Na 26 zespołów ratowniczych działających w poznańskim pogotowiu ratunkowym w poniedziałek działało zaledwie 13.
- Część ratowników jest na zwolnieniach lekarskich, a część, nie zatrudniona na umowy cywilno-prawne nie podejmuje w tym okresie dyżurów i to właśnie prowadzi do tak dużych braków
- mówi Robert Judek, rzecznik pogotowia.
Wraz z nieobecnościami w pogotowiu poznańskim, w poniedziałek na terenie całej Wielkopolski nie działało 15 zespołów ratowniczych.
Taka sytuacja w pogotowiu utrzymuje się już od piątku, 1 października. Tego dnia w Poznaniu i powiecie poznańskim wyjeżdżało jedynie 11 karetek, z kolei w sobotę, 2 października, tylko 10.
Z tego powodu jeszcze w piątek wojewoda wielkopolski do pracy w pogotowiu skierował strażaków z uprawnieniami ratownika medycznego.
- Do zdarzeń, które mogą obsłużyć strażacy, to właśnie oni są dysponowani. Żeby nie generować wykorzystywania dużych bojowych wozów strażacki do pacjenta, który np. złamał nogę na ulicy, to strażacy przemieszczają się karetkami, które są dużo mniejsze i zwinniejsze. W tych ambulansach strażacy udzielają też pełnych świadczeń, w ten sposób wspierając nasz system PRM
- mówi Robert Judek.
Problemy kadrowe w dużej mierze spowodowane są trwającym protestem ratowników medycznych. W mediach społecznościowych od dłuższego czasu informowano, że w dniach 1-10 października "karetki będą bez ratowników".
- To jest ogólnopolska akcja, która była zapowiadana. Na pewne rzeczy wpływu nie mamy. Oceniając sytuację, myślę, że zobowiązania ministerstwa, dot. wzrostu wynagrodzeń, pojawiły się po prostu zbyt późno. A co więcej, wciąż nie ma ich efektu. Mówi się, że ratownicy podwyżki otrzymali, a fizycznie dysponenci i dyrektorzy nie mają jeszcze żadnych wytycznych dot. źródła finansowania, czy od jakich kwot mają być naliczone te procenty
- tłumaczy rzecznik pogotowia.
I dodaje: - To właśnie buduje te napięcia, bo co z tego, że został odtrąbiony jakiś sukces negocjacyjny, skoro fizycznie przeciętny ratownik nie widzi efektów tego sukcesu. Stąd też, powiedzmy otwarcie, mamy sytuację bardzo kryzysową w pogotowiu.
Podobnie na ten temat wypowiadają się sami ratownicy.
– Absolutnie nic się nie zmieniło. Podpisano papier, który tak naprawdę nie ma żadnej mocy prawnej i żadne pieniądze nie zostały przekazane dysponentom, żeby można było je przekazać ratownikom
– mówi nam anonimowo jeden z poznańskich ratowników.
Jak tłumaczy, obecnie trudno jest określić na jakiej linii toczy się konflikt dotyczący wynagrodzeń ratowników.
– Ministerstwo mówi, że pieniądze zostały przekazane wojewodom. Wojewodowie z kolei tłumaczą, że przekazali je dysponentom, od których my mieliśmy je otrzymać. Jednak dysponenci twierdzą, że tych pieniędzy nie mają. Nie wiemy już, gdzie te pieniądze „stoją”, albo kto ich nie przekazuje dalej, ale my ich nie mamy. – tłumaczy.
Ratownik zwraca uwagę, że problemy z brakiem personelu w pogotowiach mogą się jeszcze pogłębić, jeśli w sytuacji ratowników nic się nie zmieni.
– Już w tej chwili w Poznaniu jeździ kilka karetek bez ratowników, a zamiast nich są strażacy, którzy mogą udzielać pierwszej pomocy tylko na poziomie KPP (kwalifikowana pierwsza pomoc - przyp. red.). A to jest dopiero pierwszy nasz ruch
– podkreśla ratownik.
I dodaje: – Jeżeli nic się nie będzie zmieniać, to protest będzie zaostrzany, dołączy się do niego więcej osób. Na ten moment protesty zaplanowane są na 10 dni, ale nie wykluczone, że mogą się one przedłużyć. Jeżeli to będzie 20 dni, to prędzej czy później strażacy trafią na wyjazdy do przypadków, z którymi sobie nie poradzą. A finalnie, mówiąc brutalnie, ludzie zaczną umierać.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?