Obraz nędzy i rozpaczy to, o dziwo!, wcale nie płyta Starego Rynku i nie deptak na Wrocławskiej. Dantejskie sceny dzieją się na ulicy Szkolej i - przede wszystkim - na Jaskółczej. Na Jaskółczej można zwyczajnie oberwać. Pomiędzy trzema lokalami - Czarną Owcą, FBI i od lat działającym w tym miejscu 24-godzinnym kebabem Roti, kotłują się grupki pijanej młodzieży. W powietrzu latają butelki, pod nogami szkło, na chodniku i samej ulicy leżą ci, którzy już zdążyli się za bardzo zmęczyć. A wszystko to ledwie kilkanaście minut po północy. Co będzie nad ranem?
PRZECZYTAJ KOMENTARZ TOMASZA NYCZKI:
RYNEK NOCĄ TO WCIĄŻ KPINA
Trzeba przyznać, że to właśnie na Jaskółczej policyjna furgonetka z włączonym kogutem pojawia się najczęściej. W ciągu 1,5 godziny w piątkową andrzejkową noc - co najmniej kilkakrotnie. Wtedy kończą się przepychanki, wylegujący się na chodniku imprezowicze nagle znikają. Gdy policyjny radiowóz przejeżdża, słychać jednak okrzyki, wśród których dominuje zachęta, by "je... psy". W ten sposób rozochoceni alkoholem młodzi poznaniacy wyrażają swoją dezaprobatę dla policji, która wybitnie im przeszkadza.
- Tu jest tak zawsze. Przynajmniej zawsze w weekendy. Bliscy utraty przytomności ludzie, którzy wiszą na parapecie Roti, inni leżący na chodniku i niewyobrażalny bajzel - mówią Patrycja i Maciek, których spotykamy pod Roti.
Kobieta z obsługi lokalu próbuje zapanować nad tym, co się tam dzieje. Wszystkie śmieci, które leżały na podłodze lokalu, zostają wymiecione na chodnik. Wprost pod nogi pałaszujących kebaby. Gdzie te patrole straży miejskiej, które miały być remedium na taką sytuację?
Straży rzeczywiście nie widać. Wspomnianych wcześniej patroli policji jest jakby więcej. Również tych pieszych - na płycie rynku i na uliczkach wokół niej. Problem w tym, że gdy na Jaskółczej fruwają butelki, a pijani ludzie przepychają się i padają na ziemię, policjanci stoją w bezpiecznej odległości - schowani w bramie na ulicy Szkolnej. Tak, tu rzeczywiście jest trochę spokojniej.
No właśnie. Stoją. Bo - powiedzmy sobie szczerze - ci, którzy mają ochotę napić się piwa z wyniesionej z pubu szklanki, kupionej w sklepie butelki, czy od razu przejść do czegoś mocniejszego, nie będą mieli żadnego problemu. Ludzi z alkoholem w ręku pełno - na samym Starym Rynku, na Jaskółczej, na Szkolnej, na Wrocławskiej, na Paderewskiego. Nikt ich nie niepokoi.
A cztery poznańskie fontanny w czterech rogach rynku - tak, jak miesiąc temu - służą jako koczowisko dla tych, którzy mają ochotę usiąść tam i się napić. Nie trzeba wspominać, że to, co zostanie po tej konsumpcji, stoi na fontannach do następnego ranka. Patrole policji są? Są. I co z tego?
Co z tego, że policjanci przechadzają się po rynku, gdy pijani najpierw się szarpią, a potem przewracają kontenery na śmieci, które stoją między Miejską Wagą, a Klubokawiarnią Meskalina?
KOMENTARZ TOMASZA NYCZKI:
Tak więc, Panie Prezydencie i Panie Komendancie - trzymając się szkolnej nomenklatury: dopuszczający. Bo nie będzie zgody na to, żeby weekendowy Poznań kojarzył się z zasikanymi bramami, zasypanymi śmieciami ulicami i latającymi w powietrzu butelkami. Wizytówką nocnego Poznania nie będą też panie w różowych pończochach, zachęcające do odwiedzenia jednego z kilku klubów go-go. I nie ma znaczenia, czy Lech przegrywa 0:3 ze Śląskiem i czy akurat są Andrzejki - rynek nocą to wciąż kpina.
POWRÓT DO STRONY GŁÓWNEJ: GLOSWIELKOPOLSKI.PL
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?