Zapewne połączyła ich pasja do roweru. Troje z nich uprawia triathlon, czworo biega maratony, pracują w różnych zawodach na czterech kontynentach. Jednak niemal trzy tygodnie lipca i sierpnia postanowili w całości poświęcić pokonaniu 1600 kilometrów po drogach i bezdrożach Tybetu, wysoko w Himalajach oraz w Nepalu.
Plan, bardzo precyzyjnie rozpisany na dni oraz dystanse, w połowie trwania wyprawy udało się zrealizować w 100%. Grupa co prawda ma swoich czterech liderów, ale nie przeszkadza to w realizacji planu – powiedział w telefonicznej rozmowie Ireneusz Szpot. Zdarzyły się trzy awarie ogumienia, ale bez problemu usunęliśmy je przy pomocy naszego serwisanta Kumara.
Temperatura rzeczywiście jest zmienna. Mamy za sobą i upały powyżej 30 stopni Celsjusza i spadki do 5-7 stopni. Nie omijały nas deszcze w efekcie przez dwa dni musieliśmy się przebierać na trasie nawet pięciokrotnie. Zaskoczeni jesteśmy bardzo dobrą jakością wielu kilometrów asfaltowych dróg. To powoduje, że często tempo z jaki się poruszamy oscyluje w pobliżu 25 – 30 km/h. A przecież jedziemy nie rowerami szosowymi , a typowymi „góralami”. Atmosfera w grupie jest bardzo sympatyczna. Zdajemy sobie doskonale sprawę z tego, że jesteśmy już wysoko w górach i dolegliwości choroby wysokościowej kilkorgu z nas dały się już we znaki. Na szczęście objawy szybko ustąpiły. Widoki ? Powalające z nóg, bo już zdarzyło nam się wjechać na wysokość ponad 5 000 m npm ( przełęcz Karol La ) i miałem wrażenie, że ośnieżone szczyty Himalajów są tuż, tuż. Jak zawsze z roweru widzi się zdecydowanie więcej niż zza kierownicy samochodu czy zza szyb samolotu. Częste spotkania z bardzo życzliwie nastawionymi do nas mieszkańcami mijanych miejscowości, wspólne fotografie, krótkie , ale sympatyczne spotkanie z dwoma Chińczykami, którzy podobnie jak my wybrali się na rowerach w Himalaje, to choć tylko epizody, ale nadające wyprawie kolorytu. Nawet częste posterunki policyjne - wszak to nadal niespokojny Tybet – nie robią na nas wrażenia. Rozkład dnia ? Wstajemy regularnie o 7 rano, toaleta, śniadanie i o 9-tej jesteśmy już na rowerach. Po przyjeździe na metę każdego etapu posiłek, przegląd sprzętu, toaleta i …spać. Naprawdę czujemy w nogach przejechane kilometry
Za nami półmetek wyprawy, ale prawdziwe wyzwania tak naprawdę dopiero przed nami. W czwartek 31 lipca po raz pierwszy powinniśmy zobaczyć – przy dobrej pogodzie - może nawet szczyt znanego Newallowi i mnie z innej perspektywy Mount Everest. Jesteśmy wszyscy dobrej myśli i przygotowani do ekstremalnego i dla nas i dla rowerów wysiłku – zakończył Ireneusz Szpot.
Kolejna relacja już wkrótce.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?