Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Majdan wciąż krwawi. Szamotulanie ruszyli z pomocą [REPORTAŻ]

Marcin Pomianowski
Majdan i jego okolice pełne są takich miejsc pamięci po poległych w starciach z Berkutem
Majdan i jego okolice pełne są takich miejsc pamięci po poległych w starciach z Berkutem Marcin Pomianowski
Zdarzenia na Krymie przysłaniają to, co dzieje się na Majdanie. Tam cały czas ranni trafiają do lekarzy. Wcześniej bali się porwań ze szpitali. Z pomocą dla Ukraińców ruszyli szamotulanie

Zupełnie spontaniczne przedsięwzięcie. A znalazło się tylu chętnych do pomocy. Po moim wpisie na facebookowym profilu zgłosiło się kilkanaście osób zdecydowanych wesprzeć wyprawę z pomocą dla rannych w starciach na Majdanie.

Do akcji włączyli się przedsiębiorcy z Szamotuł oraz ze Stowarzyszenia Wroniecki Biznes. Dwie solidne apteczki przekazał również starosta Paweł Kowzan. Do akcji włączyło się wiele osób prywatnych. Zbieraliśmy koce, apteczki i wszelkie środki medyczne. Gdy o naszym wyjeździe zrobiło się głośno, odezwały się także dzieciaki ze Szkoły Podstawowej nr 1 w Szamotułach.

- Widzieliśmy tę tragedię w telewizji. Chcemy, żeby był pokój - mówi Zosia. - Przygotowaliśmy z koleżankami i kolegami laurki dla tych, którzy tam zginęli i którzy zostali ranni.

W trasę ruszam jako drugi kierowca z Przemysławem Turowskim z Wroniec-kiego Biznesu. Wyjechaliśmy w niedzielę w południe. Wiedzieliśmy, że w Kijowie panuje spokój, ale startowaliśmy w momencie, gdy rozpoczęły się działania rosyjskich wojsk na Krymie. Obawialiśmy się wprowadzenia stanu wyjątkowego czy nawet wojennego. Na szczęście nic takiego się nie stało.

Do Kijowa dotarliśmy nad ranem. Już na rogatkach miasta rozstawione zostały barykady - zatrzymała nas grupa młodych ludzi ubranych w moro. Przedstawili się jako Samoobrona, kazali wysiąść z samochodu, chcieli przeszukać auto.

Powiedzieliśmy, że jedziemy z Polski z medykamentami dla Majdanu, i że chcemy też zrelacjonować to, co dzieje się w Kijowie w polskiej prasie. Młody chłopak, który nas zatrzymał, uśmiechnął się szeroko.

- Witamy w Kijowie - wskazał drogę i pozwolił jechać. Takich blokad było jeszcze po drodze kilka.

Majdan, jeszcze spowity mgłą, budził się do życia. Przy każdym namiocie, przy prowizorycznych piecach grzali się sotnicy (ochotnicy od początku rewolucji pilnujący porządku na Majdanie). Na kuchniach polowych gotowały się barszcz, ziemniaki i kasza. Produkty trafiają na Majdan ze sztabów zlokalizowanych wokół głównego placu. Żywność przynoszą też zwykli kijowianie.

Trafiliśmy do jednego z improwizowanych szpitali. Wcześniej był to opuszczony budynek. Elektryczność jest tylko w kilku pomieszczeniach. Ściany i podłogi są wyłożone folią. Okna zostały zabite deskami.

Trafiamy na czeską misję medyczną. Kilka dni wcześniej w tym miejscu rannych przyjmowali polscy lekarze.
- Choć od tych najkrwawszych starć minęły już ponad trzy tygodnie, to nadal trafiają do nas ranni, którzy do tej pory nie otrzymali fachowej pomocy medycznej - mówi dr Severyn Romaniv, z czeskiej organizacji humanitarnej "Człowiek w potrzebie". - Ci ludzie leczyli się u znajomych w domach prywatnych czy nawet w namiotach na Majdanie, ponieważ się bali. Mamy tu do czynienia z najcięższymi przypadkami złamań, ran postrzałowych, teraz dochodzą do tego poważne zakażenia - dodaje lekarz.

Wśród rannych panuje psychoza strachu - nie idą do szpitala, ponieważ wszyscy mają jeszcze żywo w pamięci przypadek zabójstwa Jurija Werbickiego, opozycjonisty ze Lwowa, którego w styczniu porwano ze szpitala, a później jego zmasakrowane ciało odnaleziono w lesie. Sprawców dotychczas nie złapano.

Stefan z Lwowa - szef sztabu przy ulicy Instytuckiej mówi nam, że kilka dni temu rybacy wyłowili kilka ciał z Dniepru - bez badań DNA nie da się zidentyfikować zwłok.

W tej chwili za zaginionych uważanych jest około 300 opozycjonistów. Dlatego ludzie Majdanu panicznie wręcz boją się ludzi w białych kitlach. Powstały nawet specjalne ekipy medyczne, które wraz z psychologiem chodzą od namiotu do namiotu i sprawdzają, czy ktoś nie potrzebuje pomocy.

- Wyciągamy ich trochę "na siłę". Ci, do których docieramy teraz, nie chcą pomocy, bo nie chcą zostawić sotni, twierdzą, że bandaż, antybiotyk i dwie tabletki przeciwbólowe im wystarczą, nie chcą zostawić Majdanu - tłumaczy Zenobia Szic, wolontariuszka ze Szpitala Głównego Majdanu, gdzie zostawiamy część przywiezionej przez nas artykułów.

Idziemy na ulicę Instytucką, gdzie 18 lutego podczas strzelaniny i starć z Berkutem zginęło kilkadziesiąt osób. Cała ulica, barykady są dosłownie usłane kwiatami. Czy te kwiaty nie zmarniały od trzech tygodni? - pytam Stefana, szefa tamtejszego sztabu. - Nie - krótka odpowiedź. - Ludzie wciąż przynoszą świeże.

Stefan długo opowiada o przebiegu walk, o rannych i zabitych.

Spotkaliśmy się też z jego lekarzem. Postanowiliśmy, że resztę środków medycznych zostawimy właśnie w sztabie przy Instytuckiej.

Później Stefan i jego ekipa zabrali nas, by pokazać dokładnie, gdzie odbyły się najkrwawsze walki. Tam, przy jednym z miejsc, gdzie kijowianie składali kwiaty, złożyliśmy laurki przygotowane przez dzieci z szamotulskiej podstawówki.

- Jesteśmy bardzo wdzięczni za ten gest, tu było prawdziwe piekło - wspomina Stefan. - Siedzieliśmy na barykadzie, krzyczeliśmy na policjantów, oni krzyczeli na nas. Od czasu do czasu z jednej i z drugiej strony leciały koktajle Mołotowa - opowiada Andriej Stefanowski, uczestnik walk z 18 lutego, ze sztabu przy Instytuckiej. - W pewnym momencie Berkut ruszył na nas i doszło do kolejnego starcia. Berkutowcy zaczęli się wycofywać pod górę, no to z pałkami i tarczami ruszyliśmy za nimi. Chcieliśmy zdobyć trochę terenu widząc ten odwrót - dodaje.

Majdanowcy wyszli na odkrytą przestrzeń.
Wtedy z hotelu Ukraina padły strzały. Snajperzy strzelali po jednych i po drugich. Do majdanowców i do milicji. Strzelali, żeby zabić.

- Potem również milicjanci otworzyli ogień z kałasznikowów - mówi Andrzej Gabrow, zastępca szefa ochrony Majdanu. - Ludzie padali jak kłody, zasłanialiśmy się tarczami wyciągaliśmy rannych i zabitych i znosiliśmy na dół. To była prawdziwa masakra. Przede mną biegł chłopak z ukraińską flagą, za chwilę leżał na ziemi z potężną dziurą w głowie, zginął na miejscu. Tylko tego jednego dnia naliczyliśmy 75 ofiar, najmłodszy chłopak miał 18 lat.

- W tamtych walkach mój brat został postrzelony w pierś i brzuch, cudem przeżył - dodaje Andriej Stefanowski - z tego, co wiem teraz jest na leczeniu w Polsce, w szpitalu w Bartoszycach.

Oglądamy nagrany komórką film z hotelu, do którego znoszono rannych i zabitych. Ciała układane były na ziemi, ranni opatrywani i sadzani pod ścianami, tam gdzie było miejsce... Ostateczny bilans ofiar tamtejszych starć jest, niestety, otwarty. Jeszcze tego dnia, gdy rozmawialiśmy z Andriejem, przyszła informacja, że od ran zmarł w szpitalu jego kolega. Pogrzeb miał odbyć się w czwartek.

Nie wiadomo do końca, co się stało ze snajperami. Po Majdanie krąży wersja, że gdy sotnicy weszli do hotelu, w jednym z pokojów znaleźli dwóch siedzących przy wódce mężczyzn - mieli udawać, że grają w karty.

W szafie znaleziono broń snajperską. Obaj mężczyźni mieli chwilę później wypaść z hotelowego okna. Nikt, niestety, nie chciał oficjalnie potwierdzić tej wersji wydarzeń.

Trudne chwile przeżywali kijowianie bezpośrednio po walkach, gdy Januko-wycz uciekł do Rosji i nie wywiązał się z porozumienia, które podpisał z opozycją.

- Berkutowcy uciekli z miasta, a milicjanci zniknęli z ulic. Bali się samosądów i zemsty - mówi Andrzej Gabrow, z ochrony Majdanu. - My obawialiśmy się zwykłej bandyterki. Z milicją trzeba było się dogadać, żeby zachować porządek w mieście. Milicjanci zostali oznaczeni specjalnymi wstążkami, do każdego patrolu dołożyliśmy jednego z naszych, z samoobrony.

Ostatni wieczorny wypad na Majdan. Tym razem przeszliśmy się ulicą Hruszewskiego. Cały czas stawiane są nowe namioty. Nowi ludzie zjeżdżają głównie z zachodniej Ukrainy. Gdzieś między namiotami ktoś rozstawił stół do ping--ponga. Kawałek dalej można pograć w darta i trafić lotką w... podobiznę Janukowycza. Jest też minimuzeum Majdanu. Kozacy pokazują tam uzbrojenie Majda-nowców, koktajle Mołotowa, tarcze, pospawane pręty, które miały zatrzymywać milicyjne wozy. Ktoś gra "Let it be" na pianinie. Dziś (wtorek) świętują - Putin cofnął wojska do koszar. Ta informacja wtedy wywołała ogromne poruszenie wśród Ukraińców. Dziś już wiemy, że była do radość przedwczesna.

Tylko z majdanowej sceny słychać słowa "Czy ci, mamo, żal nie będzie?" - z żałobnej, wzruszającej pieśni "Płyną kaczki Cisą". To będzie nasze ostatnie wspomnienie.

***
18 lutego na ulicy Instytuckiej i Hruszewskiego Milicja i służby specjalne otrzymały rozkaz rozpędzenia manifestacji na Majdanie. Do ciężkich walk doszło na ulicach Instytuckiej i Hruszewskiego. Samoobrona Majdanu uzbrojona w pałki, tarcze i koktajle Mołotowa odparła szturm. Jednak w wyniku ostrzału snajperskiego i ognia z berkutowskich kałasznikowów protestujący ponieśli ciężkie straty. Do dziś nie można podać ostatecznej liczby ofiar śmiertelnych. Kilka tysięcy osób nadal przebywa w szpitalach. Najciężej ranni dzięki międzynarodowej pomocy trafiają do szpitali w innych krajach, między innymi do Polski. W tej chwili w Polsce leczy się około stu osób, które ucierpiały w starciach na Majdanie. Szpitale na Ukrainie są przepełnione i słabo wyposażone.

WIDZIAŁEŚ COŚ CIEKAWEGO? ZNASZ INTERESUJĄCĄ HISTORIĘ? MASZ ORYGINALNE ZDJĘCIA?
NAPISZ DO NAS NA ADRES [email protected]!

Możesz wiedzieć więcej! Kliknij i zarejestruj się: www.gloswielkopolski.pl/piano

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gloswielkopolski.pl Głos Wielkopolski