Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Kamil Bednarek: Poszedłbym do "Mam talent" jeszcze raz

Kamil Babacz
Kamil Bednarek.
Kamil Bednarek.
Spotkałem się z pozytywnymi opiniami wielu starszych osób, które wcześniej pytały: "co to jest to reggae?" - mówi Kamil Bednarek. Opowiada też o swoim pobycie na Jamajce oraz o tym, jak radzi sobie z popularnością.

Pożegnałeś się ze Star Guard Muffin i zacząłeś wydawać pod własnym nazwiskiem. Czy coś zmieniło się w sposobie, w jaki powstaje Twoja muzyka?
Kamil Bednarek: - Odejście nawet jednego muzyka powoduje, że jest to już inny zespół i wszystko powstaje inaczej. Każdy wprowadza część od siebie, a to sprawia, że zespół charakterystycznie brzmi. Teraz gra z nami dwóch starszych muzyków, którzy mają więcej doświadczenia. Tworzę głównie ja, to znaczy przynoszę jakieś szkice muzyczne, które oni potem rozwijają i poprawiają. Dzięki temu wszystko trochę inaczej brzmi, ale jestem bardzo zadowolony z efektów. Sam byłem fanem basisty, bo grał kiedyś w Tumbao, zespole, którego często słuchałem. Z kolei gitarzysta prezentuje taki bardziej bluesowy styl, ale fajnie to się sprawdza w naszych kawałkach.

Jesteś więc otwarty na wpływy innych gatunków?
Kamil Bednarek: - Oczywiście. Nie mam zamiaru grać korzennego reggae przez cały czas, chociaż faktycznie uwielbiam śpiewać typowo rootsowe utwory. Staram się jednak od czasu do czasu eksperymentować, chociaż bez przesady. Jestem fanem prostych dźwięków, prostych tekstów, ale są momenty, gdzie dobrze byłoby na przykład dodać hip-hopowy beat. Z takich zabaw wychodzą całkiem ciekawe rzeczy.

Jakie inne gatunki poza reggae Cię inspirują?
Kamil Bednarek: - Lubię słuchać funku, czasem muzyki klasycznej, np. symfonii Dvoraka. Tak naprawdę lubię muzykę, która jest dobrze zagrana i ciekawie zrobiona. Nawet jeśli jest to muzyka elektroniczna...

Nagrasz kiedyś z dubstepowcami?
Kamil Bednarek: - Ej, wiesz, że o tym myślałem? Jednak póki co nie mam czasu, żeby się tym zająć. Poznałem ostatnio fajnego kolesia, który robi fajne rzeczy i produkuje świetne remiksy. Chciałbym z nim coś nagrać, chociaż spróbować.

Poruszasz się jednak w ramach dość klasycznego reggae, a jednak ten gatunek mocno ewoluował, popularny jest choćby dancehall.
Kamil Bednarek: - Jasne, muzyka reggae bardzo się zmieniła od czasu Boba Marleya, ale do niego będę zawsze wracał. Wiesz, jego muza miała ogromną siłę przyciągania ludzi, wzbudzania poczucia jedności. Ten przekaz mnie mocno zainspirował, dzięki niemu zacząłem pisać. Miałem 15 lat i trochę potrzebowałem zmiany w życiu. Wtedy ta muzyka mi pomogła. Zacząłem grać, potem poszedłem przez przypadek do programu "Mam Talent", no i teraz jestem tutaj.
Dlaczego potrzebowałeś zmiany?
Kamil Bednarek: - Brakowało mi takiej dobrej energii. Słuchałem wcześniej dużo hip-hopu. W którymś momencie, tak jakby straciłem energię do życia. Fascynacja pozytywnymi wibracjami reggae bardzo mi pomogła.

Grywasz na koncertach charytatywnych dla niepełnosprawnych studentów. Jak do tego doszło?
Kamil Bednarek: - Nigdy nie odmawiam udziału w takich imprezach, jeżeli tylko mam możliwość zagrać. W sumie niedawno, bo w listopadzie grałem w Poznaniu, ale okazało się, że w grudniu znów miałem wolny termin. Dostałem propozycję, żeby zagrać tutaj, zgodziłem się. Uważam, że należy sobie pomagać, zamiast utrudniać życie na każdym kroku, tekstami w stylu "Ej, masz jakiś problem?"

Czujesz się ambasadorem reggae w Polsce?
Kamil Bednarek: - Myślę, że trochę tak. Spotkałem się z pozytywnymi opiniami wielu starszych osób, które wcześniej pytały: "co to w ogóle jest to reggae?". Postrzegali tę muzykę przez pryzmat narkotyków, jakiejś niezrozumiałej ideologii rasta, etc. Spodobała im się moja twórczość i nagle polubili muzykę reggae. To raczej dobry znak…

Spotkałeś się z zarzutem, na przykład od ludzi, którzy jeżdżą na festiwal reggae do Ostródy, że po zdobyciu popularności straciłeś autentyczność w ich oczach?
Kamil Bednarek: - Spotkałem się z czymś takim, ale w sumie nie dziwi mnie to jakoś bardzo. Te programy telewizyjne są totalnie wyreżyserowane, sam jestem do nich nastawiony dość sceptycznie. Jeżeli masz pomysł na siebie, to może ci się to przydać, pomóc ci rozpromować swoją muzykę niskim kosztem. Sam być może, oglądając taki program jako normalny, przeciętny Polak powiedziałbym - zaśpiewał trzy piosenki i nagle media krzyczą "Gwiazda!". To ludzi zraża. Media tworzą taką dziwną otoczkę, której nie mogłem przez jakiś czas od siebie odkleić. Teraz, dzięki koncertom, które gram, dzięki temu, że sam sobie obiecałem, iż się nie poddam, nabrałem większej pewności siebie. Cieszę się, że ludzie dalej przychodzą słuchać mojej muzyki. To koncerty są najlepszym sposobem na dotarcie do słuchaczy, wtedy przepływa między nami taka bezpośrednia energia. Otwarcie się na swoje emocje podczas koncertów wymagało ode mnie wiele wysiłku, ale dzięki temu mogę pokazać, że nie robię tego, bo muszę, tylko dlatego, że to kocham. Kiedy widzę, co się dzieje na koncertach, to czuję się przeszczęśliwy. Czasem, gdy skończymy, to mówię "Wow, jaki koncert, co tam się stało z tymi ludźmi!".
Twoja publika ewoluuje?
Kamil Bednarek: - Tak, moja publika się mocno zmieniła. Na początku było bardzo dużo nastolatek. To jest zrozumiałe, bo media stworzyły mi taki wizerunek, że dziewczyny się nakręcały. Potem trochę to się zmieniło dzięki festiwalom takim, jak Woodstock, Ostróda, Bielawa, One Love czy Jarocin. One wprowadziły mnie do świata muzyki alternatywnej, na którym mi bardzo zależy, bo wiem, że tam są ludzie, którzy są wierni swoim artystom. Fajnie było podjąć się wyzwania połączenia dwóch światów - mainstreamu i alternatywy. Wiem, że na początku byłem krytykowany za to, że poszedłem z reggae do telewizji, więc miałem pod górkę, ale ostatecznie się udało.

Co robiłeś na Jamajce? Ta podróż zmieniła coś w Twoim światopoglądzie?
Kamil Bednarek: - To było 16 dni mozolnej pracy. Nagrywaliśmy w studiu z muzykami Boba Marleya i Shaggy'ego. To była dobra lekcja dla nas wszystkich. Tam właśnie nauczyłem się okazywania emocji na scenie. Poznaliśmy Jamajkę od tej prawdziwej strony. To miejsce tak naprawdę bardzo niebezpieczne, gdzie człowiek uczy się doceniać to, co ma. Nagrywaliśmy razem z Capletonem - to prawdziwa legenda reggae na Jamajce - właściwie przez przypadek, dzięki naszemu realizatorowi dźwięku, który jest jego akustykiem jednocześnie. Powiedział "Słuchaj, jest taki zespół młody z Polski, fajnie jakbyś coś z nimi nagrał". Byłem w szoku, mieliśmy nagrywać razem piosenkę, a ja przed samym nagraniem nie miałem jeszcze słów, ale udało się. To była bardzo przydatna lekcja, milowy krok do przodu.

Tęsknisz jeszcze czasem za anonimowością?
Kamil Bednarek: - Tęsknię. Gdy jesteś undergroundowym wykonawcą i starasz się zdobyć swoich fanów, to marzysz o tym, żeby mieć dużą widownię, grać na dużych scenach. Kiedy już jesteś tam wysoko, to tęsknisz za takimi chwilami, kiedy byłeś bardziej w cieniu tego wszystkiego. Nie spodziewałem się takiej popularności. Marzyłem o zdobyciu wielu fanów, ale nie aż tak, że każdy będzie mnie rozpoznawał na ulicy, choć to być może przez te dready, które są charakterystyczne. Mimo wszystko, gdybym miał wybierać jeszcze raz, to i tak poszedłbym do "Mam Talent". To udział w nim sprawił, że mogę spełniać swoje marzenia.

A co, jeśli fenomen medialny Kamila Bednarka się skończy?
Kamil Bednarek: - To zostaje muzyka, a na tym najbardziej mi zależy. Żaden obrazek nie zastąpi tego, co słyszysz w głośnikach...

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gloswielkopolski.pl Głos Wielkopolski