Jak to jest, że dużo łatwiej się przyznać do kontuzji fizycznej, a tak trudno do problemów mentalnych? Nawet przed samym sobą. Nie dotyczy to tylko sportu. Jeśli boli mnie gardło, mam gorączkę, nie idę na trening. Podejmuję taką decyzję, ponieważ nie chcę pogorszyć swojego stanu zdrowia oraz wiem, że jakość wykonanej pracy byłaby bardzo wątpliwa. Natomiast jeśli budzę się rano po marnie przespanej nocy lub po prostu zbyt zmęczona, żeby pracować na wysokich obrotach, to co robię? Udaję, że wszystko jest w porządku, wlewam w siebie solidną dawkę kofeiny i idę na trening.
Argumenty za tym, żeby nie iść byłyby dokładnie takie same jak w przypadku bólu gardła. Jak pójdę na trening na dużym zmęczeniu to na pewno nie odpocznę, pogorszę swój stan, a i tak jakość mojej pracy nie będzie zadowalająca. Jednak to, co jest kluczowe, w moim mniemaniu – nie okażę słabości. Sama sobie zaszkodzę, ale nikomu tego nie pokażę. W momencie, w którym to piszę, sama widzę jak bezsensowne jest to rozumowanie. Jedyna różnica w tych dwóch przypadkach jest taka, że jeśli będę chora i pójdę na ciężki trening, następnego dnia będę jeszcze bardziej chora i na pewno nigdzie już z łóżka się nie ruszę. Natomiast jeśli będę pracować na dużym zmęczeniu i zaciągnę niewidzialny dług w swoim organizmie, reakcja obronna mojego ciała nie będzie natychmiastowa i taka wyraźna. Ciało i umysł potrafi bardzo dużo i długo wytrzymać pracując „na rezerwie”.
Wielkość tej rezerwy, którą posiada każdy, jest bardzo indywidualna. O tych, którzy potrafią najdłużej pracować jakościowo pomimo dużego zmęczenia mówi się, że są najwytrwalsi i najtwardsi oraz niestety stawia się ich za przykład! W ten sposób kultywujemy przekonanie, że osiągnięcia i to, co widać na zewnątrz jest ważniejsze od naszego zdrowia psychicznego. Świętujemy sukces i momentalnie zapominamy, ile kosztował, a życie toczy się dalej i regeneracja nie następuje w ciągu kilku dni.
Od nagromadzonego zmęczenia do choroby psychicznej droga nie jest wcale tak daleka, jak mogłoby się wydawać. Wraz ze spadkiem energii pojawia się gorsze samopoczucie, gorszy humor, brak sił i chęci do realizowania swoich pasji. Wyniki sportowe się pogarszają. Presja zaczyna rosnąć, trzeba przecież jeszcze więcej pracować, skoro nie idzie. Mogą pojawić się kontuzje lub bóle psychosomatyczne, których podłoże ciężko znaleźć w treningu. Trzeba się szybko wyleczyć, iść na bolesną rehabilitację, mamy kolejny bodziec stresujący – ból. Nie wiadomo nawet, w którym momencie to wszystko zaczyna nas przerastać. Jaka jest radość z życia? Jaki jest sens tego, co robię? To już depresja, czy jeszcze nie?
Nie jestem specjalistką od zdrowia psychicznego, ale mam niestety doświadczenie i przeszłam niejednokrotnie drogę, o której tutaj piszę. Być może wcześniej zabrakło mi odwagi, żeby się tym podzielić. Chciałabym, żeby dotarło to do jak największej ilości zawodników i osób związanych ze sportem. Świat coraz szybciej biegnie do przodu, ale my jako ludzie zaczęliśmy tracić świadomość własnego ciała i też podstawowych potrzeb psychicznych, do których należy odpoczynek, radość z małych rzeczy i poczucie, że to co robimy ma sens.
Miliard Cristiano Ronaldo
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?