Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Kidult, czyli dorosłe dziecko

Elżbieta Sobańska
Chodzenie z mamą do dentysty, kiedy jest się dzieckiem to nic złego. Gorzej, kiedy... dorosły mężczyzna idzie na zabieg do dentysty z siwą mamą, bo... nie chce dorosnąć!
Chodzenie z mamą do dentysty, kiedy jest się dzieckiem to nic złego. Gorzej, kiedy... dorosły mężczyzna idzie na zabieg do dentysty z siwą mamą, bo... nie chce dorosnąć!
W pułapkę nadopiekuńczości łatwo jest wpaść i trudno z niej wyjść. Coraz częściej młodzi nie chcą "dorosnąć", bo życie dziecka jest dużo wygodniejsze. Dlaczego tak się dzieje i co z tego wynika?

Ta choroba atakuje niemal niepostrzeżenie, bo nie dotyka ona ciała, ale duszę. Obecni 20-30- i 40-latkowie nie chcą całkiem świadomie przekroczyć granicy dorosłości. Z własnego wyboru wybierają infantylność.

Ewa właśnie wybierała się do stomatologa. Spieszyła się, żeby zdążyć na umówioną godzinę.

- Byłam punktualnie, ale w poczekalni czekały jeszcze dwie osoby, starsza kobieta i młody mężczyzna. Państwo też czekają na wizytę o godzinie 18? - zapytałam z niepokojem, na co kobieta odrzekła, że tylko syn, bo wypadła nagła sprawa: bolący ząb - opowiada poznanianka. - Potem weszła razem z rosłym mężczyzną do gabinetu i towarzyszyła mu podczas całego zabiegu.


Czytaj także:
Przyszywana babcia czy studentka? Wybieramy nianię
Dziecko - świadek szczególnej troski dorosłych

Psychologowie coraz częściej alarmują o nowej chorobie cywilizacyjnej, która dotyka coraz więcej osób: to są tzw. dorosłe dzieci, czyli pełnoletnie osoby, które nie chcą przekroczyć granicy dorosłości. Żyją wygodnie, bez dyscypliny, często mają pracę, nawet dobrze płatną, własny dach nad głową, ale nierzadko - i to niemal panicznie - boją się odpowiedzialności i obowiązków. To już nie są pojedyncze, czasem wyśmiewane w gronie bliskich, przypadki, ale zataczające coraz szersze kręgi zmiany zachodzące w wielu społeczeństwach, także w Polsce.

- W tym miejscu uzasadnione jest mówienie o pewnym trendzie. W naukach społecznych ukuto nawet określenie "kidult", oznaczające dorosłe dziecko (kid + adult) . Zjawisko to jest wypadkową bardzo wielu czynników. Ma na nie wpływ choćby popkultura, która kierowana jest do odbiorcy masowego, tak dorosłego, jak i dziecka - tłumaczy Tomasz Kozłowski, socjolog z Wyższej Szkoły Nauk Humanistycznych i Dziennikarstwa w Poznaniu. - Przykładowo, na filmy "Shrek", "Władca pierścieni" czy "Spider-Man", a więc największe kinowe hity ostatnich lat, pójdą zarówno dzieci, jak i osoby dorosłe. Podobnie sprawa się ma z przekazem telewizyjnym - coraz trudniej jest wyodrębnić typowy program dla dzieci, coraz częściej zaś natrafić można na programy przeznaczone dla wszystkich.

Ale nie da się całej winy przerzucić wyłącznie na rynek, bo ten tylko bacznie śledzi to, co akurat dzieje się w społeczeństwie. A oferta skierowana do dorosłych konsumentów może wiele powiedzieć o tym, co obecnie znaczą terminy "młodość" i "dojrzałość".
- Wpływ na rozpowszechnienie zjawiska ma również obecny w popkulturze kult młodości. Osoby dorosłe w dalszym ciągu lubią czuć się młodo, lubią w ten sposób się ubierać, żyć - zauważa socjolog. - Odpowiedzialność, przywiązanie do tradycji, samodzielność, dokonywanie poważnych wyborów często kojarzone są z ubiegłą epoką, stają się passe.

Dlatego pełnoletnie osoby uciekają w świat, który zapewni im złudzenie młodości. Mężczyźni stają się Piotrusiami Panami, a kobiety przemieniają się w lalki Barbie. Przyjemniej jest zbierać kolekcje gier komputerowych i pluszowych misiów czy lalek. Dorosłe dzieci chętnie sięgają po produkty skierowane do nastolatków, a nierzadko nawet kilkuletnich dzieci. Mimo upływu lat chcą ubierać się z młodzieńczym sznytem: panowie sięgają po sportowe ubrania, a panie po prawie dziewczęce stroje, w których ocierają się o granicę śmieszności. Praca jest dobra, jeśli sprawia odmłodzonym przyjemność i nie przemęcza, własne mieszkanie - chętnie, ale kidults nie planują, żeby znalazło się w nim miejsce na własną rodzinę. Ma dominować głównie zabawa.

Przyczyn tego rodzaju zachowania jest kilka, a podłoża tego, dlaczego czasem tak trudno jest przekroczyć granicę dorosłości należy szukać w psychice. Często na taką postawę wpływają rodzice "dorosłych dzieci", którzy traktują je nieustannie jak dzieci, które wymagają opieki i pokierowania. Zarówno tacy rodzice, jak i dzieci nie wychodzą z nałożonych na siebie ról. Dzieci nie zawsze protestują, bo jest im wygodnie z rodzicielską pomocą.

Tak jest w przypadku Stanisława, który nadal cieszy się z wizyt swojego syna. Jest dumny, że ten pracuje w banku, ma własne mieszkanie, ale jednocześnie nie zauważa, że dochodzący już do trzydziestki mężczyzna, zamiast się ustatkować, woli stołować się u rodziców. Ojciec wspiera też swoją córkę, od dawna studentkę - zawozi ją na wizyty u lekarza czy gotuje dla niej obiady.

- Sądzę, że taka nieporadność wynika po prostu z przyzwyczajenia. W pułapkę nadopiekuńczości łatwo jest wpaść i trudno z niej wyjść - zauważa socjolog. - Przysłowiową pępowinę naprawdę ciężko jest odciąć, a z faktem tym trudno jest pogodzić się często obu stronom.

Wtedy nadopiekuńczość i chęć podporządkowania sobie dzieci może okazać się niebezpieczna. Dorosła osoba nie staje się samodzielna, ale polega na innych i zrzuca z siebie poczucie odpowiedzialności. Odmłodzeni godzą się na to, aby ich życiem kierowali rodzice. Taka postawa może też przełożyć się na relacje z innymi. Bo "wiecznie młoda" tylko pozornie zachowuje się jak dorosła osoba, ale jej wybory uzależnione są od zdania innych, w bliższych kontaktach da się jednak zauważyć, że jej zachowanie nie odbiega od reakcji dziecka. Ponadto, nie potrafi samodzielnie podejmować decyzji, nie umie sobie radzić z problemami, a to z kolei prowadzi do frustracji wynikającej z własnej - nierzadko rozpoznanej - nieporadności.
Często trudno jest rozpoznać takie osoby, bo nierzadko są na pierwszy rzut oka bardzo sympatyczni, chcą kochać, ale boją się wchodzić w poważne związki, a zamiast odpowiedzialności wybierają przyjemność. W relacjach z otoczeniem często powielają model funkcjonowania wyniesiony z dzieciństwa. Nawet jeśli zakładają własne rodziny, to często uzależnienie i uległość wobec własnego rodzica przenoszona jest na swoich bliskich.

Psycholodzy zaznaczają, że zmiana takiego zachowania może nastąpić wtedy, kiedy tzw. kidults nauczą się rozpoznawać swoje emocje oraz potrzeby. Jednak konsumpcyjny styl życia powoduje, że odmłodzonych przybywa. I nie jest to tylko przypadłość występująca w Polsce.

- Naturalnie, występuje to w wielu krajach. Trend ten dotyka głównie cywilizacji zachodniej, co nie oznacza, że wszędzie wygląda on dokładnie tak samo. We Włoszech mamy do czynienia ze szczególną jego odmianą, wyrosłą na kulturze, gdzie poczesne miejsce zajmuje "mamma" - objaśnia Tomasz Kozłowski, socjolog z Wyższej Szkoły Nauk Humanistycznych i Dziennikarstwa w Poznaniu. - Ale w innych krajach dorosła dziecięcość nie polega jedynie na byciu maminsynkiem. W Stanach, ale nie tylko tam, możemy obserwować choćby upowszechnianie się postaw roszczeniowych, typowych dla rozpieszczonych dzieci. Sprzyja temu choćby ideologia konsumpcji stawiająca klienta w centrum i schlebiająca wszystkim jego zachciankom. Mieć zamiast być.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gloswielkopolski.pl Głos Wielkopolski