W Kaliszu przez wiele czasu przygotowywano się na to ogromne piłkarskie święto. Prezes KKS 1925, Robert Trzęsała przyznał przed środowym meczem, że starcie w 1/4 finału Pucharu Polski jest jednym z najważniejszych spotkań nie tylko w tym sezonie, ale także w dziejach klubu. Kaliszanie walczyli bowiem o historyczny awans do półfinału rozgrywek. Na ekipę trenera Bartosza Tarachulskiego czekał Śląsk Wrocław, który był uskrzydlony ubiegłoweekendowym zwycięstwem z Lechem Poznań (2:1).
Tradycyjnie, jak to jest w konfrontacjach drugoligowców z ekstraklasowiczami, faworytami są ci drudzy. Jednak KKS w tym sezonie już dwa razy udowodnił swoją wyższość nad zespołami z najwyżej klasy rozgrywkowej. Najpierw odprawiając z kwitkiem Widzew Łódź, a następnie Górnik Zabrze. Tym bardziej że na ten mecz uprawnionych było aż 7 tysięcy kibiców, którzy dopingiem mieli zmotywować swoich ulubieńców do sprawienia kolejnej niespodzianki.
Drugoligowiec czy ekstraklasowiec, czyli kto jest kto?
Kaliszanie tak jak w poprzednich pucharowych spotkaniach z zespołami z ekstraklasy rozpoczęli pojedynek z wrocławianami bardzo odważnie. Ekipa trenera Tarachulskiego grała bez żadnych skrupułów, szukając swoich szans na zdobycie bramki. W ekwilibrystyczny sposób już na początku spotkania sytuację wykreować próbował Michał Borecki. Przepuścił on futbolówkę między nogami, oszukując jednego z defensorów, lecz została mu ona wybita spod nóg w ostatniej chwili.
W 20. minucie stadion przy ul. Łódzkiej eksplodował po raz pierwszy, a bramkę na 1:0 zdobył Kasjan Lipkowski. Kibice nie zdążyli dobrze nacieszyć się trafieniem 19-latka, a po niecałych 60 sekundach na tablicy wyników było już 2:0 dla gospodarzy. Autorem trafienia został jeden z najlepszy graczy na boisku, Michał Borecki, który delikatnym, plasowanym strzałem nie dał szans golkiperowi gości.
Gospodarze grali mądrze i dużo bardziej dojrzale. Nie było absolutnie widać różnicy, która z tych drużyn gra na co dzień w PKO BP Ekstraklasie, a która próbuję wejść do Fortuna 1. ligi. Śląsk był bezradny, a ich próby strzałów w żaden sposób nie zagrażały Maciejowi Krakowiakowi. Trzeci cios Wojskowym wyprowadził Mateusz Gawlik, który fantastycznym, miękkim uderzeniem, pokonał Szromnika i do przerwy byliśmy świadkami prawdziwej sensacji.
KKS Kalisz utrzymał wynik i sprawił sensację!
Po zmianie stron wszyscy mieli nadzieję, że to Śląsk rzuci się do odrabiania strat. Nic jednak takiego nie miało miejsca. To Kaliszanie byli bliżsi strzelenia czwartego gola. Piłkarze trenera Ivana Djurdjevicia ocknęli się dopiero po godzinie i częściej witali pod polem karnym Dumy Kalisza. Lecz strzały Johna Yeboaha, czy Denisa Jastrzembskiego nie stanowiły większego zagrożenia.
Od 68. minuty Kaliszanie musieli grać w osłabieniu, po tym, jak drugą żółtą kartkę zobaczył autor trzeciego trafienia, Mateusz Gawlik. Gospodarze nie mogli już tak ochoczo atakować, tylko musieli myśleć o tym, aby ich trud nie posypał się jak domek z kart.
Śląsk jednak był całkowicie rozbity, a porażka w ćwierćfinale z drugoligowcem aż 0:3 można uznać za jedną z największych wpadek w ich historii gry w krajowym pucharze. W Kaliszu natomiast ogromne święto i oczekiwanie na rywala. Z kim zmierzy się KKS? W półfinale czeka już Górnik Łęczna oraz Legia Warszawa. Czwartą drużynę poznamy po wieczornym starciu Motoru Lublin z Rakowem Częstochowa.
CBŚP na Pomorzu zlikwidowało ogromną fabrykę „kryształu”
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?