Miesiąc. Tyle czasu mieszkańcom kamienicy przy ul. Matejki 58 dał sąd na spłatę mieszkań, w których żyją od ponad 30 lat. Dopłaty do lokali to jedno, ale większościowy współwłaściciel budynku będzie też egzekwował należności za ich bezumowne korzystanie. Dla blisko 10 rodzin oznacza to, że szybko będą musiały znaleźć ok. 300 tys. zł każda.
Kamienicznik przejmuje
Przez część aktualnych współwłaścicieli w latach 80. nabywane były udziały odpowiadające 1/28 części w nieruchomości wspólnej co w intencji sprzedawców i nabywców odpowiadać miało 28 funkcjonującym wówczas w nieruchomości lokalom. Reszta otrzymała wcześniej mieszkania z przydziału.
- Dbaliśmy jednak o budynek, solidarnie zbieraliśmy pieniądze na jego remonty i utrzymanie. Między nami nie było żadnych nieporozumień - opowiada mieszkaniec. Kamienica znajdowała się na początku w opłakanym stanie - trzeba było odnawiać posadzki, balustrady, poręcze.
W drugiej połowie 1987 r. mieszkańcy dowiedzieli się o istnieniu spadkobierców budynku, którym prawnie przyznano połowę udziałów. 14 lat później ujawnili się właściciele drugiej połowy budynku, ale w 2004 r. postanowili je sprzedać znanemu poznańskiemu kamienicznikowi, kojarzonemu z tzw. czyścicielami kamienic za 300 tys. zł. Zaczęły się problemy.
- Pytał nas o przychody, jakie generuje kamienica. Nie przynosiła ona żadnych przychodów, bo były tam tylko mieszkania a nie lokale użytkowe. Zdecydowaliśmy się w 2004 r. na założenie w sądzie sprawy o wydzielenie lokali - tłumaczy Barbara Gorączniak, mieszkanka. Ciągnęła się ona przez 6 lat, ale jej wynik nie usatysfakcjonował żadnej ze stron - dla mieszkańców był nie do zaakceptowania, bo wartość 1 mkw. lokali sąd ustalił na poziomie 4 tys., choć żaden nadal nie został prawnie wydzielony. Apelację złożył też kamienicznik.
Sąd ostatecznie zdecydował o kolejnym rozpatrzeniu sprawy w pierwszej instancji. Wyrok zapadł na początku 2016 r. Mieszkańcy twierdzą, że operaty stworzone przez biegłego są mało realne, ceny za metr kwadratowy poszybowały w górę.
- Moje mieszkanie na poddaszu, zostało wycenione na ok. 270 tys. zł. Tymczasem na wejściu każdy potencjalny nabywca na taką cenę reaguje śmiechem i odchodzi. Sedno całej sprawi tkwi w tym, że aby uregulować sprawę, należy porozliczać się z udziałów, a nie mieszkań, a ceny pierwszych są znacznie niższe. Kamienicznik też kupował udziały, wiedząc, że nie ma wolnych mieszkań. Chcieliśmy rozliczyć się z udziałów, a sąd policzył za lokale, które prawnie nadal nie są wydzielone - denerwuje się Alina Kujawska-Matanda, mieszkanka.
Cząstkowi współwłaściciele nie widzą wyjścia z patowej sytuacji, bowiem banki nie chcą udzielić im kredytu na zakup mieszkania. - Zgodnie z postanowieniem sądu wykupujemy udziały i proponowany jest jedynie kredyt gotówkowy, wiadomo, że jest on znacznie droższy, o ile w ogóle jest możliwy do otrzymania - wyjaśnia.
Jakie kwoty mają spłacić? Barbara Gorączniak w ciągu miesiąca od uprawomocnienia wyroku powinna oddać współwłaścicielowi budynku ponad 250 tys. zł.
Absurdalny wyrok
Ale to nie jedyne należności, bowiem sąd zdecydował o tym, że należy jeszcze spłacić kilkudziesięciotysięczne kwoty za bezumowne korzystanie z lokali. Spłaty dotyczą tych lat, w których toczył się proces sądowy. Kolejnym obciążeniem jest decyzja, że w rozliczaniu udziałów mieszkańcy, również w ciągu miesiąca, mają rozliczać się między sobą.
- Przez roszczenia krzyżowe żaden adwokat w odwołaniu nie może nas teraz reprezentować tak, jak wcześniej jako grupy. Do tej pory zgodnie ze sobą żyliśmy, a teraz rozpocznie się walka, bo nie mamy żadnych szans, żeby zdobyć takie pieniądze w ciągu miesiąca i zapłacić sąsiadowi - mówi B. Gorączniak.
Blisko 10 rodzin ma teraz zapłacić kamienicznikowi ponad 815 tys. zł z tytułu dopłat za mieszkania i blisko 700 tys. za bezumowne korzystanie z lokali za 10 lat. Co ciekawe, biegły wartość połowy kamienicy wycenił na 4,6 mln zł, choć została ona kupiona za 300 tys. zł.
W najgorszej sytuacji znajduje się jednak Barbara Ignaszak. Choć posiadała ona 1/4 udziałów w mieszkaniu, sąd odebrał jej lokal, dając 3 miesiące na opuszczenie mieszkania. - Nie wiem, co mam zrobić, nie mam pieniędzy i wychowuję niepełnosprawną córkę - żali się kobieta.
Sprawą już zainteresował się poseł PiS Bartłomiej Wróblewski, który skierował ją do zbadania przez biuro interwencji prawnej. - Widać tu jak na dłoni krzywdę ludzką, a dodatkowo działania wymiaru sprawiedliwości prowadzące do absurdu. Sąd swoją decyzją zniszczył solidarność tej grupy ludzi, orzekając o krzyżowych roszczeniach -komentuje parlamentarzysta.
Po tym jak próbowaliśmy skontaktować się z kamienicznikiem, jego współpracownik przesłał nam krótkie oświadczenie: "Wyrok w przedmiotowej sprawie jest nieprawomocny, został zaskarżony. Odnoszenie się do sprawy przed jej prawomocnym rozstrzygnięciem nie jest możliwe".
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?