Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Kalemba: Odszedłem przez wewnętrzne rozgrywki w PSL

Rafał Cieśla
Kalemba: Odszedłem przez wewnętrzne rozgrywki w PSL
Kalemba: Odszedłem przez wewnętrzne rozgrywki w PSL Waldemar Wylegalski
Rozmowa ze Stanisławem Kalembą, ministrem rolnictwa w rządzie donalda Tuska w latach 2012 – 2014, wieloletnim posłem PSL z Wielkopolski. W pierwszej rozmowie po rezygnacji z funkcji ministra polityk ujawnia kulisy swojego odejścia, opowiada o Donaldzie Tusku, aferze podsłuchowej czy możliwej koalicji PiS-PSL

Donald Tusk będzie dobrym przewodniczącym Rady Europejskiej?
Tak. Jest twardy, wnikliwy, przebiegły, a przy tym świetnie przygotowany merytorycznie. Umie podejmować niepopularne decyzje, to go niewątpliwie cechuje. Natomiast gorzej się czuje, gdy przychodzi do rozmów kuluarowych, z których niewiele wynika.

Stanowisko szefa rady to sukces Polski czy bardziej docenienie samego Donalda Tuska?
To przede wszystkim wybór dobry dla Polski, ale także dla premier Kopacz. Będzie mogła liczyć na wsparcie przewodniczącego Rady, a to ma wielkie znacznie w prowadzeniu negocjacji. Przewodniczący Tusk to również dobry wybór dla całej Europy, zwłaszcza w kontekście wojny na Ukrainie. Nikt tego konfliktu lepiej nie czuje w UE niż Polacy, a co za tym idzie i premier Tusk.

Odejście Tuska kończy pewną epokę w polskiej polityce. Pan miał okazję być ministrem rolnictwa w jego rządzie przez blisko dwa lata. Jakim Tusk był premierem?
Na posiedzeniach Rady Ministrów premier nie unikał trudnych dyskusji. Był zdecydowany wobec ministrów, ale też można go było przekonać, pod warunkiem, że się miało mocne argumenty. I za to go ceniłem. Trzeba wziąć też pod uwagę, że rządził on w czasach globalnego kryzysu, a mimo to udało się nam uniknąć recesji. I to jest sukces Polaków, ale i Donalda Tuska. Miałem kilka trudnych rozmów z premierem na posiedzeniach rządu, ale zawsze dyskutowaliśmy o sprawach ważnych dla kraju. Ja byłem zdecydowany, ale i premier był twardy. Zawsze jednak osiągaliśmy kompromis.

Ewie Kopacz uda się zastąpić Donalda Tuska na stanowisku premiera i szefowej Platformy Obywatelskiej?
Marszałek Kopacz jeszcze jako minister zdrowia nie uległa lobby farmaceutycznemu, gdy cała Europa kupowała szczepionki. I jak się później okazało, to była słuszna decyzja. Ale mam też zastrzeżenia do pracy Ewy Kopacz. Chodzi o tak zwany ubój rytualny, który mieliśmy przegłosować w Sejmie. Miałem zapewnienie, że posłowie PO poprą mój projekt, który został przyjęty przez rząd. Później jednak wbrew wcześniejszym ustaleniom, politycy PO nie dotrzymali słowa i sprawa uboju przepadła. A sygnał do zmiany decyzji posłom Platformy dała właśnie marszałek Kopacz. I teraz polscy producenci mają poważne problemy, a nasi sąsiedzi takich kłopotów nie mają. Bo tam ubój rytualny jest dozwolony. Zastąpić premiera Tuska będzie jej bardzo trudno, ale tu wiele zależy od niej samej i nowo powołanych ministrów, których zaprosiła do rządu.

Pana nie zaprosiła.
Nie oczekiwałem tego. Dla niej trudna do sprawowania będzie zwłaszcza funkcja przewodniczącej Platformy. Ewa Kopacz musi poradzić sobie z wewnętrznymi sporami w PO.

Jej rząd jest autorski czy raczej jest to efekt konsensusu Tuska z prezydentem Komorowskim?
Rząd został oparty na dotychczasowych ministrach. W kontekście afery podsłuchowej rozwiązana została sprawa Bartłomieja Sienkiewicza. Jest to rząd kompromisu prezydenta Komorowskiego, premier Ewy Kopacz i innych konsultacji. Choć trzeba przyznać, że prezydent wzmocnił swoją pozycję.

W nowym rządzie znów zabrakło miejsca dla ministra z Wielkopolski.
Od początku szanse były bardzo małe. Dziwię się, że wielkopolska Platforma, choć ma znakomite wyniki w wyborach, nie potrafi tego przełożyć na stanowiska w rządzie. Na Radzie Ministrów decyduje się wiele spraw dla regionów. Z drugiej strony politycy PO z naszego województwa zbytnio zajmują się sobą.

Mówi Pan o sprawach wewnętrznych PO, ale przecież to nie one są najważniejszym wyzwaniem wobec nowej pani premier. Jest przecież sprawa Ukrainy, kolejnych sankcji nakładanych przez UE i Rosję czy wreszcie dostaw broni dla Ukraińców.
Oczywiście. Jestem zwolennikiem rozmów Unii Europejskiej, Ukrainy i Rosji. Ale te dyskusje nie mogą się odbywać bez udziału Polski i to trzeba zmienić w pierwszej kolejności. Wszyscy widzimy, że Rosja dąży do odbudowy swojej strefy wpływów. A my tak naprawdę niewiele robimy, aby temu zapobiec. Nie jesteśmy w stanie jako Unia pilnie udzielić Ukrainie nawet pomocy humanitarnej. UE od początku dała się ograć, nie była dobrze przygotowana do kwestii podpisania umowy stowarzyszeniowej z Ukrainą. W Brukseli sądzono, że Ukraina podpisze umowę i wszystko będzie dobrze. Ale tak się nie stało i teraz mamy sankcje za sankcje. Oczywiście nie można z nich obecnie zrezygnować, ale musimy też jednocześnie rozmawiać z Rosją. Nie możemy jej izolować, ponieważ osaczony prezydent Putin może dalej podejmować nieracjonalne decyzje. Jeśli chodzi o broń, nie można zostawić Ukrainy jako bezbronnej, ale ta pomoc winna być udzielona przez ONZ, UE i NATO.
Polską odpowiedzią na rosyjskie sankcje jest społeczna akcja „jedz jabłka na złość Putinowi”. A to zdecydowanie za mało.
Akcja to świetny pomysł, ale oczywiście nie rozwiąże naszych problemów. Ministrem rolnictwa Federacji Rosyjskiej jest prof. Nikołaj Fiodorow. O naszych jabłkach rozmawiałem z nim już na początku 2013 roku. Powiedział mi, że wszyscy w Rosji wiedzą, że polskie jabłka są najlepsze. Sygnały o możliwych problemach pojawiły się jesienią 2013 roku. Jako ówczesny minister umówiłem się z prof. Fiodorowem w Moskwie. Nasze spotkanie dotyczyło możliwego embarga na owoce, warzywa i wieprzowinę. Wtedy ustaliliśmy, że w listopadzie przyjadą do Polski przedstawiciele ich służb weterynaryjnych i fitosanitarnych i wspólnie z naszymi służbami sprawdzą warunki produkcji żywności w naszych zakładach. Wyniki tej wizyty były pozytywne i do stycznia 2014 r. mieliśmy bardzo dobrą współpracę w zakresie wymiany handlowej. Kiedy zadawano mi pytanie, i w Polsce, i za granicą, o tzw. wojnę polsko-ruską w tym zakresie, ja mówiłem o dobrej współpracy, nie dałem się sprowokować.

Ale ta wojna w końcu nadeszła.
W 2013 roku Polska wyeksportowała rekordową ilość żywności. Jej wartość wyniosła około 20 mld euro. Z kolei do Rosji sprzedaliśmy żywność za ok. 1,3 mld euro. Nasze relacje były bardzo dobre, ale w 2014 roku decyzje zaczęły zapadać już na innym szczeblu. Tak naprawdę wszystko szło dobrze do czasu, gdy wykryto pierwsze przypadki afrykańskiego pomoru świń na Litwie. I strona rosyjska wykorzystała ten fakt do wprowadzenia embarga na wieprzowinę dla całej Unii Europejskiej. Później przyszły sankcje na owoce, warzywa i produkty mleczne.

Choć pierwsze przypadki afrykańskiego pomoru świń pojawiły się na Litwie, to jednak polityczną cenę poniósł Pan. Dlaczego jako minister rolnictwa nie poradził Pan sobie z problemem, o czym mówił wicepremier Janusz Piechociński?
Przypomnę, że przy składaniu rezygnacji ze stanowiska podałem jako główną przyczynę brak realizacji ustaleń przyjętych na Radzie Ministrów 25 lutego 2014 roku, a dotyczących tzw. zdjęcia nadwyżek trzody chlewnej ze strefy z ograniczeniami (przy granicy z Białorusią) w formie uzupełnienia rezerw strategicznych państwa przez Agencję Rezerw Materiałowych, podległą ministrowi gospodarki. Mało tego, takie decyzje były podjęte przez ministra gospodarki, ale nie zostały one zrealizowane. Z tego jasno wynika, w czyich to było kompetencjach. Ponadto nie zgodziłem się na wywieraną na mnie presję dotyczącą utylizacji tysięcy tuczników, z których mięso i przetwory są całkowicie zdrowe i bezpieczne dla konsumentów.

Ale to minister rolnictwa, czyli wówczas Pan odpowiadał za realizację tych ustaleń.
Za realizację odpowiadał rząd i poszczególni jego ministrowie. Ja odpowiadałem za nadzór weterynaryjny, walkę z tą chorobą, natomiast za zdjęcie nadwyżek ze strefy jedynym mechanizmem było uzupełnienie rezerw strategicznych przez Agencję Rezerw Materiałowych podległą ministrowi gospodarki. Dlatego informacje przekazywane przez ministra gospodarki, że sobie z tym nie poradziłem, są nieuprawnione, bo te kompetencje były poza moim resortem. Zresztą te same nieprawdziwe informacje powtarzała była już rzecznik rządu Małgorzata Kidawa-Błońska. To było nierzetelne i nieprofesjonalne.

Chce Pan powiedzieć, że wicepremier Janusz Piechociński – Pana partyjny zwierzchnik, działał na Pana niekorzyść?
To, co należało do moich obowiązków, to wszystko zostało precyzyjnie ustalone i przyjęte przez Radę Ministrów.

Janusz Piechociński skłamał? Czy po prostu szukał pretekstu, aby się Pana pozbyć z rządu?
Coś w tym jest. Wiadomo, że moją kandydaturę na ministra rolnictwa zgłosił jeszcze prezes Waldemar Pawlak. To z rekomendacji Naczelnego Komitetu Wykonawczego PSL i prezesa Pawlaka byłem ministrem. W wyborach na kongresie PSL głosowałem na Pawlaka.

Między Kalembą a Piechocińskim nie było chemii.
Chemia jest ważna, ale mnie interesuje przede wszystkim rzetelne wypełnianie konstytucyjnych obowiązków.

Jakie wcześniej mieliście relacje?
Normalne. Mnie nie interesuje, czy mnie ktoś lubi, trzeba być profesjonalistą. I taki byłem. Faktem jest, że z Donaldem Tuskiem umiałem się porozumieć. Jako jedyny minister rolnictwa z 27 państw byłem z premierem na szczycie europejskim, gdzie negocjowaliśmy budżet dla Polski. Udało nam się zwiększyć pieniądze na polskie rolnictwo i wieś o około 3 mld euro. Jako minister czułem wsparcie od premiera Tuska.
Z premierem z PO współpraca układała się dobrze, a z szefem macierzystego PSL było już znacznie gorzej. Dlatego musiał Pan odejść?
Przestałem być ministrem rolnictwa w wyniku wewnętrznych rozgrywek w PSL. I taka jest prawda.

Jaka była Pana reakcja?
Przyjąłem to spokojnie, ale szczegółów nie będę ujawniał. Traktuję to jako odpowiedzialną służbę.

Tak po ludzku, nie ma Pan żalu do Piechocińskiego oraz do swojego następcy na stanowisku – Marka Sawickiego?
W polityce nie ma miejsca na żal. Liczy się profesjonalizm i skuteczność w rozwiązywaniu problemów. Warto było być jedynym konstytucyjnym ministrem rolnictwa z Wielkopolski i współuczestniczyć w wypracowaniu na lata 2014 – 2020 ok. 180 mld zł na rozwój wsi i rolnictwa.

Zapytam inaczej. Jak Pan ocenia Marka Sawickiego. Przypomnę tylko, że wcześniej odszedł z rządu na skutek „afery taśmowej” w PSL. Ujawniono wówczas nepotyzm w agencjach podległych ludowcom.
Gdy przejmowałem ministerstwo po tej sprawie, to musiałem uporządkować funkcjonowanie ARR, Elewarru, i ARiMR. W ARiMR wymieniłem większość kierownictwa z prezesem na czele. Wprowadziłem wyższe standardy funkcjonowania i uspokoiłem sytuację w resorcie oraz w agencjach, co zostało zauważone przez opinię społeczną, a także fachowców.

To Panu zaszkodziło?
Nie byłem nigdy malowanym ministrem. Być może za to poniosłem konsekwencje. Poza tym byłem traktowany jako człowiek Pawlaka, choć wcześniej obowiązywał w PSL zwyczaj, że wszyscy się szanujemy. Ja tak postępuję cały czas, Pawlak też, choć mówi też jasno, czego oczekuje. Ale ma do tego pełne prawo.

Nie zgodzę się z Panem, jeśli chodzi o Waldemara Pawlaka. Przecież na posiedzeniu Sejmu wystąpił otwarcie przeciwko Piechocińskiemu, gdy chodziło o akcję CBA u posła Burego.
Pawlakowi chodzi o Polskę. Wystąpił wtedy na mównicy nie przeciwko Januszowi Piechocińskiemu, ale aby zaprotestować przeciwko wykorzystaniu służb do działań politycznych.

Pawlak wyszedł, składał wnioski, ale ostatecznie PSL sprzeciwił się odwołaniu ministra Sienkiewicza, który przecież skompromitował się na „taśmach kelnerów”. Jak Pan głosował?
Tak jak klub PSL-u byłem wtedy przeciwny odwołaniu Sienkiewicza.

Czyli minister Sienkiewicz był w porządku, a na taśmach nic nie było?
Przyjęliśmy w PSL-u, że czekamy na wyjaśnienia do września. Takie były nasze ustalenia. Nikt z PSL nie twierdził, że minister Sienkiewicz jest w porządku. Dziś już wiemy, że to dzięki stanowisku PSL minister Sienkiewicz nie jest członkiem nowego rządu.
Mówi Pan to poważnie? Pan naprawdę wierzy jeszcze w wyjaśnienia Sienkiewicza? Poza tym wkrótce będzie już... październik.
Sprawa nielegalnych podsłuchów wymaga wyjaśnienia do końca, przecież to mogło zdestabilizować Polskę i mamy do tego ABW, CBA, prokuraturę oraz wymiar sprawiedliwości, żeby to jednoznacznie wyjaśnić. Będę się tego domagał.

A Pan jako minister spotykał się w ważnych sprawach w restauracjach?
Powiem szczerze, że dziwię się, iż ministrowie spotykali się w lokalach i rozmawiali o takich sprawach. Ja takie dyskusje prowadziłem w gabinecie. To są kanony, gabinet miałem sprawdzany pod względem podsłuchów. Tu chodzi o fundamenty funkcjonowania państwa.

Głosował Pan jednak za Sienkiewiczem.
Na tym etapie było to słuszne stanowisko klubu PSL. Przypomnę, że minister Sienkiewicz oddał się do dyspozycji premiera. Został dlatego, że premier go o to poprosił. Kiedy było to całe zamieszanie, to na mój wniosek klub spotkał się z Sienkiewiczem. Powiedział wówczas zdecydowanie więcej niż jest w mediach. Sprawa podsłuchów jest wielowątkowa, ale wątek wschodni jest tutaj bardzo ważny. Poza tym nie można na podstawie domniemań zmieniać ministrów, bo wtedy można realizować interesy kogoś zupełnie innego. I także dlatego nie chciałem, żeby wówczas odchodził.

A teraz odszedł.
To był dobry moment, aby odszedł. Zresztą tak samo jak minister Sikorski, który również dał się podsłuchać.

Poznaliśmy już skład nowego rządu. Czy zmiana premiera i ministrów pomoże Platformie w wyborach samorządowych?
To są specyficzne wybory i trudno tutaj jednoznacznie ocenić wpływ nowej pani premier na wynik wyborczy PO. Pewne jest to, że dla PSL to będą dobre wybory. Wygramy je.

Chyba z partią Janusza Korwin-Mikkego.
Niech pan policzy wszystkich radnych powiatowych, radnych sejmiku, wójtów czy burmistrzów – to okaże się, że wybory samorządowe wygrywa PSL. Najbardziej polityczne wybory w samorządzie są na poziomie województwa. Tutaj walczymy o miejsce na podium. Ostatnio rozmawiałem z Waldemarem Pawlakiem i uznaliśmy, że zawsze trzeba działać dla dobra PSL. Hasło „Wszystkie ręce na pokład” u nas nadal obowiązuje.

Dopuszcza Pan, że po wyborach Wielkopolską będzie rządziła koalicja PiS-PSL?
Różne mogą być koalicje. Ja koalicję z PiS-em dopuszczam w sejmiku województwa, choć tu sytuacja może być bardziej skomplikowana, między innymi przez udział w wyborach komitetu prezydenta Grobelnego. W samorządzie koalicje mogą być różne. Na pierwszym miejscu jest kontynuacja dobrej współpracy PO-PSL, ale zdecydują o tym wyborcy.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gloswielkopolski.pl Głos Wielkopolski