- Pracę dostałem przez WUP. Wyjazd miał być na rok, a miesięczne wynagrodzenie w ofercie wynosiło ponad 2 tysiące euro. Nie trzeba była znać języka niemieckiego, a zakwaterowanie na miejscu miał zapewniać odpłatnie pracodawca. Byłem bardzo zdziwiony, kiedy za pracę dostałem 27 euro - relacjonuje Robert Olszak.
Jak dalej opisuje, kłopoty zaczęły się już po samym przyjeździe. Pracownik z małą znajomością języka musiał szukać zakwaterowania na własną rękę, co nie było łatwe, a w wielu miejscach doba kosztowała kilkadziesiąt euro za dzień. Dodatkowo Robert Olszak ze spotkania z pracodawcą, które od-bywało się jeszcze w Polsce, wywnioskował, że na miejscu grupa będzie miała opiekuna.
- Pracodawca, ze względu na brak wskazania w ofercie wymogu znajomości języka obcego poinformował, że na miejscu jeden z brygadzistów jest Polakiem i będzie możliwość ewentualnego zwrócenia się do niego w przypadku pojawienia się jakiegokolwiek problemu - wyjaśnia Michał Stuligrosz, wicedyrektor Wojewódzkiego Urzędu Pracy w Poznaniu, który dodaje, że kilku pracowników już na miejscu chciało, aby grupie zapewniono polskojęzycznego rezydenta.
Według przekazanych nam informacji, niemiecka firma od początku zgłaszała kłopoty dotyczące kilku polskich pracowników. Część z nich miała dokonać zniszczeń w miejscu, gdzie udało im się znaleźć nocleg.
- Zawsze w grupie mogą się zdarzyć osoby, które narobią kłopotów. Mi niesłusznie przypisano straty za zniszczenie pokoju - odpiera zarzuty Robert Olszak.
Niemiecka firma przekazała informację do WUP, że za straty spowodowane przez pracowników musiała zapłacić 4 tys. euro. Część z tej kwoty została potrącona właśnie z wynagrodzenia Roberta Olszaka, który od roku stara się odzyskać pieniądze.
- To jest chora sytuacja. Mówili, że dostałem takie wynagrodzenie, na jakie sobie zasłużyłem - dobitnie mówi Robert Olszak.
Kiedy zadzwoniliśmy do niemieckiej firmy okazało się, że przechodzi ona reorganizację i nie ma nikogo odpowiedzialnego za zdarzenia z zeszłego roku. W firmie właśnie wymieniana jest dyrekcja. Osoba, która zajmowała się sprawami pracowników, też już nie pracuje.
Teraz jedynym rozwiązaniem sytuacji jest sprawa sądowa. Kłopot w tym, że musiałaby się ona odbyć przed niemieckim sądem pracy, bo według tego prawa została podpisana umowa. Jednak koszt takiej interwencji i opłacenie adwokata będą większe niż sporne wynagrodzenie.
Robert Olszak ma żal do WUP. Liczył bowiem na pomoc w odzyskaniu pieniędzy.
- Pomimo tego, że urząd nie jest stroną umowy i nie ma instrumentów prawnych do interwencji w przypadku konfliktu pracodawca-pracownik, to w każdym przypadku podejmowane są wszelkie możliwe kroki, aby wyjaśnić konfliktowe sytuacje. I tak było w tym przypadku - odpiera zarzuty Michał Stuligrosz i wylicza m.in. pisma, jakie WUP wysyłał do niemieckiej firmy.
A problemem jest nie tylko wypłata, ale i świadectwo pracy. Mimo upływu niespełna roku nie trafiło ono do Roberta Olszaka. W korespondencji z WUP strona niemiecka tłumaczy, że nadal jest on winien firmie pieniądze za rzekome nierozliczo-ne noclegi.
WUP wysyła osoby do zagranicznej pracy w ramach Europejskich Służb Zatrudnienia. Oferty są przyjmowane i sprawdzane przez pracowników służb zatrudnienia w państwie, z którego pochodzi propozycja.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?