Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Piłkarze amatorzy opowiadają o niespełnionych marzeniach

Radosław Patroniak
Ostatni zwycięzca konkursu, Maciej Paterek, odebrał nagrodę na Wielkim Balu Sportowca z rąk Mateusza Henicza (z lewej) z Biura Podróży Itaka i Stefana Antkowiaka, prezesa Wielkopolskiego Związku Piłki Nożnej
Ostatni zwycięzca konkursu, Maciej Paterek, odebrał nagrodę na Wielkim Balu Sportowca z rąk Mateusza Henicza (z lewej) z Biura Podróży Itaka i Stefana Antkowiaka, prezesa Wielkopolskiego Związku Piłki Nożnej Grzegorz Dembiński
Najpopularniejsi gracze niższych klas opowiadają o tym, czego im zabrakło, by zrobić wielką karierę. Wciąż czekamy na zgłoszenia do szóstej edycji niezwykle popularnego konkursu "Piłkarz Amator".

– Presja? Jaka presja? Presję odczuwają ludzie, którzy muszą nakarmić rodzinę. Tacy są w piłce amatorskiej, w piłce zawodowej nie ma presji – tak swego czasu mówił słynny trener Jose Mourinho. Piłkarze amatorzy mają jednak marzenia, by przenieść się do tego lepszego i wygodniejszego świata. Niestety marzenia nie zawsze się spełniają. Zwycięzcom konkursu „Piłkarz Amator” zmiana statusu nie za bardzo się powiodła.

Arkadiusz Trzciński został informatykiem
Pierwszym triumfatorem w wyborach na najlepszego piłkarza niższych klas, począwszy od IV ligi, a skończywszy na B-klasie, był Arkadiusz Trzciński. Wówczas pomocnik Piasta Kobylnica z poznańskiej klasy okręgowej, a obecnie gracz czwartoligowej Tarnovii Tarnowo Podgórne.

– Przygodę z piłką zaczynałem w słynnej poznańskiej „13”. Potem był TPS Winogrady i czwartoligowy KS 1920 Mosina. Furory tam nie zrobiłem i nawet przez pół roku wziąłem rozbrat z futbolem. Formę odbudowałem w Piaście, z którego trafiłem do Tarnovii – mówi kolega klubowy Zbigniewa Zakrzewskiego, dobrze znanego kibicom z występów w ekstraklasie.

Trzciński jesienią zdobył cztery bramki, ale w wieku 27 lat nie myśli już o podbijaniu elitarnych boisk. – Dopóki będzie zdrowie, dopóty będę chciał grać dla przyjemności. Nie jest źle być tym piłkarzem amatorem. Jak przyjeżdżam na trening, to nie z myślą, że przecież mogłem grać w jakimś profesjonalnym klubie, a teraz muszę biegać po prowincjonalnych stadionach. To byłoby chore – tłumaczy pierwszy zwycięzca „Piłkarza Amatora”.

Według niego przyczyn tego, że nie było mu dane zagrać wyżej niż w IIIlidze było kilka. – Przede wszystkim nie miałem kontaktów w świecie wielkiej piłki, kogoś kto mógłby mnie pociągnąć. Nie jeździłem na testy, nie byłem polecany do lepszych klubów. Nie żałuję jednak, że to wszystko się tak potoczyło. Skończyłem bowiem informatykę na UAM i pracuję teraz jako informatyk. Nie ma więc tego złego, co by na dobre nie wyszło – przyznaje piłkarz Tarnovii.

Jednym z jego rywali w konkursie był Mateusz Klichowicz, który wówczas był graczem czwartoligowego Gormu Plewiska, a obecnie zdobywa regularnie bramki dla Bytovii w rozgrywkach I ligi. – To przykład snajpera, który zawsze miał potencjał do grania na wysokim poziomie, tylko wcześniej go nie zauważano. Po transferze do rezerw Lecha szybko okazało się, że nie jest za stary, ani za słaby na zaplecze ekstraklasy. Takich zawodników jest zresztą w niższych ligach dużo więcej – kończy Trzciński.

Wojciech Kustoń jest trenerem juniorów Zawiszy
Drugi laureat „Piłkarza Amatora”, tak samo jak Trzciński, grajacy do końca poprzedniego sezonu w Piaście Kobylnica, nie został gwiazdą ekstraklasowych boisk, ale też nie narzeka na los.

– U mnie zmieniło się dużo na lepsze. Skończyłem studia trenerskie na AWF w Poznaniu i pedagogiczne w WSNHiD w Poznaniu. Zostałem trenerm juniorów starszych i młodszych w Zawiszy Bydgoszcz. Pracuję w jednej z czołowych akademii piłkarskich w Polsce, aprzecież w poznańskiej klasie okręgowej trudno mi się było wybić – zaznacza 28-letni szkoleniowiec.

Zawieszenie butów na kołku trochę mu doskwiera, ale też nie widzi powodów do rozdzierania szat. – Grania mi brakuje, tym bardziej, że pochodzę z rodziny, gdzie tradycje sportowe zawsze były mocno pielęgnowane. O tym czy zmarnowałem talent piłkarski za często nie myślę. Pewnie jakieś szanse zostały zmarnowane. Nie ma jedno do czego wracać. Nie cofnę przecież czasu. Rozwijam się i to jest najważniejsze – dodaje najlepszy piłkarz amator w 2011 r., który z sentymentem wspomina wyjazd do Turcji (nagroda od BP Itaka za zwycięstwo w konkursie) i udział w Wielkim Balu Sportowca w hotelu Andersia.

Jego zdaniem amator może stać się zawodowcem, ale taką szansę dostają nieliczni. – Czasami sam talent nie wystarczy. Musi być pomoc działaczy. Klichowicz przeszedł z Gromu do Lecha II i od razu trafił do I ligo, ale to tylko wyjątek potwierdzający regułę. Większość chłopaków grających w niższych klasach mocno stąpa po ziemi. Dopiero po latach zazwyczaj dostrzegają ten moment, kiedy stracili swoją szansę. Wiadomo jednak, że nie można cały czasz żyć przeszłością, więc zawsze po takiej refleksji przychodzi kolejna związana z teraźniejszością i przyszłością – zauważa 28-letni Kustoń.

Tomasz Haze broni w Kotwicy Kórnik
Najwyższy pułap piłkarski z wszystkich laureatów konkursu osiągnął bramkarz Tomasz Haze, który w sezonie 2008/2009 grał w drugoligowym Jarocie Jarocin. Trzy lata później jako piłkarz A-klasowych Sucharów Suchy Las nie miał sobie równych wśród wielkopolskich amatorów.

– Występy w Jarocinie to był ten moment, kiedy mogłem pójść jeszcze bardziej w górę. Jak na to patrzę z perspektywy czasu? A tak, że zabrakło umiejętności, a nie układów czy szczęścia. Widocznie więcej nie mogłem osiągnąć w piłce i nie ma sensu myśleć, co by było, gdyby – przyznaje 27-letni obecnie golkiper czwartoligowej Kotwicy Kórnik.

Po przygodzie z Jarotą Haze zmieniał kluby jak rękawiczki. – Wtedy zaczęła się moja wędrówka przez kluby III i IV ligi. Trafiłem na syndrom obietnic finansowych bez pokrycia. W pewnym momencie powiedziałem sobie, że mam już dość życia złudzeniami i dojazdów po 50 km na treningi i mecze.Wolałem taką sytuację jak ta w Sucharach, gdzie nie było pieniędzy, ale była za to świetna atmosfera w szatni – dodaja Haze.

Marek Kulczak to nadal „kawał” piłkarza
Przedostatni laureat, czyli Marek Kulczak nadal gra w Piaście. – To on miał właśnie największe szanse na zrobienie kariery. Był przecież swego czasu na testach w Jagiellonii Białystok . To nadal „kawał” piłkarza, 90 procent wartości ofensywnej naszej drużyny – twierdzi honorowy prezes klubu z Kobylnicy, Krzysztof Wróbel.

Sam zainteresowany uważa, że do zaistenienia w profesjonalnej piłce sam talent nie wystarczy. – Trzeba mieć też szczęście i układy. Przydaje się też niezależność finansowa – mówi 34-letni snajper Piasta.

Maciej Paterek chciał grać jak Brazylijczyk Ronaldo

Ostatnim triumfatorem konkursu jest 34-letni Maciej Paterek, snajper Tarnovii II Tarnowo Podgórne. – Warto marzyć, by zostać zawodowym piłkarzem. Moim idole w dzieciństwie był Brazylijczyk Ronaldo. Jego plakaty wisiały zawsze nad moim łóżkiem. Życie jednak weryfikuje marzenia. Jeśli w wieku 22-23 lat człowiek się nie wybije, to musi się nastawić na coś innego. Inna sprawa, że jak ktoś ma wielki talent to wcześniej czy później zrobi karierę. Tak było choćby z Grzegorzem Piechną, który grał w A-klasie, a potem trafił do reprezentacji i ligi rosyjskiej. Drzwi do wielkiej piłki przed każdym stoją wielkim otworem, ale nieliczni przez nie przechodzą – podkreśla Paterek.

Zgłoszenia kandydatów (wraz ze zdjęciami i przynależnością klubową) prosimy przesyłać na: [email protected].

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gloswielkopolski.pl Głos Wielkopolski