Śpiący rycerze - tak najkrócej można podsumować postawę Lecha Poznań w pierwszej odsłonie. Pierwszy strzał lechitów, który był godny odnotowania, zobaczyliśmy dopiero w doliczonym czasie gry. Gliwa poradził sobie z uderzeniem Jakuba Modera.
Do tego momentu Kolejorz grał pasywnie, anemicznie, tak jakby zupełnie nie zależało mu na dobrym wyniku. - Nie radzimy sobie zupełnie z pressingiem Stali - przyznał w przerwie przed kamerami Canal+ Jakub Moder. On i jego koledzy ze środka pola - Dani Ramirez oraz Pedro Tiba - byli tylko tłem dla bardzo ambitnych i walecznych gospodarzy.
Stal zaskoczyła poznaniaków przede wszystkim agresywną grą w środku pola. Gospodarze bez respektu atakowali Lecha, wysoko już na jego połowie i skutecznie utrudniali mu rozegranie piłki. A, że podopieczni Dariusza Żurawia poruszali się po boisku w tempie spacerowym, Stal szybko przechwytywała futbolówkę i przeprowadzała groźne akcje.
Lech wyraźnie zlekceważył bardzo mocne uderzenie z 16. metrów Roberta Dadkowa. Z trudem obronił je Filip Bednarek. Gospodarze wywalczyli kilka rzutów rożnych, po których zakotłowało się na przedpolu poznaniaków. Widać było, że nasi obrońcy nie są tego dnia najlepiej dysponowani. Proste błędy popełniał Crnomarković, niepewny był Satka. Taka postawa musiała się źle skończyć i rzeczywiście w 27 minucie Stal objęła prowadzenie.
Do odbitej piłki w polu karnym najwyżej wyskoczył Andreja Prokić i strzałem głową z 7 metrów w prawy dolny róg wpisał się na listę strzelców. Nasi obrońcy tylko przyglądali się, jak Serb pakuje piłkę do siatki...
Zadziwiające jest to, że lechici nawet nie potrafili zareagować na taki rozwój sytuacji. Tak jakby przyjechali do Mielca z przekonaniem, że mecz sam się wygra.
Po zmianie stron goście trochę się ożywili. Pierwszą okazję mieli jednak mielczanie. Po główce Łukasza Zjawińskiego słupek uratował Lecha przed utratą drugiego gola.
W 55 min. Kolejorz wreszcie miał klarowną okazję strzelecką Pedro Tiba szczęśliwie przedarł się prawą stroną i uderzył minimalnie niecelnie. Potem nawet piłka wpadła do bramki Stali. Flis tak wybijał piłkę, że trafił w Mikaela Ishaka. Gol nie został jednak uznany, bo sędziowie VAR uznali, że Szwed pomógł sobie ręką, choć telewizyjne powtórki pokazały, że trafienie zostało uzyskane udem.
Czas zaczął uciekać Lechowi coraz szybciej, ale jakości w jego akcjach było jak na lekarstwo. Tymczasem wykazać musiał się też Bednarek, który obronił niebezpieczny strzał gospodarzy.
Kiedy widmo porażki bardzo mocno zajrzało już w oczy poznaniakom, sprawy wziął w swoje ręce Pedro Tiba. Portugalczyk przedarł się środkiem boiska i mocnym strzałem z prawej nogi doprowadził do wyrównania.
Dopiero w tym momencie Kolejorz poczuł, że można z Mielca wywieźć coś więcej niż punkt. Po podaniu Marchwińskiego w doskonałej sytuacji znalazł się Ishak, ale strzelił w poprzeczkę. W piątej minucie doliczonego czasu gry w słupek główkował Sobol.
Druga połowa w wykonaniu Lecha była zdecydowanie lepsza, co nie zmienia faktu, że wyszarpany punkt na boisku beniaminka, którego potrafiła w dziesiątkę ograć Warta, nie jest dla podopiecznych Żurawia powodem do dumy.
Sprawdź też:
"Szpila" i "Tiger" znowu spełniają marzenia
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?