatnie, a później zatrudniłem w zakładzie innego, który robił wierzchy

- tłumaczy szewc.

Gdy cholewka była już gotowa, to brało się tzw. kopyto, na które naciągało się wierzch i za pomocą gwoździków przymocowywało się do podeszwy. A cholewki były najróżniejsze: męskie wsuwane, sznurowane, damskie profilowane, botki, buciki dziecięce i wiele innych.

Kopyta też są różne, bo wszystko trzeba dopasować do konkretnych potrzeb. Inaczej układa się stopa przy trzy-centymetrowym obcasie, a inaczej przy szpilce. W przypadku szpilek na wysokości śródstopia musi być usztywnienie, zakłada się tzw. stalkę, która nie pozwala, żeby obcas uciekał do przodu albo na zewnątrz.

Dziś już butów nikt tak nie robi

Czasy się jednak zmieniły. Mało kto zamawia już buty u szewca. Większość kupuje gotowe, w sklepach obuwniczych czy przez internet. Szewcy więc zajmują się głównie naprawami i przeróbkami, dorabiają dziurki do pasków, dopasowują torebki i doprawiają koła do toreb.

Przed laty, wychodząc od szewca, klient dostawał wypisany kwit, a każdy z butów musiał być osobno oznaczony, żeby nic nie zostało pomylone lub pominięte. Dziś wszystko jest nieco bardziej kameralne.

- Kupiłam sobie takie buciki, ale jest mi za nisko i stopa się wysuwa. Na siłę chciałam nosić, ale nie da się

- mówi jedna ze stałych klientek przynosząc czarne wsuwane buty z popularnej sieci sklepów.

- Tu zapiętka jest za miękka, żeby to wszystko trzymała. Za wysoko też się nie da, bo musi stać na całej powierzchni, nie może się chwiać

- odpowiada jej szewc.

- Pan wie najlepiej, jak to zrobić, byle jak najwyżej się da!

-odpowiada klientka, podaje nazwisko i wychodzi, mówiąc, że wróci nazajutrz rano. Pan Bernard zapisuje nazwisko, przykleja nalepkę do butów i odkłada parę na bok.

Taką pracę najlepiej wykonać, gdy zbierze się choćby trzy pary butów. Nie trzeba wtedy włączać maszyny kilka razy. Można też lepiej rozplanować pracę. Gdy jedna para jest posklejana i schnie, można zająć się kolejną. Wszystko się dokładnie zazębia i praca idzie lepiej. Kiedyś było to oczywiste, bo pracy było dużo. Teraz sytuacja się zmieniła.

- Jest jeden plus, że jestem na emeryturze, bo jakbym nie był, to ja bym tego zakładu nie był w stanie prowadzić, nie zarobiłbym na to, bo trzeba zapłacić świadczenia, dzierżawę, no i rachunki. Teraz to już pracuję dla przyjemności. Przez tyle lat to można powiedzieć, że jestem zakochany w szewstwie

- podsumowuje 76-latek.

- W zawodzie jestem już 61. rok. Jestem jeszcze, jak to się mówi po poznańsku, gówniarz. Przede mną jeszcze wiele lat pracy!

- mówi pan Bernard wskazując na wiszący na ścianie wycinek gazety, na którym widnieje zdjęcie uśmiechniętego 90-latka, który szewcem jest od 76 lat.

Szewski poniedziałek

Młode pokolenie nie używa raczej wyrażenia „szewski poniedziałek”, a jeśli gdzieś je usłyszy, etymologia może wydawać się dosyć odległa. Według definicji Wielkiego słownika języka polskiego, „szewski poniedziałek” oznacza niechęć do pracy w poniedziałek wynikająca ze zmęczenia spowodowanego niedzielną zabawą często połączoną z nadużywaniem alkoholu.

- W niedzielę szewcy zwykle pracowali, bo jak ludzie szli do kościoła, to po drodze zanosili buty do szewca. Było zapotrzebowanie, to zakłady były czynne, a w poniedziałek mieli wolne i brali się za trunki. Były też takie historie, że szewc, zanim naprawił, chodził w butach klienta. Złą opinię mieli kiedyś szewcy, ale to było w dawnych czasach. Dziś już jest inaczej

- śmieje się pan Bernard i wskazuje na mały stosik paczek.

Okazuje się, że zakład szewski jest dla okolicznych mieszkańców niekiedy punktem odbioru paczek, chwilową przechowalnią, a czasem miejscem na spotkanie i krótką rozmową z sąsiadem.

- Kiedy jest jakaś przesyłka do odebrania czy inna potrzeba, to tutaj miejsce się zawsze znajdzie - mówi Bernard Jakubowski. - Zostałem wyróżniony przez prezydenta certyfikatem Dobrego Sąsiada, to teraz muszę się wykazać - dodaje.

Międzynarodowe Targi Poznańskie mają już ponad 100 lat. Ich intensywny rozwój ukoronowała olbrzymia Powszechna Wystawa Krajowa w 1929 roku, którą zwiedziło aż 4,5 mln osób. Zobacz, jak powstawała wizytówka Poznania. Przejdź do galerii --->

Tak powstawała wizytówka Poznania. Oto wyjątkowe zdjęcia spr...

Jesteś świadkiem ciekawego wydarzenia? Skontaktuj się z nami! Wyślij informację, zdjęcia lub film na adres: [email protected]

Obserwuj nas także na Google News

od 16 latprzemoc
Wideo

CBŚP na Pomorzu zlikwidowało ogromną fabrykę „kryształu”

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na gloswielkopolski.pl Głos Wielkopolski