MKTG SR - pasek na kartach artykułów

Kolejorza dopingowało 9000 gardeł

Filip Czekała
"Puchar jest nasz, ten puchar do Lecha należy" - śpiewali wraz z kibicami  piłkarze Lecha
"Puchar jest nasz, ten puchar do Lecha należy" - śpiewali wraz z kibicami piłkarze Lecha Fot. Marek Zakrzewski
Dziewięć tysięcy kibiców dopingowało Kolejorza we wtorkowym finale Pucharu Polski. Był to największy wyjazd organizowany przez Wiarę Lecha i jedna z największych inwazji gości w ostatniej dekadzie.

"Operacja Chorzów" rozpoczęła się już z samego rana. Tuż po godzinie 7 wyjechali kibice z Gniezna, a zaraz po nich w trasę wyruszył pociąg z Piły. W Poznaniu pierwsi kibice pojawili się już przed ósmą. Do Chorzowa dotarło w sumie pięć pociągów (w tym jeden ze wsparciem naszych przyjaciół z Krakowa).

Część osób postanowiła dotrzeć na Śląsk na własną rękę - samochodami i autokarami. Wszystkich łączył jeden cel - pomóc Lechowi w zdobyciu Pucharu Polski. Nikt nie wyobrażał sobie innego scenariusza. No, bo jak wyglądałby powrót do Poznania bez trofeum?

Pociągi , które fani Lecha nazywają swojsko banami, jeden po drugim, pojawiły się na miejscu około 17. Ze stacji Katowice - Załęże kolumna kibiców rozpoczęła godzinny przemarsz na Stadion Śląski. Śpiewający korowód wzbudzał zainteresowanie mieszkańców. Z okien "familoków" miejscowi podziwiali i fotografowali "pielgrzymkę z Wielkopolski", której nie było widać końca.
Poznaniacy zapełnili swoje sektory już przed 19.

- Gramy u siebie, Kolejorz, gramy u siebie - skandowała dziewięciotysięczna grupa kibiców w stronę rozgrzewających się piłkarzy Lecha. Sympatyków Niebieskich z minuty na minutę przybywało. Na stadionie pojawiło się ich w sumie 15 tysięcy.

Po wybiegnięciu drużyn na murawę i odśpiewaniu "Mazurka Dąbrowskiego" rozpoczął się nieustający doping niebies-ko-białych. Wszyscy na stojąco zagrzewali naszych piłkarzy do walki.
Bezbramkowa pierwsza połowa rozczarowała. Liczono na więcej, szczególnie że szans na strzelenie bramki nie brakowało, a i sędzia powinien podyktować karnego po faulu na Bandrowskim… Piłkarzom brakowało jednak precyzji. - Za długo przetrzymują piłkę. Powinni strzelać z pierwszej - komentowano na stadionie.

Początek drugiej odsłony to prawdziwy spektakl kibiców Lecha. Powiewające flagi, w czerwonej łunie unoszącej się nad stadionem po odpaleniu rac, stworzyły niesamowity obraz. Atmosfera jak najbardziej godna finału. W dodatku zgrali się z nią nasi piłkarze, którzy dzięki trafieniu Sławka Peszki wyszli na prowadzenie. Strzał skrzydłowego Kolejorza widzieli jednak tylko nieliczni. Wzrok większości widzów skupiał się na trybunie, gdzie poznańscy kibice dawali prawdziwy popis. Pozostałym widoczność ograniczył dym opadający na boisko z trybun. Strzelca bramki rozpoznawano najczęściej po… czerwonych butach.

Swoje "pięć minut" mieli też fani gospodarzy. Na początku meczu zaprezentowali dowód osobisty Ruchu, a w drugiej połowie oprawę z Pucharem Polski, szykowaną raczej na fetowanie zwycięstwa niż porażkę. Przemieszczający się z prawej do lewej strony sektora puchar w tych okolicznościach cieszył bardziej sympatyków Lecha: - Patrzcie, puchar im ucieka - komentowano zgryźliwie.
Wynik meczu nie zmienił się. Można było świętować sukces. Kibice w tym momencie nie zapomnieli o legendzie klubu: - Piotrek Reiss! - skandowano. Zgodnie z ich wolą Rejsik pojawił się przy wręczaniu pucharu i po pięciu latach znów mógł wznieść w górę to trofeum. Kibice przypomnieli także piłkarzom, że najważniejszym celem na ten sezon jest zdobycie mistrzostwa, a Puchar Polski ma być raczej wisienką zwieńczającą "mistrzowski tort".

Radości ze zdobycia trofeum nie zmąciły ekstremalne warunki w drodze powrotnej. Wszystkie przydrożne sklepy były pozamykane, w związku z czym część kibiców pozostała bez czegokolwiek do picia. Ratunek przyszedł ze strony powracających autokarami, którzy podzielili się ze spragnionymi swoimi napojami. Na dworcu można było także kupić piwa na drogę, jednak i tego napoju szybko zabrakło. W zatłoczonych pociągach ciężko było także znaleźć swój kawałek podłogi. Niektórzy spali skuleni na podłogach, inni spędzili kolejne godziny stojąc. Część kibiców, po niemal ośmiogodzinnej podróży rozśpiewaną baną, udawała się bezpośrednio z dworca do pracy i na uczelnie. Komu jednak takie drobne niedogodności mogą zmącić smak zwycięstwa ukochanej drużyny?

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gloswielkopolski.pl Głos Wielkopolski