Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Poznań: Jaś ma trzy miesiące, od stycznia nie widział matki

Katarzyna Kamińska
W ciągu dwóch miesięcy nic się nie zmieniło w sytuacji Agnieszki i Marka
W ciągu dwóch miesięcy nic się nie zmieniło w sytuacji Agnieszki i Marka Grzegorz Dembiński
Ma już trzy miesiące, przybiera na wadze, ma wyjątkowo gęstą czuprynę i na imię Jaś. Chłopiec, o którego los niepokoiła się dwa miesiące temu cała Polska.

Urodzony jako siódme dziecko 33-letniej Agnieszki i jej o ćwierć wieku starszego partnera. Od urodzenia przeznaczony decyzją sądu do umieszczenia w placówce opiekuńczo--wychowawczej. Od 60 dni jego całym światem jest Dom Dziecka nr 1 w Poznaniu. Od dwóch miesięcy nie odwiedzili go tam ani matka, ani ojciec.

- Była tylko jedna próba kontaktu - mówi Krystyna Gniatkowska, zastępca dyrektora Domu Dziecka nr 1. - Zadzwonił kiedyś dr Sioda i zapytał, czy chcemy rozmawiać z mamą chłopca.
Szefowa placówki - Elżbieta Chełkowska - chciała. Jedyne co usłyszała, to były wyzwiska i żądania oddania dziecka.

- Byłam świadkiem tej rozmowy - mówi K. Gniatkowska. - Ojciec chłopca zwracał się do dyrektor Chełkowskiej per "kobieto" i krzyczał, że zabraliśmy im dziecko.

"Głos Wielkopolski" sprawę śledził od początku. Media zaalarmował ordynator oddziału noworodkowego szpitala wojewódzkiego dr Tomasz Sioda. Uważał, że miejsce dziecka jest przy matce, a odbieranie noworodka kobiecie karmiącej zakrawa na zbrodnię.

Matka apelowała o zostawienie jej rodziny w spokoju i pozwolenie na opiekowanie się dzieckiem. I kobieta, i jej lekarz uważali, że to ona najlepiej tę opiekę będzie sprawować. Ze szpitala - wbrew postanowieniu sądu - Agnieszka z dzieckiem wyszła na własne życzenie. Wrócili z partnerem do domu na poznańskich Podolanach, po czterech dniach maluch został im jednak ostatecznie odebrany i trafił do placówki opiekuńczej.

- Był zaniedbany, brudny i miał odparzenia - opowiada Natalia Tokarska, pielęgniarka z DD nr 1. - Rutynowe badanie wykazało również infekcję dróg moczowych.

Ponieważ rodzice dziecka nie zarejestrowali ani nie nadali mu imienia, zrobili to za nich urzędnicy.
- Ma nadane imię Jaś, ma PESEL i... nieuregulowaną sytuację prawną - mówi Cezary Tomczak, pracownik socjalny z domu dziecka. - Na razie nie mamy żadnego sygnału, że z formalnego punktu widzenia jego sytuacja się zmieniła.

Dopóki bowiem nie zakończy się postępowanie o odebranie praw rodzicielskich jego matce (ojciec go bowiem nie uznał), dziecko musi zostać w placówce.

- Sąd zbierze się w tej sprawie 17 maja - mówi Joanna Ciesielska-Borowiec, rzeczniczka prasowa Sądu Okręgowego w Poznaniu. - Będą wówczas przesłuchiwani świadkowie.

Czy zapadnie również wyrok - nie wiadomo.
Równocześnie prokuratura zbiera dokumentację między innymi w sprawie karnej przeciw matce o
zagrożenie zdrowia i życia dziecka.

Sytuacją rodziców zainteresowani są nie tylko sąd i prokuratura. Starają się ją również monitorować pracownicy Miejskiego Ośrodka Pomocy Rodzinie w Poznaniu.

- Niewiele jednak możemy zrobić, ponad to, co robimy - tłumaczy Lidia Leońska, rzeczniczka MOPR. - Żyją, tak jak żyli i nie życzą sobie pomocy. Są dorośli i nikt ich do przyjęcia pomocy zmusić nie może. Pracownik regularnie stara się ich na Podolanach odwiedzić i regularnie z tego nic nie wynika. Wychodzą rano z domu, wracają wieczorem, prowadzą wędrowny tryb życia.

Rzeczywiście - zastanie Agnieszki i Marka na Podolanach graniczy z cudem. Ich dom ukrywa się za coraz bardziej rozrośniętymi konarami drzew, przed furtką niezmiennie migocze znicz zapalony ku pamięci dwojga zmarłych dzieci, w ogrodzie spod starych liści przebijają się krokusy. Po rodzicach Jasia zaś ani śladu.

- Wyszli jak zwykle, ze skrzyneczką pod pachą i gdzieś poszli - sąsiad niechętnie odrywa się od przycinania drzewek. - Albo siedzą w domu, albo z taczką jeżdżą, albo do wuja po pieniądze i to jest ich cała robota.

Agnieszka i jej partner Marek w ciągu 11 lat doczekali się siedmiorga dzieci

Dwie najstarsze dziewczynki mają już nowy dom - zostały adoptowane
Urodzona w 2005 roku Edith zmarła w szpitalu dwa miesiące po urodzeniu
Urodzony przedwcześnie kolejny syn pary z Podolan - Herman - żył ledwie kilka godzin, zmarł po porodzie
Kolejny chłopiec trafił do domu dziecka prosto z listopadowego spaceru z rodzicami - wyleczony w szpitalu z zapalenia płuc, jakiego się przy okazji nabawił, też trafił już do adopcji
Najdłużej - prócz dwóch najstarszych sióstr - z rodzicami mieszkał Norbert. Po 14 miesiącach ukrywania go przed światem został odebrany siłą rodzicom i umieszczony u babci (matki Agnieszki), która jest dla niego rodziną zastępczą
W grudniu ubiegłego roku urodził się Jaś - już dzień po porodzie poznański sąd wydał postanowienie o umieszczeniu go placówce wychowawczo-opiekuńczej. Trafił tam ostatecznie miesiąc później - odebrano go rodzicom, którzy przyszli na policję zgłosić kradzież.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gloswielkopolski.pl Głos Wielkopolski