Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Małgorzata Ostrowska: Jak nie zostałam nauczycielką biologii

Marek Zaradniak
Małgorzata Ostrowska: Jak nie zostałam nauczycielką biologii
Małgorzata Ostrowska: Jak nie zostałam nauczycielką biologii Adrian Wykrota
Małgorzata Ostrowska zajęła III miejsce w plebiscycie "Głosu Wielkopolskiego" na "Ikonę Poznania". Nam opowiada o tym, czym jest dziś dla niej miasto, do którego przed laty przyjechała, by zdawać egzaminy na studia.

Zajęła Pani trzecie miejsce w plebiscycie "Głosu Wielkopolskiego" na ikonę Poznania. Czym jest dla Pani to wyróżnienie?
Małgorzata Ostrowska: Na pewno jest dowodem sympatii poznaniaków, czyli moich odbiorców, co mnie cieszy. Bo dla artysty najbardziej przyjemny jest fakt, że wie, iż istnieje w ludzkiej świadomości.

Czym jest Poznań dla Pani?
Małgorzata Ostrowska: Jest moim Wielkim Miastem, dlatego że nie mieszkam pod Warszawą. Jednak z pełną premedytacją nie mieszkam w stolicy, chociaż wiem, że byłoby mi łatwiej, zdecydowanie łatwiej funkcjonować. Wielu moich kolegów z branży przenosi się do Warszawy, bo to pierwszy warunek funkcjonowania w showbiznesie. Ja natomiast pozostałam w Poznaniu czy pod Poznaniem, ponieważ uważam, że tu się żyje normalniej, a to jest chyba istotne i zdecydowanie dla mnie ważniejsze niż gonitwa związana z moim zawodem.

Czuje się Pani poznanianką?
Małgorzata Ostrowska: Oczywiście, że tak! Choć jestem nieco podzielona. Urodziłam się w Szczecinku i z tym miastem byłam związana bardzo wiele lat. Tam się wychowałam. Tam skończyłam szkoły. Przyjechałam do Poznania uzupełnić edukację i przyznam szczerze, że początkowo to miasto było dla mnie bardzo trudne. Dobrze wiem, że poznaniacy są postrzegani nie jako ludzie gospodarni, ale w pewnym sensie sknery, nad wyraz oszczędni i nad wyraz uporządkowani. To takie stereotypy i ja także im uległam. Potem przyszedł stan wojenny i okazało się, że tutaj oprócz tych uporządkowań rodzą się także wielkie idee. A w takim świecie, który ma te podstawowe wartości uporządkowane, zdecydowanie łatwiej myśleć o sprawach wznioślejszych, ponieważ trudy dnia codziennego nieco odpadają. To nie jest tak, że w Poznaniu było łatwo w stanie wojennym. Było pewnie tak samo trudno jak we wszystkich innych miejscach w Polsce, ale parę tych podstawowych trosk odpadało, bo poznaniacy starali się jednak nadal gospodarnie funkcjonować. I wtedy zaczęłam to doceniać. W tej chwili jestem dumna z tego, że mieszkam w rejonie, który sobie zdecydowanie lepiej radzi z kryzysem niż całe mnóstwo regionów w Polsce. Cieszę się, że tu jest moje miejsce do życia i gdybym miała drugi raz wybierać, wybrałabym Poznań.

Ukończyła Pani w Poznaniu Studio Sztuki Estradowej. Jak do tego doszło, że właśnie tam się Pani znalazła?
Małgorzata Ostrowska: Przyjechałam do Poznania studiować biologię. Zdawałam na UAM, ale myślę, że tak słabo zdałam egzaminy, że po prostu nie przyjęto mnie. Szczerze powiedziawszy, jestem bardzo zadowolona z tego, że tak się stało. A dzięki temu, że nie dostałam się na biologię, postanowiłam przezimować w Studio Sztuki Estradowej. I jak już w tę szkołę "wsiąkłam", to skończyłam ją i nie podjęłam próby zdawania na studia po raz drugi. Prawdopodobnie nastąpiło jakieś przewartościowanie w moim życiu i bardzo się z tego cieszę.

To znaczy, że nie zawsze chciała być Pani artystką?
Małgorzata Ostrowska: Skoro startowałam na biologię, to znaczy, że chyba nie chciałam. Ja jestem dość przekornym człowiekiem. Śpiewałam od 11. roku życia i zawsze byłam w kręgu muzyki, ale skoro mnie życie pchało w jedną stronę, to chciałam spróbować czegoś innego. Trzeba też pamiętać o tym, że to była inna epoka. To nie były czasy, kiedy profilowało się dziecko od przedszkola, posyłało do ważnych szkół, żeby od razu zostało prawnikiem, biznesmenem, artystą czy politykiem. Nikt mnie nie ustawiał. Od dziecięcych lat decyzje podejmowałam sama. Pamiętam, że rozważałam między biochemią a biologią. A dzisiaj wiem, że to byłaby kompletna pomyłka w moim życiu.

Może byłaby Pani dziś światowej sławy profesorem?
Małgorzata Ostrowska: Albo siedziałabym w świetlicy w szkole. Jak każdy młody człowiek marzenia i wyobrażenia o swojej przyszłości miałam niezwykle wzniosłe, ale życie najprawdopodobniej wtłoczyłoby mnie w szkołę, a to kompletnie nie dla mnie. Byłabym sfrustrowaną nauczycielką biologii, a może świetliczanką, bo biologię kończy bardzo wielu młodych ludzi, którzy potem nie znajdują pracy w swoim zawodzie.

Ma Pani swoje ulubione miejsca w Poznaniu?
Małgorzata Ostrowska: Nie mam takich miejsc, w których się relaksuję, ponieważ znajduję to pod Poznaniem i chętniej mówiłabym w szerszym spektrum - o Wielkopolsce nie tylko o Poznaniu. O Wielkopolskim Parku Narodowym, o Puszczykowie, Rogalinie, itp. Poznań jest miejscem, w którym głównie załatwiam mnóstwo spraw i w związku z tym bywam tu na przykład na zakupach. Takim miejscem jest na przykład Stary Browar i szczerze powiedziawszy tam się też umawiam często na wywiady. Najprawdopodobniej dlatego, że lubię to miejsce.

Wspomniała Pani, że mogłaby mówić nie tylko o Poznaniu, ale i o Wielkopolsce. Jakie są w takim razie Pani ulubione miejsca w naszym regionie?
Małgorzata Ostrowska: Wynika to z faktu, że zawsze mieszkałam pod Poznaniem. Kiedyś Swarzędz, teraz Puszczykowo. Od lat czuję się zawiązana z Poznaniem i z Wielkopolską, ale nocuję pod Poznaniem. W Swarzędzu urodziło się moje dziecko. A więc to miejsce dla mnie bardzo ważne. Mieszkałam na samym skraju Swarzędza. Pamiętam spacery nad jezioro i na drugą stronę, łąkami aż do Gruszczyna. A teraz Puszczykowo i Wielkopolski Park Narodowy. Lubię tu mieszkać, bywać nad Wartą, w lasach tuż obok mojego domu. Natomiast do Rogalina jeżdżę czasami z mężem.

Widziała Pani odrestaurowany pałac?
Małgorzata Ostrowska: Jeszcze nie widziałam, ale wszystko o nim wiem i wiem, jaki jest tam teraz tłok, więc na razie nie wybieram się. Mój mąż jest tam codziennie z psami i fotografuje tamtejszą przyrodę. Przez wiele lat gniazdowały tam bieliki, a on im codziennie robił zdjęcia. To są naprawdę dzikie ptaki i nie lubią ludzi w swoim otoczeniu. Jego tolerowały, a nawet "pozowały" do zdjęć. Ma tych zdjęć tysiące. Widziałam Rogalin o każdej porze roku. Także w czasie powodzi, która zalała dokładnie łęgi rogalińskie, podchodząc aż pod pałac. Te wszystkie rejony wokół są mi bliskie.

A samo Puszczykowo?
Małgorzata Ostrowska: To mój dom. Czuję się tu bardzo dobrze. W tej chwili kończy się sezon wakacyjny, więc uciszy się, uspokoi i będzie takie normalne. Pani w warzywniaku, pani w piekarni... To moje sklepy, w których robię codzienne zakupy. To jest życie, które jest mi zdecydowanie bliższe niż na przykład życie w Warszawie. Dlatego wybrałam to, a nie tamto miejsce w samym centrum zdarzeń. Uciekamy od dużych miast, bo tam się nie da żyć. Tak się dzieje na całym świecie.

Kiedyś o pozycji artysty w Polsce decydowały festiwale. Dziś festiwale nie mają już takiego znaczenia. Pozostaje polityka wytwórni i obrotny menedżer?
Małgorzata Ostrowska: Wszystko po troszeczku, bo mamy w Polsce silny showbiznes z naciskiem na biznes, a mniejszym na muzykę, bo show też ma znaczenie większe niż kiedyś. Powstało zjawisko, nazwijmy je celebrytyzmem, które mocno zdominowało sztukę. W tej chwili bardzo jest istotne, aby bywać, pokazywać się na ściance, wywoływać skandale. Artysta bywa celebrytą częściej niż powinien. Ja się do tego nie nadaję. Nie lubię tego. Unikam takich sytuacji. Myślę, że dlatego jest mi trudniej funkcjonować i mam tego świadomość. Cóż, taką drogę wybrałam, ponieważ jest mi ona bliska, choć wcale nie jest najłatwiejsza...

A czy młodzi wykonawcy śpiewają piosenki Małgorzaty Ostrowskiej?
Małgorzata Ostrowska: Bywa, że tak. Czasami dostaję pytanie, czy mogliby, czasami robią to bez pytania. Nie widzę powodu, żeby mieli tego nie robić. Najśmieszniejszą, najbardziej niesamowitą sytuacją, która mi się zdarzyła, była, gdy zgłosiła się do mnie młoda kapela, bodajże z Częstochowy, z pytaniem, czy mogą przerobić na punkową wersję moją piosenkę z "Podróży Pana Kleksa". I nie o energetyczną "Meluzynę" im chodziło, a o "Podróż w krainę baśni". "Podróż w krainę baśni" to absolutnie spokojna, płynąca sobie piosenka. Oczywiście zgodziłam się. Dostałam potem taśmę z tym nagraniem i przeżyłam szok. Może nie było to wielkie wydarzenie artystyczne, ale była to tak szokująca wersja, że aż świetna. Myślę, że każdy artysta ma prawo do innego spojrzenia na standardy.

Żyjemy w czasach otwartych granic. Czy polscy wykonawcy mają szanse na zafunkcjonowanie w świecie. Nie mówię tu o jazzie czy klasyce, gdzie od lat nasi artyści mają wypracowaną renomę. Podobnie zresztą jest w muzyce heavy metalowej.
Małgorzata Ostrowska: Muzyka pop jest zdecydowanie mniej obsadzona przez Polaków za granicą, ale myślę, że młodsze pokolenie ma większą szansę z bardzo oczywistego powodu, czyli bardzo dobrej znajomości języka angielskiego. To jest w tej chwili zjawisko powszechne w młodym pokoleniu, ale też niezbędne, bo nie chodzi o to, aby się porozumieć w sklepie, bo ja to też potrafię. To, że się nie pogubię, że dogadam, nie oznacza, że rozmawiam, myślę w tym języku. A młodzi ludzie potrafią się porozumieć i wyrazić swoje myśli, po prostu potrafią funkcjonować. To jest bardzo korzystne i daje im taką mentalną otwartość na świat i poczucie, że są obywatelami Europy. Ja także mam poczucie przynależności do Europy, podróżuję po świecie, ale u siebie jestem tutaj, w Polsce, a może nawet w Wielkopolsce. Młodzi ludzie nie mają tych ograniczeń no i są bardzo dobrzy muzycznie.

Europejska muzyka popowa jest trudnym rynkiem...
Małgorzata Ostrowska: O tak - w sensie wykreowania indywidualności, dlatego że media, które są popularyzatorami tej muzyki, mają jednocześnie tendencje do wyrównywania poziomów. Niestety, lansuje taką łatwostrawną papkę. Dobrym przykładem takich zabiegów jest Dawid Podsiadło. To jest bardzo dobry wykonawca. Wydał świetną płytę ze swoim zespołem Curly Heads. Tylko że w radio ta płyta nie funkcjonuje. Są tylko ugrzecznione nagrania popowe Dawida. Radio wszystko uśrednia. Nie wiem, czy to dobra metoda, ponieważ ukróca wszelkie szanse na wykreowanie indywidualności, na pojawienie się i zaistnienie czegoś innego. Kiedyś jeden z naczelnych redaktorów dużej rozgłośni radiowej został zapytany, czy przy dzisiejszym profilu jego radia, szansę miałaby początkująca grupa Led Zeppelin z dziesięciominutowym utworem na antenie. Okazało się, że dzisiaj radio nigdy by tego nie zagrało. Od początku wiadomo, że ktoś, kto łamie konwencje, kto jest indywidualnością, nie ma szans.

A na czym w takim razie polega fenomen szwedzki. 40 lat temu festiwal Eurowizji wygrała ABBA, w tym roku triumfował Mans Zelmelow, po drodze była jeszcze grupa Herreys i jeszcze kilku innych wykonawców. Chyba nie tylko chodzi o język angielski?
Małgorzata Ostrowska: Pewnie nie tylko, ale trzeba pamiętać, że ta powszechność języka angielskiego w Szwecji jest zjawiskiem właśnie ze 40 lat starszym niż w Polsce, więc... szansa jest. Ważne są otwartość i mentalność. Oglądałam w tym roku Eurowizję i to była bardzo dobra piosenka. Ale urzekła mnie jej wizualizacja. Wszyscy stawiali na fajerwerki, potęgę. On postawił na totalnie intymną, bardzo zaawansowaną elektronicznie wizualizację i to było urocze, cudne. Szwedzi myślą, żeby zrobić inaczej, a u nas myślą, aby zrobić tak samo jak na Zachodzie. I to jest błąd.

A jak powinno być to zrobione?
Małgorzata Ostrowska: Po polsku. Ja jestem artystką, która wciąż tworzy, ale wywrotowość w sztuce to domena młodych i z nimi trzeba rozmawiać. Ja taki potencjał miałam kiedyś, a teraz przeszłam do "drugiego szeregu" i mam tego pełną świadomość. Mało tego, widzę pozytywy tego płynącego czasu i mojego wieku. Jego złe i dobre strony. Jestem artystką dojrzałą, ale z chęcią daję się młodym zainfekować. Mam młodych i młodszych ludzi w zespole. Mój syn, który u mnie gra, reprezentuje inne myślenie, inną energię.

Ma Pani przesłanie dla tych młodych ludzi?
Małgorzata Ostrowska: Nie wierzę w przesłania, dobre rady, złote myśli i maksymy, które mogłabym sprzedać, przekazać. Nie ma takich słów kreujących świat na życzenie. Nie ma cudownego środka. Trzeba po prostu wierzyć w to, co się robi. A potem liczyć na szczęście i doskonalić się. Robić coś najlepiej jak się umie. Jeżeli nie wierzymy w to, co robimy i nie robimy tego od startu z 200-procentowym zaangażowaniem, to nie może się powieść.

Małgorzata Ostrowska

Urodziła się 2 maja 1958 w Szczecinku, ale od 1977 roku związana jest z Poznaniem. Jest cenioną piosenkarką. Jej dyskografia obejmuje 16 płyt z zespołem Lombard (w tym 5 składanek), 6 płyt solowych oraz 5 płyt nagranych z innymi wykonawcami.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gloswielkopolski.pl Głos Wielkopolski