Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Tragedia w Czaczu: Ksiądz, który prowadził auto, był pijany

Anna Szklarska
Cysterna, skoda, barierka... Pułapka, z której nie sposób się wydostać. W głowie kłębi się sto pytań. Tych standardowych "dlaczego" i tych bardziej przyziemnych. Może gdyby ktoś w porę zareagował na alkoholowy problem księdza, Dawid dzisiaj by żył. Dla Dawida już nie istnieje, bo w czwartek jego ciało spoczęło na cmentarzu w rodzinnym Czaczu (pow. kościański).

Księża mówią o współczuciu i przebaczeniu, ale ludzie są wściekli. Nie tak powinno przecież być. Dawid powinien wrócić ze służbowego wyjazdu. Dać całusa mamie, spotkać się z kolegami, pójść na spacer z dziewczyną.

- To był bardzo dobry chłopak, sympatyczny, życzliwy, uczynny. Wiedział, czego chce od życia, szkoda, że tak szybko mu się ono skończyło - wspomina Lech Żak, sołtys Czacza. - Dobrze go znałem, jego rodzinę zresztą też. Był bardzo lubiany, chyba przez wszystkich.

- Nigdy nikomu nie odmawiał pomocy i nigdy niczego nie chciał w zamian - podkreśla jedna z sąsiadek.

14 lipca Dawid skończyłby 23 lata. Był mechanikiem - jeździł po Polsce, naprawiając samochody ciężarowe.

- Cztery lata temu skończył klasę zawodową w naszej szkole - przypomina Arleta Adamczak-Puk, dyrektor Zespołu Szkół Ponadgimnazjalnych w Nietążkowie. - Nauczyciele wspominają go w samych superlatywach. Nie tylko był dobrym uczniem, ale po prostu grzecznym i sympatycznym człowiekiem. Uśmiech nie znikał mu z ust.

Czwartek, 13 czerwca. Dochodzi jedenasta. Dawid jest jeszcze daleko od domu. Jego peugeot mknie obwodnicą Chojnic. Nagle, tuż przed nim, wyłania się czarna skoda superb. Jedzie w przeciwnym kierunku, ale nie tym pasem, którym powinna. Za kierownicą siedzi ksiądz. Pijany ksiądz. Po jednej stronie metalowa barierka, po drugiej cysterna, którą przed chwilą wyprzedziła skoda. Dawid nie ma dokąd uciec. Dochodzi do czołowego zderzenia.

- Wina kierowcy skody jest ewidentna - zapewnia Mirosław Orłowski, prokurator rejonowy z Chojnic.

- Ustalamy jeszcze szczegóły zdarzenia, dlatego śledztwo nie zostało zamknięte. Już teraz można jednak stwierdzić, że przyczyną tragedii był nieprawidłowo wykonany przez kierowcę skody manewr wyprzedzania.

Prowadzący peugeota Dawid jechał prawidłowo. Co z tego - zginął na miejscu. Ksiądz też. Kilka dni później okazało się, że duchowny miał we krwi 2,02 promila alkoholu.

Ksiądz to Wiesław Madziąg, od szesnastu lat proboszcz parafii Matki Boskiej Fatimskiej w Chojnicach. Postać niepospolita. Do parafii przybył z zadaniem wybudowania nowego kościoła. I budował. Przy okazji też trafił na ludzkie języki, głównie z powodu słabości do alkoholu. Zaczęły się kłopoty.

- W 2006 roku kierowca skody został zatrzymany za spowodowanie kolizji pod wpływem alkoholu. Na kilka lat odebrano mu prawo jazdy - mówi Mirosław Orłowski.

Ksiądz miał wtedy w organizmie 2,9 promila alkoholu. Nikomu nic się wówczas nie stało, a proboszcz po pewnym czasie odzyskał prawo jazdy. Duchowny niedługo miał też stanąć przed sądem za wyzwiska pod adresem policjantów.

Pogrzeb księdza Madziąga celebrują 18 czerwca biskupi diecezji pelplińskiej. Duchowny chowany jest z honorami, ceremonie trwają dwa dni. Biskup pomocniczy Wiesław Śmigiel przytacza maksymę: O zmarłych dobrze albo wcale.

W Czaczu - także dwa dni później, kiedy odbywa się pogrzeb Dawida - nikt jednak tych słów nie słucha. Ludzie są zszokowani i wściekli.

- Wszyscy są poruszeni, mnóstwo osób poszło do kościoła na różaniec. O niczym innym się teraz nie mówi - przyznaje znajoma Dawida. - Mógłby to zrobić każdy, ale nie ksiądz.

- Wielu zastanawia się, dlaczego ten duchowny tak długo pozostawał bezkarny. To była osoba zaufania publicznego, taka, która powinna świecić przykładem. Przecież księża mówią wiernym, jak postępować i czym kierować się w życiu - dodaje Lech Żak.

W Czaczu nikt księdzu Madziągowi ani jego bliskim nie współczuje, tutaj ciągle powraca pytanie, dlaczego pozwolono, by mimo problemów z alkoholem proboszcz pozostawał na swoim stanowisku i przede wszystkim - prowadził samochód.

W kondukcie żałobnym przyjaciele Dawida niosą piłkarską koszulkę. Jest biała z czarnymi napisami. Zrobili ją specjalnie dla niego, na pożegnanie. Sport lubił zawsze.

- W szkole wyróżniał się w tej dziedzinie - przypomina sobie Arleta Adamczak-Puk. Wraz z kolegami z Czacza grał w amatorskiej drużynie piłkarskiej Picasso. Na mecze jeździli do Śmig-la i Kościana. Kolejny rozegrają bez niego…

Bicie kościelnych dzwonów na cmentarz już nie dociera. Słychać tylko ciche bzyczenie pszczół, zbierających nektar z cmentarnych lip. W cieniu jednej z nich przygotowane jest miejsce dla Dawida. Nad trumną staje też wysłannik biskupa z Pelplina. Przywiózł list z kondolencjami. Proboszcz parafii w Czaczu mówi o wybaczeniu i współczuciu, w imieniu rodziny dziękuje duchownemu z diecezji pelplińskiej.

NAJNOWSZE INFORMACJE Z POZNANIA I WIELKOPOLSKI: GLOSWIELKOPOLSKI.PL

Możesz wiedzieć więcej! Kliknij i zarejestruj się: www.gloswielkopolski.pl/piano

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gloswielkopolski.pl Głos Wielkopolski