18+

Treść tylko dla pełnoletnich

Kolejna strona może zawierać treści nieodpowiednie dla osób niepełnoletnich. Jeśli chcesz do niej dotrzeć, wybierz niżej odpowiedni przycisk!

Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Transtrabant: Maluchem w pół roku przez Amerykę Południową [FILMY, ZDJĘCIA, MAPA]

Mateusz Pilarczyk
Jakub Nahodil, Zdenek Kratky, Radosław Jona
Trasa przez Amerykę Południową jest mordercza dla najlepszych samochodów terenowych. Przejechać ją maluchem, to jak porwać się z motyką na słońce. Są jednak ludzie, którzy nie kalkulują. Po prostu jadą - o zwariowanej wyprawie pisze Mateusz Pilarczyk

Żółta karawana z demoludów

To się nie mogło udać! Trabantami, maluchem i jawą przez Amerykę Południową? 20 406 kilometrów. Pół roku w trasie. Puszcza Amazońska, Andy, Atakama. Niemożliwe? A jednak. Słowak, Czesi i Polacy potrafią, ale historii tej nie byłoby, gdyby nie... barowy zakład.

160 litrów piwa rocznie na głowę piją Czesi. Najwięcej na świecie. Przy tym złotym trunku zrodził się też pomysł podróżowania żółtymi trabantami. Barowy zakład przy piwie: Dan Přibáň z kolegami chciał się wybrać w podróż Jedwabnym Szlakiem poprzez Turcję, Iran, Turkmenistan, Kazachstan i Rosję. Czesi nie mieli jednak pieniędzy na porządną terenówkę. Ktoś przy piwie rzucił do Dana: "Na pewno nie dasz rady przejechać tej drogi trabantem". "Co? Ja nie dam rady?" - i tak zrodził się Transtrabant.

Polacy też potrafią

Wyprawa po Azji Czechom udała się w 2007 roku. Tak im się spodobało, że dwa lata później żółte trabanty pojawiły się w Afryce. W Polsce Transtrabant jest nieznany, ale u naszych południowych sąsiadów uczestnicy są popularni niczym Cejrowski i Pawlikowska. Dostali też nagrodę za najlepszy film dokumentalny.

Wyprawa po Ameryce Płd. zaczynała się w Pradze, na Wyszehradzie. Telewizje, prasa, radio. Kolumna z fanklubem trabanta i malucha.

Amazoński początek

- Zaczynaliśmy w Georgetown w Gujanie. Pierwszy do pokonania był odcinek, którym jechał rajd Camel Trophy. Jakieś 700 km przez Puszczę Amazońską - opowiada Radosław Jona z Poznania, który brał udział w Transtrabancie jako jeden z dwóch Polaków.

- Zresztą Gujana to kraj przewałów. Zamieszki na ulicach, korupcja. Dwa tygodnie przebijaliśmy się przez biurokratyczne piekło, żeby odzyskać samochody w porcie. Musieliśmy pisać do ministerstwa przemysłu i turystyki. Chyba dla picu, bo w Gujanie nie ma ani jednego, ani drugiego - dodaje.

Jak w ekipie znaleźli się Polacy? Radosław Jona w 2009 roku pojechał starą ładą do Kirgistanu - 17 tys. km. Odezwał się do niego Tomek Turchan z Krakowa. On z kolei był maluchem w Mongolii. Miał już kontakt z Czechami. Słowak na jawie znalazł się w ekipie Transtrabanta przez e-maila. Wysłał go Dan po powrocie z Afryki, kiedy trafił na stronę internetową Marka Slobodníka. Jego osiągnięcie? Motorowerem jawa 50 z silnikiem o mocy 3,5 koni mechanicznych pojechał do Kazachstanu. "Nie wiedziałem, że są większe świry od nas" - napisał do Słowaka Dan z ekipy Transtrabanta. Na starcie nie obyło się jednak bez wpadek.

JAK TO SIĘ ZACZĘŁO - FILM PROMUJĄCY WYPRAWĘ

- Jeden trabant nie działał. Jawa Słowaka po załadowaniu jechała 40 km/h. My musieliśmy już jechać do Rotterdamu, żeby zapakować malucha na statek. Oni szybko musieli załatwić mocniejszą jawę 250 i naprawić trabanta - kontynuuje Radosław Jona.

Marek Slobodníka motorowerem jawa 50 z silnikiem o mocy 3,5 koni mechanicznych pojechał do Kazachstanu.

Polacy odstawili malucha i pojechali stopem do Londynu. Stamtąd samolot zabrał ich do Port of Spain - oficjalnej stolicy wyspiarskiego państwa Trynidad i Tobago oraz nieoficjalnej stolicy morderstw. - Wysiedliśmy z samolotu. Plus 30 stopni w cieniu i wilgotność 90 proc. czułem się, jakbyśmy trafili do Afryki.

Pierwszy odcinek wiódł z Georgetown- Lethem. - Taką gruntówka przez dżunglę. Tą samą co rajd Camel Trophy. Prawdę powiedziawszy, to oni trochę dramatyzowali. Nie było tak źle…

- Ale w tamtym rajdzie jechały terenówki z prawdziwego zdarzenia, a nie maluch i trabant! - mówię.

- No, może musieliśmy sobie zbudować kilka przepraw. Były dziury i straszny pył, który zakrywał wszystko, ale przejechaliśmy.

Legendarna BR319

Poważna trasa zaczęła się później. Po pitstopie w Boa Vista i dojechaniu do oddalonego o prawie 800 km Manaus w Brazylii. Transtrabant przeprawił się przez Amazonkę i wjechał na legendarną drogę BR319, czyli Transamazonikę.
Brazylia jeszcze w czasach junty (koniec lat sześćdziesiątych) postanowiła zbudować drogę przez Amazonię. Na walkę z zielenią wysłano armię. Zbudowali. Dziesięć lat później trasa była już mocno zniszczona. W 1988 roku została uznana za nieprzejezdną. Powrócono do klasycznego środka transportu - łodzi.

Żółte samochody pokonały, teoretycznie nieprzejezdną trasę w cztery dni. Przy ulewnych deszczach, wszechobecnym błocie, zbutwiałych mostach i temperaturze powyżej 35 °C.

ZOBACZ PIERWSZY MATERIAŁ FILMOWY Z TRANSTRABANTA

Bohaterowie wyprawy

Nie oszukujmy się - do produkcji fiata 126p nie użyto podzespołów najwyższej klasy. Malucha trzeba było przed wyjazdem przygotować. Silnik o mocy 26 KM został złożony na nowo i poprawiony. Tak jak i kolumna kierownicy, skrzynia biegów i wiele innych elementów.
- Wszyscy myśleli, że to jakieś super-samochody. Chcieli je kupić. Wtedy tłumaczyliśmy, że przyjechaliśmy z byłych krajów komunistycznych, że trabant jest z plastiku, bo metal szedł na czołgi - opowiada uczestnik wyprawy.

Nie obyło się jednak bez klasycznego chłodzenia silnika w maluchu - tylna klapa większość wyprawy przejechała zamontowana na bagażniku. Już na początku wyprawy auto mogło zostać na zawsze w Amazonii. Jawa Słowaka jechała za Polakami. Marek szybko zrównał się z maluchem. Okazało się, że 126p cieknie. W środku Amazonii, na BR319 pękł blok silnika.

- I tak nie przygotujesz auta na wszystko. Trzeba mieć trochę drutu i gwoździ - objaśnia poznaniak.
Skończyło się na śliwowicy, którą odtłuszczono silnik i kleju epoksydowym, który prowizorycznie załatał pęknięcie.
Najtwardszym uczestnikiem okazała się jawa rocznik 1957. Tak solidna konstrukcja, że nie miało się co psuć. Padła jedynie rozeta, na którą nałożony był łańcuch. Kiedy się rozciągnął, to próbował wyrobić sobie nowe ząbki.

TRZEBA PRZEKONAĆ SPONSORÓW, ABY WYRUSZYĆ

Nadwozie duroplastu. Napęd na przednie koła, całe 26 koni mocy i 27 lat na karku - to czeskie trabanty. Z jednego cały czas zjeżdżał bagażnik. Rozwiązane? Spiąć pasem całe auto.

Nikt nie chciał uwierzyć, że takim czymś (trabantem) można przejechać Amazonię i całą Amerykę Południową.

Żeby w ogóle jechać, trzeba było zabrać z Europy dodawany do benzyny olej do dwusuwu. 100-litrowy zapas szybko się skończył. Wizyta na stacjach kończyła się tym samym pytaniem: Macie olej do dwusuwu? Sprzedawca najczęściej myślał, że to błąd w tłumaczeniu i przynosił zwykły. Nikt nie chciał uwierzyć, że takim czymś (trabantem) można przejechać Amazonię i całą Amerykę Południową.

- Zabraliśmy raz autostopowiczów. Daliśmy się zrobić klasycznie. Stopa łapała dziewczyna, a ważący 130 kg facet przyszedł po chwili. Daleko nie ujechali. W trabancie urwało się koło. 200 km do najbliższego miasta. Trzeba było naprawiać na miejscu - wspomina Jona.

Andy - potęga gór, słabość aut

4868 m n.p.m. auta praktycznie ledwo jechały pod górkę. Gdy stanęły, trzeba było zapychać. Trasę pokonywało się zygzakiem. Zjazd w dół, żeby nabrać mocy i dopiero w górę, ciut wyżej.

- Mieliśmy tempo schorowanego 70-latka. Silniki na tej wysokości miały po kilka koni mocy. Ciężko się oddychało. My mogliśmy wspomagać się liśćmi koki. Gorzej auta.

Po gorącej Amazonii Andy to szok. Nie da się już spać na hamaku przy samochodzie. Obozowisko z ogniem to podstawa. Trabanty i maluch i tak były dzielne. W jeden dzień udało im się wjechać na andyjską przełęcz.
W Boliwii Transtrabanta zatrzymała policja. Funkcjonariusz utrzymywał, że maluch pod górkę jechał... 90 km/h.

- Tylko parsknęliśmy śmiechem. Powiedzieliśmy wprost: wsiądź do auta i spróbuj pojechać te 90 km/h. Mandatu ani łapówki nie było. Fakt, że 126p osiągał w trasie prędkość 110 km/h, ale z górki i z wiatrem.

Jakie musiało być zaskoczenie peruwiańskich dzieci, kiedy do ich szkół przyjeżdżała kolumna żółtych pojazdów, wyciągała dziwny projektor i puszczała na zaimprowizowanym ekranie Krecika. Dlaczego akurat czeską kreskówkę? Ze względu na listę dialogową.
- Oczywiście zwiedziliśmy Machu Picchu, gdzie strasznie z nas zdarli za wejście, widzieliśmy płaskowyż Nazca, jezioro Titicaca, ale tam wszyscy jadą. A! Zjedliśmy świnki morskie. Smakują jak kurczak - urywa historię podróżnik, bo wspomnienia z wyprawy są dobrym materiałem na książkę. Nie sposób ich zmieścić w gazecie.

Do ręki i najdalej na południe

Salar de Uyuni - to jezioro na największej solnej równinie świta, która ciągnie się po horyzont w Boliwii. Zimą napełnia się płytko wodą, a w lecie wysycha. Nie ma punktów odniesienia. Nie wiadomo, jak szybko się jedzie. Podobne wrażenie sprawia podróż przez Atakamę Autostradą Panamerykańską.

Estancia Moat jest najdalej wysuniętym na południe miejscem na świecie.

Nic się nie dzieje. Absolutnie nic. Pytanie o drogę kończy się krótkim opisem: Jedziesz 400 km prosto do rzeźby ręki, która wystaje z pustyni. Od niej znowu jedziesz kilkaset kilometrów prosto. Wszystko po to, żeby kolejny raz przenieść się w zupełnie inny świat, na Chilijską Autostradę Południową, po to, by zobaczyć Capillas de Mármol - unikatowe formacje skalne. A potem przedostać się do Argentyny, gdzie w porównaniu z całą trasą już tylko żabi skok do Ushuaia - najbardziej wysuniętego na południe miasta na świecie - celu podróży.

- Trochę nie tego oczekiwaliśmy. Jest tam głupia tablica "koniec świata". Postanowiliśmy pojechać jeszcze dalej na południe do Estancia Moat, które jest najdalej wysuniętym na południe miejscem, gdzie można dojechać samochodem - mówi o nowym celu podróży Jona.

Droga kończy się klifem, który niknie w kanale Beagle nazwanym tak od nazwy statku, na którym odbywał swoją ekspedycję Darwin.

Po prawej stronie od drogi stoi mały barak operatora stacji meteorologicznej. To miły człowiek, który chętnie częstuje herbatą. Transtrabanty wypiły tam na zwieńczenie podróży małe buteleczki rumu. Przejecały one z nim i całą trasę od Gujany po Moat.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wideo
Wróć na gloswielkopolski.pl Głos Wielkopolski