Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Nasze kasze, czyli rozszerzamy dietę dziecka

Agnieszka Goździejewska
Przez tydzień powtarzaliśmy zabieg, broniąc się przed opluciem i powstrzymując Jaśkowe rączki przed wydostaniem jedzenia z buzi i rozmazaniem po wszystkim obok.
Przez tydzień powtarzaliśmy zabieg, broniąc się przed opluciem i powstrzymując Jaśkowe rączki przed wydostaniem jedzenia z buzi i rozmazaniem po wszystkim obok. sxc.hu/zdjęcie ilustracyjne
- Ale je! – wołam zachwycona. – I jak mu smakuje! Mój Smakosz Kochany! - tak było z naszą pierwszą kaszką.

Blog Młodej Mamy - czytaj i oglądaj więcej na facebooku

Wiem, wiem. Według wszelakich dobrych rad i lekarskich zaleceń, dietę dziecka powinno się rozszerzać w 6., ewentualnie w 5. miesiącu życia. No a co ja poradzę, że Młody Człowiek, mając miesięcy cztery, pożera (już nie je, a pożera) tak niesamowite ilości pokarmu, że nie nastarczam produkować i dosypywać z puszki? Nie ma rady: trzeba zapełnić ten wiecznie nienażarty żołądek czymś innym.

Do tego doszedł poważny spadek mojej naturalnej produkcji. W obawie, że stracę swoje mleczne zdolności, postanowiłam (przy wsparciu Przyjaciela Mego) zarządzić żywieniowy eksperyment.

Na pierwszy ogień poszła kaszka mleczno-ryżowa. Smak malinowy. Wyglądem przypomina mąkę z różowymi kropkami, po dodaniu wody – szarawą paćkę. Na opakowaniu usprawiedliwiający doświadczenie napis „po 4. miesiącu”.

Z precyzją godną aptekarza odmierzam mililitry i łyżki stołowe. Mieszam. I za chwilę pierwszy „inny” posiłek jest już gotowy.

Młody Człowiek czeka uzbrojony w śliniak. Pierwsza porcja leci do buzi. Janek robi „aaa” i przez chwilę, wyraźnie zdziwiony, mamla szarawą papkę. Otwiera buzię. Buzia jest pusta. Więc napełniam ją kolejną ćwiartką małej plastikowej łyżeczki. Potem jeszcze raz, i kolejny. I tak, za pierwszym razem, Janek pożera porcję przygotowaną z półtorej łyżki kaszki mleczno-ryżowej.

Przez tydzień powtarzamy zabieg, broniąc się przed opluciem i powstrzymując Jaśkowe rączki przed wydostaniem jedzenia z buzi i rozmazaniem po wszystkim obok.

W następnym tygodniu przeszliśmy próbę z kaszką pszenną. Ta została przyjęta nieco mniej entuzjastycznie, ale zminimalizowane porcje znikały co wieczór.

I tak mamy już kolejny tydzień kaszkowego rytuału. Po godzinie 17:00 Młody Człowiek leży na brzuchu i wzywa. Wyje jak małe wilcze szczenię. Ja szykuję paćkę (raz taką, raz inną), zakładam mu śliniak, układam w pozycji „do jedzenia” i pukając plastikową łyżeczką w miskę zapowiadam nadejście kolacji. Nasz Syn je, popija w międzyczasie mlekiem, wodą lub herbatką koperkową (chwyta za butelkę i próbuje już radzić sobie sam), trochę wypluje, trochę "rozkicha", ale przygotowana porcja znika we wnętrzu Małego Człowieka.

A ja znów mam powód do dumy. Kolejny krok do dorosłości za nami.

Zobacz też: inne przypadki Młodej Mamy

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gloswielkopolski.pl Głos Wielkopolski