Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Tydzień Baby: Odsuń się, babo

Kamilla Placko-Wozińska
Kamilla Placko-Wozińska
To inny tydzień był. Niedobry. W piatek na cmentarzu na Miłostowie pochowamy naszego przyjaciela, znakomitego fotoreportera Andrzeja Szozdę. Baba w rubryce swojej też go chce pożegnać, tak jakby sobie tego pewnie życzył. Z przymrużeniem oka, wszak często tu gościł.

Jak wtedy, gdy baba nie wytrzymała, bo cztery kilogramy schudła, a Szozda nic. Jakby nie zauważył. No to pokazała, jak luźną spódnica się stała. Popatrzył i ocenił: – E, przy takiej wadze, to ubytku czterech kilogramów nie widać wcale.

Przed laty zdjęcie Andrzeja przyczyną niesnasek osiedlowych się stało. Sąsiad najpierw babie kłaniać się przestał. Potem na jej „dzień dobry” odpowiadać. Zaprzyjaźnioną sąsiadkę zaczepił w końcu zdenerwowany: – Jak to jest, że tak sobie spokojnie z dzieckiem łażą? Gdzie służby odpowiednie są? W gazecie przecież napisane nawet było, że tę dziewczynkę to oni maltretują!
No i wyjaśniło się. Andrzej dziecku, co dzieckiem prawdziwym było, bo trzyletnim, zdjęcie zrobił, jak w łóżeczku się bawi. Wszystkim w „Expressie Poznańskim” bardzo się spodobało, a koleżanka, co o przemocy pisała właśnie, do artykułu je wykorzystała. Podpis pod fotografią głosił: „Oby wszystkie dzieci mogły się uśmiechać, tak jak Ewunia”. Tyle że sąsiad podpisów nie czytał, widać…

Kiedyś „na pożarze” nocnym, gdy Andrzej zdjęcia już porobił, do baby się odezwał: – Niesamowity ten widok! Spójrz, płomienie na tle czarnego nieba…
Baba potaknęła, że piękny.

– Co państwo mówicie? – jeden z licznych gapiów pytanie zadał. No to oni, że pożar pożarem, ale widok to dopiero jest. Pan głową pokręcił. – A co, nie sądzi pan, że piękny? – zdumieni brakiem wrażliwości spytali. Odpowiedź zaraz padła: – Nie sądzę. To moja stodoła płonie…

„Odsuń się, babo” to w początkach swojej pracy najczęściej baba od Andrzeja słyszała. A prosiła, przypominała, że jak ją już na rozmowę z Rodowicz czy Niemenem innym wysłali, to jedną fotkę prywatnie mógłby zrobić przecież. Co by baba rodzinie i koleżankom pokazać mogła. A tu nic. Kolejne spotkanie, a on jak zawsze, na baby spojrzenia błagalne nie reagując: – Odsuń się, babo. Zdjęcia robił będę.

Raz tylko po rozmowie zadowolony bardzo oświadczył: – Pamiętałem, jedno zdjęcie wspólne wam zrobiłem.
Ale to akurat Aleksander Maliszewski był. Sąsiad baby.

Był w gmachu przy Grunwaldzkiej okres brydżowy. Zdarzało się już po porannym zebraniu do kart siadać. Co z tego, że potem trzeba było do wieczora pracować… Najczęściej gra toczyła się w odsuniętym nieco pokoju działu sportowego „Expressu”. Licytacja cichą być musiała, co by szefostwo nie odkryło. Ale i tak odkrywało. Nawet z innych redakcji, z innych pięter, bo kłótnie głośne za to były.
Któregoś dnia jeden z dziennikarzy sportowych imieniny miał, warunków do brydża więc nie było. Na biurku butelka się pojawiła. I druga, co ją w prezencie solenizant dostał. Gdy szef wpadł, Andrzej ciałem własnym alkohol zasłonić próbował. Ale ów obszedł go, popatrzył i rzekł: – Macie szczęście, bo już myślałem, że w brydża znowu gracie…

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gloswielkopolski.pl Głos Wielkopolski