Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Kaszel, katar i inne strachy - jak sobie z nimi radzić?

Agnieszka Goździejewska
Strachy rodziców różnią się od strachów dzieci, bo strachy rodziców dotyczą ich dzieci.
Strachy rodziców różnią się od strachów dzieci, bo strachy rodziców dotyczą ich dzieci. sxc.hu/zdjęcie ilustracyjne
– Aga – zaczepia Przyjaciel Mój w nocy, czym przyprawia mnie niemal o zawał serca. – bo on tak wzdycha przez sen… Jakby płakał… – Pierwszy raz coś takiego słyszysz? – pytam zdziwiona i jeszcze trochę wystraszona. Przyjaciel Mój Przejęty kiwa głową. – To nic. Coś mu się śni po prostu. Trzeba go pogłaskać po główce, to się przestanie bać.

Smutki, radości, ciekawostki - Blog Młodej Mamy na facebooku. Polubisz?

Strachy rodziców różnią się od strachów dzieci. Od tych sennych mar, przez które mały człowiek pochlipuje w nocy i tych koszmarów, co prowadza do płaczu. Strachy rodziców różnią się tym, że dotyczą ich dzieci.

Zaczynają się od prostych wątpliwości: czy będzie szczęśliwy? Czy będzie dobrym człowiekiem? Z czasem z tych abstrakcyjnych, stają się bardziej konkretne: czy nie spadnie z łóżka i nie rozbije sobie głowy? Czy nie jest chory? Zwłaszcza to ostatnie spędza sen z powiek skuteczniej, niż sąsiad słuchający techno po północy.

Pewnego razu do nas też to przyszło. Z kaszlem i katarem. Jednak nauczeni już i „doświadczeni”, te strachy chcieliśmy pokonać, jak za pierwszym razem: oklepując, czyszcząc nos i pojąc intensywniej niż zwykle. Temperatury Młody Człowiek nie miał – sprawdzałam dwa razy dziennie za pomocą supernowoczesnego bezdotykowego termometru.

Gdy po tygodniu katar-kaszel – dwa bratanki, nie poszły sobie, trzeba było nawiedzić znachorkę. Ta – z tytułem lekarza medycyny – osłuchała, obejrzała i stwierdziła, że wypisze lekarstwa, a my mamy robić to, co wcześniej. Syrop strzykawką podawać trzeba – tak, jak karmi się małe koty i po tygodniu na kontrolę się stawić.

Wróciwszy do domu, zorientowałam się, że w tym całym zestawie pomocy przeciwkaszlowej, brakuje właśnie tej nieszczęsnej strzykawki. – Mój Syn, nie kot. Będzie jadł łyżeczką – pomyślałam, tłumacząc trochę swoje lenistwo i roztargnienie.

Przystąpiliśmy więc do operacji podawania leku. Przyjaciel Mój Zabawny rozśmieszał Koleżkę, ten otwierał buzię, a ja powoli dostarczałam syrop do środka, ciamkając przy tym, żeby załapał, o co w jedzeniu z łyżeczki chodzi.

Wierzcie, albo nie, ale – udało się! Nasz niespełna czteromiesięczny potomek jadł (a może bardziej pił) z łyżeczki.

Potem pokonanie innych strachów, było tylko kwestią czasu.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gloswielkopolski.pl Głos Wielkopolski