Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Mariusz Puszakowski: Trenuję grając w hokeja

Tomasz Sikorski
Mariusz Puszakowski
Mariusz Puszakowski Tomasz Stręk
Mariusz Puszakowski, nowy zawodnik Kolejarza Rawag Rawicz, opowiada o kulisach zmiany klubu, szansach Kolejarza i kolegach z drużyny.

Ile kompletów punktów zapisał Pan na swoim koncie w ubiegłym sezonie?
Mariusz Puszakowski: - Oj, nie pamiętam. Z tego, co sobie przypominam, to we wszystkich meczach w Pile byłem niepokonany. A nie, w meczu z Rybnikiem straciłem jeden punkt.

I pewnie po tym rewelacyjnym sezonie pomyślał Pan sobie, że chyba czas na poważniejsze wyznawania niż jazda w II lidze?
Mariusz Puszakowski: - Nie do końca tak to wyglądało. Bliższe prawdy jest stwierdzenie, że propozycja nowego kontraktu z Piły była dla mnie po prostu nie do przyjęcia. Dlatego skorzystałem z oferty z Rawicza, choć i tam nie ma wielkich kokosów. Miałem wprawdzie też inne propozycje, ale ze swoim bardzo wysokim KSM nie mogłem przebierać w ofertach. Kolejarz to zresztą bardzo dobry wybór.

W pewnym momencie pojawiły się jednak informacje, że zostanie Pan w Pile?
Mariusz Puszakowski: - Dobrze się tam czułem, bo w trakcie sezonu wszystkie sprawy były podopinane na ostatni guzik. Dlatego w pewnym momencie uznałem, że warto byłoby tam dalej startować. Żadnych rozmów kontraktowych z działaczami jednak nie prowadziłem. Kiedy w końcu do nich doszło, to okazało się, że Victorii zwyczajnie na mnie nie stać. I nie chodzi w tym przypadku wcale o wielkie pieniądze. Uznałem więc, że trzeba będzie zmienić klimat.

I tak trafił Pan do Kolejarza Rawag, który do tej pory nie mógł się jakoś na dłużej zadomowić w I lidze...

Mariusz Puszakowski: - No właśnie. Dlatego teraz trzeba będzie zrobić wszystko, aby ten scenariusz się nie powtórzył. Priorytetem będą dla nas mecze na własnym torze. To właśnie tam będziemy musieli szukać punktów.

Panu ten tor, bardzo specyficzny zresztą, odpowiada?

Mariusz Puszakowski: - Wyznaję zasadę, że nie ma torów, które odpowiadają lub nie. Na każdym trzeba sobie radzić. Jeździłem w wielu krajach, na różnych obiektach i zawsze trzeba było się do nich odpowiednio dostosować. Pewien trener długo wmawiał mi, że nie potrafię jeździć na torze w Opolu. A to dlatego, że nie wyszły mi tam dwa mecze z rzędu. A przecież w przeszłości zdobywałem na tym stadionie komplety. Gdy ostatnio pojechałem tam z Victorią, to także wypadłem zupełnie nieźle. Dlatego do takich stwierdzeń jak ulubiony tor podchodzę bardzo ostrożnie.

Jest duża różnica między zapleczem ekstraligi a II ligą?

Mariusz Puszakowski: - Trudno na to pytanie jednoznacznie odpowiedzieć, ponieważ w II lidze także są bardzo mocne zespoły. Takim był na przykład KMŻ Lublin, w którym jeździłem dwa lata temu.

W I lidze o punkty łatwo jednak nie będzie.

Mariusz Puszakowski: - Z pewnością. Zwłaszcza w meczach z GKM Grudziądz czy Wybrzeżem Gdańsk, które w tej chwili kadrowo wydają się nieco odstawać od reszty drużyn. Pozostałe ekipy będą jednak miały dość wyrównane składy, co zapowiada ciekawe rozgrywki i sporo emocji.

Jak na tym tle prezentuje się Kolejarz Rawag?
Mariusz Puszakowski: - Wierzę, że stworzymy ciekawy monolit i będziemy groźni dla najlepszych. Kolegów z drużyny znam bardzo dobrze. Najlepsze relacje mam ze Szwedem, Ericiem Anderssonem, z którym miałem przyjemność już startować w jednej drużynie. Często zdarzało się nawet tak, że nocowaliśmy jeden u drugiego.

Co Pan robi w trakcie zimy?
Mariusz Puszakowski: - Nie stać mnie na to, aby utrzymywać mechanika, więc sam muszę dbać o sprzęt. Poza tym sporo trenuję, bo aż siedem dni w tygodniu. Co to są za zajęcia? Trochę joggingu i akrobatyki. Do tego dochodzi też basen i hokej na lodzie. Razem z kolegami z Torunia gramy co niedzielę i proszę mi wierzyć, że są to naprawdę niezłe mecze. Prawie jak w NHL, bo czasami zdarza się, że koledzy ręcznie tłumaczą sobie pewne sytuacje na lodzie.

Skąd to zamiłowanie do hokeja na lodzie?
Mariusz Puszakowski: - Jako młody chłopak szalałem na różnych stawach, grając kijami zrobionymi z gałęzi. Później z tym sportem też nie zerwałem, bo w Toruniu to standard, że żużlowcy zimą trenują na lodowisku. Początkowo stałem na bramce, ale z czasem zacząłem przesuwać się do przodu. Najpierw zostałem obrońcą, a teraz gram już w ataku i jestem nawet kapitanem jednej z drużyn. Moim vis a vis z drugiego zespołu jest Mirek Kowalik. I ostro ze sobą rywalizujemy. Jak wracam do domu po dwugodzinnym meczu, to o niczym innym nie marzę jak tylko o tym, by położyć się spać.

Rozmawiał Tomasz Sikorski

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gloswielkopolski.pl Głos Wielkopolski