Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Każda władza miała swoich „Misiewiczów”

Norbert Kowalski
Tomasz Lewandowski (z lewej) pracę w spółce Witar rozpoczął w 2003 roku. Nie był on jedynym lewicowym działaczem, który pojawił się w tym okresie w Witarze. Marek Sternalski, radny PO, w 2014 r. został wicedyrektorem Wojewódzkiego Urzędu Pracy. Mianował go inny z polityków Platformy, marszałek województwa Marek Woźniak.
Tomasz Lewandowski (z lewej) pracę w spółce Witar rozpoczął w 2003 roku. Nie był on jedynym lewicowym działaczem, który pojawił się w tym okresie w Witarze. Marek Sternalski, radny PO, w 2014 r. został wicedyrektorem Wojewódzkiego Urzędu Pracy. Mianował go inny z polityków Platformy, marszałek województwa Marek Woźniak. Paweł Miecznik x2
Członek rady nadzorczej Cegielskiego z PiS, wicedyrektor Wojewódzkiego Urzędu Pracy z PO oraz lewicowy prawnik w Witarze to niektóre przykłady zaskakujących nominacji wielkopolskich polityków na ważne stanowiska w przeszłości.

Problem obsadzania partyjnymi działaczami miejsc w administracji i spółkach Skarbu Państwa nie dotyczy tylko PiS. On tak naprawdę istniał od zawsze. - Obecne nominacje różnią się co najwyżej pod kątem skali i szybkości, ale nie co do samej zasady przeprowadzania zmiany - nie ma wątpliwości dr Szymon Ossowski, politolog oraz prodziekan Wydziału Nauk Politycznych i Dziennikarstwa UAM.

Zmiany kadrowe, które w ostatnich miesiącach zachodzą w urzędach i instytucjach w całej Polsce są szeroko krytykowane przez opozycję. Wszystko zaczęło się jednak od 26-letniego Bartłomieja Misiewicza, który stał się twarzą PiS-owskiego nepotyzmu. A później ruszyła prawdziwa lawina...

26-latek od „zbrojeniówki”
Bartłomiej Misiewicz to osoba, która wzbudza największe kontrowersje w ostatnich tygodniach w Polsce. Były już członek rady nadzorczej Polskiej Grupy Zbrojeniowej, były członek rady nadzorczej spółki Energa Ostrołęka i wreszcie były rzecznik Ministerstwa Obrony Narodowej. W jego życiu wiele się ostatnio zmieniło. Wszystko zaczęło się jednak od przejęcia władzy przez Prawo i Sprawiedliwość. To wtedy Misiewicz został rzecznikiem i drugą, po Antonim Macierewiczu, twarzą Ministerstwa Obrony Narodowej.

Misiewicz działalność polityczną rozpoczął na przełomie 2006 i 2007 roku. Jak czytamy na stronie internetowej MON-u, to „bliski współpracownik wiceprezesa PiS Antoniego Macierewicza”. I między innymi z tego powodu pojawiały się w stosunku do niego podejrzenia, że dostał posadę w resorcie wyłącznie za lojalność.

Prawdziwa fala krytyki pojawiła się później, gdy wyszło na jaw, że Misiewicz został członkiem rady nadzorczej Polskiej Grupy Zbrojeniowej, mimo że w momencie powołania nie posiadał do tego odpowiednich kwalifikacji. Zgodnie z ówczesnym statutem członek rady nadzorczej powinien posiadać wyższe wykształcenie i zdać egzamin państwowy. Misiewicz w dniu nominacji nie miał nawet tytułu licencjata.

Niedługo po ujawnieniu tych informacji Misiewicz sam zrezygnował z członkostwa w radzie nadzorczej spółki Energa Ostrołęka, a sprawą jego przyjęcia do rady nadzorczej Polskiej Grupy Zbrojeniowej zainteresowała się prokuratura. Ta chce sprawdzić, czy powołanie Misiewicza w skład rady nadzorczej odbyło się zgodnie z prawem.

To jednak nie koniec ciosów, które spadły na Bartłomieja Misiewicza. Kilka dni temu tygodnik „Newsweek” podał, że zaufany Macierewicza wraz z prezesem dużej państwowej spółki spotkali się z bełchatowskimi radnymi PO oraz mieli im proponować państwowe posady w zamian za wystąpienie z lokalnych struktur Platformy i głosy w radzie powiatu. Po tych rewelacjach Misiewicz poprosił o zawieszenie jego obowiązków w strukturach MON. Antoni Macierewicz zgodził się, zaś Misiewicz zapowiedział wytoczenie procesu tygodnikowi. Z kolei w środę oficjalnie potwierdzono, że Bartłomiej Misiewicz zrezygnował również ze stanowiska w radzie nadzorczej Polskiej Grupy Zbrojeniowej.

Z krytyką, która spadła na Bartłomieja Misiewicza, nie zgadzają się posłowie Prawa i Sprawiedliwości. - Do tej pory nie udowodniono, że Bartłomiej Misiewicz jest osobą niekompetentną. Może nie ma doświadczenia, ale skąd wiadomo, że nie ma umiejętności - komentuje Tadeusz Dziuba, poseł PiS.

„Misiewicze” w całej Polsce
- PiS zawłaszcza państwo i osiągnęło apogeum nepotyzmu - grzmieli w poniedziałek w Poznaniu posłowie Nowoczesnej: Joanna Schmidt i Adam Szłapka.

Odnosili się do zmian kadrowych, które zachodzą w administracji w całej Polsce. Według Nowoczesnej nowo mianowane osoby są niekompetentne i zawdzięczają swoje stanowisko dzięki partyjnym znajomościom. Dlatego też ich ugrupowanie wystartowało z akcją „Misiewicze”, w ramach której zachęcają wszystkich do informowania o nowych urzędnikach, którzy mieli zostać powołani dzięki znajomościom, a nie swoim kompetencjom czy umiejętnościom.

Do tej pory na ogólnopolskiej liście znalazło się ponad 220 osób zatrudnionych w spółkach Skarbu Państwa od czasu objęcia władzy przez PiS. W poniedziałek Nowoczesna przedstawiła nazwiska siedmiu poznańskich „Misiewiczów”. Znaleźli się na niej:

  • Anna Rabiega - od sierpnia kierowniczka KRUS w Kępnie. Absolwentka budownictwa, wcześniej była asystentką w biurze PiS.
  • Andrzej Skrzypczak - od lutego kierownik ARiMR w Krotoszynie, który jest szefem PiS na tym terenie.
  • Sławomir Szczot - od sierpnia wiceprezes w spółce Enea Serwis. Jest radnym i szefem PiS w Lesznie.
  • Zenon Jóźwiak - od lipca kierownik delegatury Urzędu Wojewódzkiego w Lesznie. Jest także ojcem wiceprezydenta Leszna z ramienia PiS.
  • Andrzej Plichta - od sierpnia szef kaliskiego oddziału KRUS. Z wykształcenia jest teologiem. Długoletni radny Kalisza, który działa w PiS.
  • Czesław Janikowski - członek zarządu Poznańskiej Hodowli Roślin. Jest absolwentem historii i szefem PiS powiatu kościańskiego.
  • Mariusz Kądziołka - były wiceprezydent Szczecina z ramienia PiS. Teraz jest prezesem spółki Enea Oświetlenie. Jak podaje Nowoczesna, niedawno siedziba Enei Oświetlenie została przeniesiona z Poznania do Szczecina. Kądziołka jest absolwentem Akademii Rolniczej w Szczecinie.

Politycy Nowoczesnej zapewniają, że akcja wciąż trwa i będą zbierali kolejne nazwiska. Zresztą te szybko się pokazują. Okazało się m.in., że doradcą w Polskiej Grupie Zbrojeniowej został 26-letni Bartosz Czarnecki, czyli syn europosła PiS z Wielkopolski - Ryszarda Czarneckiego. - Pracował w jednej z dziesięciu największych firm zbrojeniowych na świecie, we francuskim Thalesie. Jest specjalistą, chciał pracować dla polskiej firmy, polskiego państwa, to zmienił pracę. Nie pomogłem mu w zdobyciu tej pracy, tak jak nie pomogłem w zdobyciu pracy we Francji - zapewniał Czarnecki-ojciec w rozmowie z RMF FM.

- Rozumiemy, że PiS wycierpiało przez lata bycia w opozycji, wymarzło na kolejnych miesięcznicach smoleńskich, ale od niepohamowanego apetytu są różne dolegliwości. Jeżeli PiS nie zatrzyma się w niszczeniu państwa, to mam nadzieję, że presja społeczna spowoduje poczucie wstydu i wycofanie się tych ludzi ze stanowisk - podkreślała posłanka Joanna Schmidt.

Mniej krytycznie do działania PiS podchodzi za to Marek Sternalski, poznański radny z PO. - To naturalne, że każda władza dokonuje zmian kadrowych. Problem pojawia się, kiedy przychodzą osoby, które nie mają o czymś pojęcia, a zajmują się daną sprawą, jak np. w przypadku polskich stadnin koni - komentuje.

O opinię na temat listy Nowoczesnej poprosiliśmy również posła Tadeusza Dziubę. Ten stwierdził, że działania Nowoczesnej to efekt złej woli, a zmiany kadrowe nie powinny budzić zdziwienia. Jednocześnie nie zgadza się też z krytyką osób, które znalazły się na liście Nowoczesnej.

- Sławomir Szczot to doświadczony samorządowiec, radny Leszna. Na jakiej podstawie Nowoczesna twierdzi, że nie nadaje się do funkcji, którą mu powierzono? Łatwo rzucić podejrzenie bez żadnego uzasadnienia. Pozostałych osób z listy Nowoczesnej nie znam - mówi poseł PiS.

Sceptycznie do obecnych rotacji kadrowych w całej Polsce podchodzi za to dr Szymon Ossowski, który uważa, że wcześniejsze ekipy dokonywały zmian w „białych rękawiczkach”, np. powszechnie organizując konkursy.

- Z kolei PiS je zlikwidował, tłumacząc, że to była fikcja. W konkursach co prawda rzeczywiście wygrywały zazwyczaj osoby związane z danymi ugrupowaniami, ale dzięki formalnym kryteriom były to jednak częściej osoby kompetentne. PiS dokonuje zmian szybciej, głębiej i nie przejmuje się krytyką. Poprzednicy PiS nie byli tak stanowczy. Na przykład Leszek Miller również chciał zmienić ustawę o służbie cywilnej, lecz wycofał się z tego pod naciskiem opinii publicznej i mediów - opowiada dr Szymon Ossowski.

Lewicowe znajomości w Witarze
Faktycznie przeglądając nominacje za czasów poprzednich władz, łatwo zauważyć, że problem „Misiewiczów” dotyczy każdego ugrupowania. I tak było za czasów rządów SLD, koalicji PiS - LPR - Samoobrona czy PO i PSL.

- 26-latek, który nadzoruje politykę giganta zbrojeniowego w Polsce to niezbyt roztropny pomysł. Zbrojeniówka zawsze była domeną osób, które funkcjonowały w przemyśle zbrojeniowym i służbach - przekonuje Tomasz Lewandowski, wiceprezydent Poznania, związany z lewicą.

Zdziwienie Lewandowskiego w przypadku Misiewicza może dziwić. Przecież w poprzednich latach w Wielkopolsce także dochodziło do zaskakujących nominacji. Za taką mogło uchodzić m.in. objęcie przez... wiceprezydenta Poznania Tomasza Lewandowskiego stanowiska w spółce Wielkopolskie Tartaki Witar.

Tomasz Lewandowski od kwietnia 2003 roku był szefem działu prawnego Witaru, zaś w 2005 roku został prokurentem spółki. W latach 2005-2006 był także prezesem zarządu. Nie byłoby w tym nic zaskakującego, gdyby nie fakt, iż w momencie objęcia posady przez Lewandowskiego w 2003 roku zarządcą komisarycznym spółki Witar był Paweł Grześkowiak, który później został szefem poznańskiego Sojuszu Lewicy Demokratycznej, którego Lewandowski był wówczas działaczem.

Paweł Grześkowiak przystąpił do restrukturyzacji Witaru. Ta szybko zaczęła wzbudzać kontrowersje i podejrzenia o chęć zawłaszczenia firmy przez lewicowych działaczy. Wielu z nich, w tym Tomasz Lewandowski, dostało tam pracę. On sam przekonuje, że nie można porównywać jego nominacji z powołaniami na stanowiska kierownicze czy dyrektorskie. - W Witarze kierowałem komórką, w której koordynowałem pracę dwóch osób, a moje wynagrodzenie nie przekraczało wtedy 3 tys. zł. Trudno to porównywać ze stanowiskiem szefa KRUS czy innych dużych spółek Skarbu Państwa - mówi T. Lewandowski.

Zapewnia również, że gdyby miał podjąć jeszcze raz decyzję, wszedłby ponownie do Witaru. - To było nowe doświadczenie, a ponadto mogłem wykorzystać swoją wiedzę prawniczą. Pamiętajmy, że w tamtym czasie Witar był w zarządzie komisarycznym i rozważano jego likwidację. Po objęciu funkcji przez pana Grześkowiaka podjęto decyzję o jego ratowaniu. I to się udało. Witar przekształcono w spółkę Skarbu Państwa i dokonano restrukturyzacji. Doprowadziliśmy do zawarcia ugody z wierzycielami, dzięki której umorzono 60 procent długów, a resztę skonwertowano na udziały w spółce zależnej - wyjaśnia Tomasz Lewandowski.

Dodaje również: - W mediach podawano, że w Witarze zatrudniono określoną liczbę osób związanych z lewicą. Nikt jednak nie mógł postawić zarzutu co do funkcjonowania Witaru. On został postawiony na nogi. Nawet jeżeli ktoś był zatrudniony, gdyż znał szefa Witaru, to nie było zmiłuj, jeśli taka osoba zawiodła.

Jak dziś wygląda sytuacja Witaru? Według komunikatu ze strony internetowej spółka od lat znajduje się... w likwidacji.

Marszałek z Platformy nominuje wicedyrektora z... Platformy

Obecny wiceprezydent Poznania nie jest jedynym znanym politykiem dzisiejszej opozycji, który objął stanowisko w zaskakujących okolicznościach. To samo dotyczyło Marka Sternalskiego, który aktualnie zasiada w Radzie Miasta Poznania z ramienia PO. W lipcu 2014 roku, bez konkursu, został zastępcą dyrektora Wojewódzkiego Urzędu Pracy. Wcześniej pracował jako dyrektor biura europosła Filipa Kaczmarka. Niedługo po wygaśnięciu mandatu i zamknięciu biura przez Kaczmarka Marek Sternalski objął nową posadę. Mianował go inny z polityków PO, czyli marszałek województwa wielkopolskiego. Czy Sternalski, tak jak dziś Misiewicz, dostał posadę, bo był członkiem PO? - Zajmuję się sprawami społecznymi i rewitalizacją od lat. Kwestie związane z rynkiem pracy również w to wchodzą, dlatego mogę realizować zadania w tej dziedzinie. Gdybym miał pracować w spółce rolniczej, to w życiu bym się na to nie zgodził, bo się na tym nie znam - wyjaśnia Marek Sternalski.

I dodaje: - W Wojewódzkim Urzędzie Pracy byłem na zastępstwo. Kiedy tam działałem, zrealizowaliśmy wiele ciekawych projektów. Z kolei obecnie jako miasto we współpracy z WUP przystępujemy do realizacji tzw. dzielnicy rzemieślników łączącej działania na rzecz aktywizacji zawodowej osób pozostających bez pracy z ożywianiem ulic w centrum miasta. Nie podjąłbym się tej akcji, gdyby nie doświadczenie z urzędu. Patrząc z perspektywy czasu, myślę, że przyjąłbym jeszcze raz propozycję marszałka.

Oczywiście, takich przypadków było więcej. I to zarówno, jeśli chodzi o stanowiska dla partyjnych działaczy w największych polskich spółkach, jak i tych znacznie mniejszych. Przypomnijmy, że wiele kontrowersji towarzyszyło powołaniu Aleksandra Grada (PO) na stanowisko prezesa spółki PGE Energia Jądrowa. Grad był ministrem skarbu państwa w latach 2007-2011. Pracę prezesa spółki dostał po tym, gdy nie został ponownie powołany w skład rządu i zrzekł się swojego mandatu.

Ale to, w przypadku lokalnych struktur, był tylko wierzchołek góry lodowej. Na łamach „Głosu” niejednokrotnie pisaliśmy o tzw. Rodzinie Platformy Obywatelskiej, czyli grupie działaczy, którzy robili kariery dzięki partii. Przykłady? W 2013 roku ujawniliśmy, że działacz PO był dyrektorem Wojewódzkiego Ośrodka Ruchu Drogowego, który podlega pod władze województwa, kolejny był prezesem Term Maltańskich, a później zasiadał w radzie nadzorczej poznańskiej Ławicy. Na bezpieczne lądowanie mogli też liczyć politycy PO, którzy przepadali w wyborach. Poseł Marek Zieliński, który w Sejmie przepracował cztery kadencje, w 2011 r. mandatu nie zdobył. I co? Szybko odnalazł się w Wojewódzkim Funduszu Ochrony Środowiska, gdzie pełnił funkcje wiceprezesa. Jak sam przyznał, stanowisko zaproponował mu partyjny kolega. Konkursu nie było.

Nauczyciel z PiS w Radzie Nadzorczej Cegielskiego
Obecne praktyki PiS i obsadzanie stanowisk zaufanymi ludźmi nie różnią się także od tych stosowanych przez tę partie w latach 2005 - 2007. Wówczas także, razem z koalicjantami, mieli większość sejmową i wymieniali kadry. Przykładem wątpliwych nominacji była ta dla Michała Grzesia, znanego radnego PiS w Poznaniu, nauczyciela. Wszedł on wówczas do Rady Nadzorczej Cegielskiego. Dzisiaj przyznaje otwarcie, że gdyby nie przynależność do partii, to pewnie miałby problemy, by znaleźć się w radzie nadzorczej Cegielskiego. - Podejrzewam, że minister, który objął stanowisko, szukał kogoś, na kogo może liczyć. Odkąd jestem w polityce, to w radach nadzorczych zawsze zasiadali przedstawiciele danej partii. Jestem jednak za tym, by mieli oni odpowiednie kwalifikacje i zdany egzamin uprawniający do zasiadania w radzie nadzorczej, który wcale nie jest łatwy. Inaczej to byłaby czysta głupota - opowiada Michał Grześ.

I dodaje: - Za czasów AWS byłem w radzie nadzorczej Wielkopolskiej Fabryki Mebli. Gdybym w przeszłości miał jeszcze raz podjąć decyzję, czy wejść do rady nadzorczej Cegielskiego, to pewnie zdecydowałbym się na to - mówi Michał Grześ.

Z kolei dr Szymon Ossowski podsumowuje: - To normalne, że w przypadku ministerstw i kluczowych stanowisk władza chce mieć swoich ludzi i ma do tego prawo. Jednak gdzieś powinna kończyć się nominacja partyjna a zaczynać profesjonalna administracja. W Polsce wciąż nie stworzono transparentnego podziału na stanowiska polityczne obsadzane za pomocą klucza politycznego oraz administracyjne, które powinny być obsadzane pod kątem profesjonalizmu kandydatów i nie mogą być uzależnione od zmiany władzy.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gloswielkopolski.pl Głos Wielkopolski