Kolejorz wygrał zasłużenie, grał mądrze, był dobrze ustawiony i odpowiednio umotywowany. Nie pozwolił Legii rozwinąć skrzydeł. Wreszcie był zespołem walczącym, zdeterminowanym i odpowiedzialnym. Za to zwycięstwo lechitom należą się duże brawa.
- Z pewnością zapowiada się bardzo intensywny mecz, a zawodnicy obu drużyn podejdą do tego spotkania na maksymalnych obrotach. Wiemy, że emocje są bardzo duże i na boisku na pewno będzie gorąco – mówił przed meczem trener Lecha Poznań Adam Nawałka.
Niewiele się pomylił. Od pierwszej minuty piłkarze twardo walczyli o każdy metr boiska, nie odstawiali nóg i jak to w naszej lidze bywa, przy takim nastawieniu, płynnych ciekawych akcji było mało, sporo za to fauli, niecelnych podań i chaosu.
Czytaj też: Oceniamy grę piłkarzy Lecha w meczu z Legią
Dla Lecha jednak styl był w tym meczu sprawa drugorzędną. Po dwóch porażkach, miało nastąpić wreszcie przełamanie.
Szkoleniowiec Kolejorza miał wreszcie do dyspozycji Roberta Gumnego, a w podstawowej jedenastce wystawił znów Thomasa Rogne, Macieja Makuszewskiego, Kamila Jóźwiaka oraz Darko Jevtica. To spowodowało, że w porównaniu z poprzednimi spotkaniami, Kolejorz zespół sprawiał o wiele solidniejsze wrażenie w obronie.
Lech - Legia - zobacz radość kibiców po golu na 2:0
Dlatego bez problemów przetrwał napór Legii w pierwszych minutach i gdy okazało się, że "nie taki diabeł straszny", sam przeszedł do ofensywy i próbował sobie stwarzać okazje bramkowe.
- Liczę na dobre spotkanie, w którym będziemy skoncentrowani i nie popełnimy prostych błędów - mówił z kolei przed meczem trener Legii Sa Pinto, ale już w 8 minucie warszawska drużyna przegrywała 0:1. Rzut rożny wykonywał Maciej Gajos. Płasko posłana piłka w pole karne wywołała ogromne zamieszanie. Najbardziej przytomnie w tej sytuacji zachował się Nikola Vujadinović. Strzelił trochę w desperacki sposób, piłka odbiła się jeszcze od nogi Marko Vesovicia, znów trafiła w but Czarnogórca i wtoczyła się do siatki.
Radość Vujadinovicia nie miała granic, wszak dotąd słynął on z tego, że strzelał do własnej bramki. A to gol w ligowym klasyku, z odwiecznym rywalem. Historia jak z pięknej bajki!
Po stracie gola Legia próbowała odrobić straty, ale widać było, że nie ma wielu argumentów, by postraszyć lechitów. Kolejorz wreszcie nie odbiegał od rywali pod względem szybkościowym, grał zdyscyplinowanie i gdyby w 26 min. Maciejowi Makuszewskiemu udało się przechytrzyć Artura Jędrzejczyka, miałby doskonałą okazję, by podwyższyć prowadzenie gospodarzy.
Początek drugiej połowy należał do Lecha, który utrzymywał się przy piłce i wyprowadził dwie groźne kontry. Ta druga zakończona bombą Kamila Jóźwiaka mogła zakończyć się nawet golem, gdyby skrzydłowy Kolejorza uderzał po ziemi w "długi róg", a nie w środek bramki.
Chwilę później bardzo dobrą okazję mieli Jevtić z Makuszewskim, ale zagubili się w gąszczu nóg legionistów i ta akcja nie zakończyła się strzałem.
Spodziewaliśmy się, że goniąca wynik Legia w końcu ruszy do zdecydowanej ofensywy, ale dobrze ustawiony i zdeterminowany Kolejorz na niewiele gościom pozwalał. Najlepszą sytuację na strzelenie wyrównującego gola miał Cafu, lecz Burić wyłapał jego strzał głową.
Decydująca okazała się 78 minuta. Wtedy to pracujący na wysokich obrotach na całym placu gry Kamil Jóźwiak wywalczył rzut karny. Lechita wdał się w drybling z Dominikiem Nagy'm, przedarł się z piłką i został powalony przez Węgra przy linii końcowej. Arbiter bez zastanowienia wskazał na wapno.
Jedenastkę pewnie wykorzystał Christian Gytkjaer, który przed meczem sprawił sobie nową fryzurę. Duńczyk zmylił Majeckiego i ustalił wynik meczu.
Zobacz też:
POLECAMY:
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?