Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Rodzina dzików buszuje po osiedlach

Katarzyna Fertsch, Maciej Roik
Locha z małymi przyszła na osiedle Kosmonautów. Nie jest to ich pierwsza wizyta na Winogradach
Locha z małymi przyszła na osiedle Kosmonautów. Nie jest to ich pierwsza wizyta na Winogradach fot. czytelnik głosu
Nietypowi goście odwiedzili we wtorkowe przedpołudnie poznańskie osiedle Kosmonautów. Locha z małymi przyszła prawdopodobnie z Puszczy Zielonki. Jak się okazuje, to nie pierwsza ich wizyta na Winogradach. Myśliwi radzą, żeby nie zbliżać się do zwierząt.

Locha dotarła na osiedle z młodymi w poszukiwaniu jedzenia.
- Już wcześniej widzieliśmy dziki na ekranach monitoringu. Wtedy przyszły w środku nocy. Innym razem biegały po boisku w ciągu dnia. Nie boją się już ludzi - twierdzi Grzegorz Kaźmierczak, zastępca prezesa Poznańskiej Spółdzielni Mieszkaniowej Winogrady.

Gdy dowiedział się o wizycie rodziny dzików, kazał wezwać na osiedle myśliwych: by uśpili lochę, złapali młode i całe stadko wywieźli do puszczy lub do najbliższego lasu.

Widok lochy z małymi niektórych mieszkańców przeraża: biorą wtedy dzieci na ręce, krzyczą i uciekają. Inni z zainteresowaniem przyglądają się zwierzętom. Tym bardziej że odwiedzają one nie tylko śmietniki, ale też zahaczają na przykład o place zabaw.

- W takiej sytuacji jedyne, co możemy zrobić, to spokojnie się wycofać - podpowiada myśliwy Ryszard Mitkowski. - Trzeba zachować szczególną ostrożność w sytuacji, gdy locha prowadzi młode. Bo jak one zaczynają kwiczeć, to jest to znak dla matki, że są zagrożone. A wtedy staje się ona groźna nawet dla przypadkowego przechodnia.

Ostrożność radzi także Przemysław Piwecki z poznańskiej straży miejskiej. Jego zdaniem, locha bojąca się o swoje młode może być niebezpieczna i agresywna.

- Pod żadnym pozorem nie wolno się do nich zbliżać. To nie są maskotki - ostrzega Przemysław Piwecki.

I radzi, żeby każdy, kto zobaczy dzikie zwierzę w mieście - wezwał na miejsce strażników miejskich. Ci osobiście nie zareagują, sprawdzą jednak sygnał i wezwą na miejsce odpowiednie służby: weterynarza czy myśliwych. Zadzwonić można także do spółdzielni mieszkaniowej. Niestety, zaistniałej sytuacji winni są sami mieszkańcy, którzy zimą dokarmiali dziki. Nie ma się co dziwić, że zwierzęta przyzwyczaiły się do luksusu i teraz wracają, zamiast szukać pożywienia w lesie.

Problem dzikiej zwierzyny w mieście, to nie tylko kłopot dla mieszkańców osiedli, ale również kwestia bezpieczeństwa na drodze. Bo biegające po ulicach dziki lub sarny, często są przyczyną wypadków.
- Takiej liczby dzikiej zwierzyny na drogach nie było już od dawna - podkreśla Józef Klimczewski, naczelnik poznańskiej drogówki. - A to jest bardzo poważne zagrożenie i kierowcy powinni zachować szczególną ostrożność.

W ostatnim czasie, właśnie z powodu spacerujących dzików, doszło do groźnych wypadków na ulicy Koszalińskiej. Nie ma prawie dnia, żeby nie dochodziło do kolizji auta z dzikim zwierzęciem. W lutym doszło nawet do wypadku z udziałem autobusu miejskiego. Sarna wbiegła wtedy pod autobus linii nr 67, przejeżdżający ulicą Szelągowską (na wysokości Cytadeli). Pasażerom nic się nie stało, sarna została jednak poważnie ranna. Natomiast autobus MPK musiał zjechać do zajezdni - zwierzę, uderzając w pojazd, zbiło prawą część przedniej szyby.

- Jeśli ta tendencja będzie się utrzymywać, planujemy złożenie wniosku o ustawienie w najniebezpieczniejszych miejscach specjalnego oznakowania - dodaje Józef Klimczewski.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gloswielkopolski.pl Głos Wielkopolski