- I co GPS nie działa? - przyjaciółka się zdziwiła.
- Może by i działał, ale komórka siadła mi właśnie…
- Dobrze, że na ścieżce przyrodniczej przeczytałyśmy jak się nie zgubić - koleżanka przypomniała.
- Jasne! Lasy sadzone są w prostokąty, a w południowym narożniku każdego słupek betonowy jest, co to przy nim strony świata się wyznaczy! - baba radośnie z pamięci wyrecytowała.
Ale radość owa krótką była, bo problem zaraz się pojawił, po czym poznać, że kończy się prostokąt ów i która strona południową będzie. Coś o mchu się przyjaciółce przypomniało, że on to pnie drzew od północy porasta chyba. Jak się jednak drzewu jednemu przyjrzały, to mchu wcale nie było, a na innym to tak dziwnie płatami z różnych stron się ułożył. W końcu na drzewo trafiły, co odpowiednio umechowione się wydawało. Ale słupka i tak nie znalazły.
- Nie martw się, jakoś stąd wyjdziemy - baba pocieszała. - Co nam po tym słupku tak właściwie? I tak nie wiemy przecież czy samochód pod sklepem w Tucznie to na wschód, zachód, czy inną stronę będzie. Tak orientacyjnie, to ja wiem mniej więcej, gdzie kierować się należy…
Po kilometrach paru, gdy droga z domami na horyzoncie się pojawiła, wyszło, że baba rację miała mniej więcej właśnie, bo w miejscowości sobie nieznanej z lasu wyszły.
- Przepraszam, gdzie jesteśmy? - baba pana napotkanego spytała.
- Na obrzeżach Puszczy Zielonki - odpowiedział i zarechotał. Jak już się nabawił do syta, to dodał, że Dębogóra to jest.
- A do Tuczna daleko?
- Z siedem, osiem kilometrów będzie…
W nogach już pewnie ze dwadzieścia miały.
- Wiesz, co zrobić teraz musisz - złowieszczym głosem koleżanka powiedziała. Ale tego akurat baba bardzo, ale to bardzo zrobić nie chciała.
- Nie mogę, nie znam do dziada numeru - deski ostatniej się chwyciła. - W komórce wbity jest, a owa nie działa.
- Nie szkodzi, ja mam - przyjaciółka telefon swój posunęła. Denerwowała się baba bardzo, że wstyd będzie jak dziad przyjedzie i awanturę zrobi. Ale on, nie, przeciwnie wręcz, rozradowany bardzo się pojawił. I stan ten przez dni parę go nie opuszczał, gdy opowiadał wszystkim jak to się baba w lesie zagubiła.
- To nieładnie dziadzie jest - baba nie wytrzymała w końcu. - Inne to lepszych mężów mają…
I opowiedziała jak to u przyjaciółki przygotowania do rocznicy ślubu trwają właśnie. A że znajomość ich od "Mistrza i Małgorzaty" się zaczęła, co to w Teatrze Polskim w tygodniu przyszłym spektakle będą, udać się tam postanowili. Tyle że biletów od dawna nie ma. Mąż koleżanki, co to mężem lepszym znacznie od dziada jest nie poddał się. Codziennie dzwonił i pytał czy biletów ktoś nie zwrócił przypadkiem. Zaprzyjaźnił się już prawie z panią kasjerką. Baba zmagania owe na bieżąco dziadowi relacjonowała, co by widział jak u innych jest.
W końcu z wiadomością radosną mąż zadzwonił, że bilety będą. Przyjaciółka zaraz kombinować zaczęła, że ona po teatrze ma kolację romantyczną.
- A na kiedy? Na sobotę czy niedzielę? - spytała celem planów doprecyzowania.
- Na kiedy wolisz - mąż odpowiedział.
- To co, tyle biletów nagle ludzie oddali? - zadziwiła się.
- Dlaczego "tyle"? - mąż dla odmiany się zadziwił. - Dwa raptem, na sobotę jeden i na niedzielę drugi…
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?