Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Tydzień Baby: Ogórki do słoika, imię do kota... Jak to w upały nic nie pasuje

Kamilla Placko-Wozińska
Kamilla Placko-Wozińska
Upał może to sprawia, albo dni takie zdarzają się po prostu, nic nie pasuje: ogórki do słoików, imię do kota i zupa do dziecka też.

Linia produkcyjna baby rozwijała się w najlepsze. Liczba słoików z kiszonymi 150 przekroczyła właśnie. Pakowała kolejne ogórki, ale jakoś jej nie szło. Jakby nie pasowały. Pomyślała baba, że od upału tego inaczej rosną może, ale wzrok jej bystry na słoik padł. I etykietę. Poprzednie objętość 0,9 miały, a te 0,8. Poza tym wszystko, łącznie z ceną, się zgadzało. Zezłościło babę oszustwo takie. Ochłonąć nie zdążyła jeszcze, gdy powód kolejny się pojawił. Przyjaciel bratanka, co weterynarzem jest, z wizytą wpadł. Sama wizyta to by babę ucieszyła nawet, ale ów z kotkiem Vincentem, co to ucha kawałek w boju jakimś stracił, bawić się zaczął. A potem oglądał kociaka bacznie.

– Imię zmienić musicie – obwieścił. – Bo to kotka jest…

Ale się nie dało. Na żadne Vinni kotka nie reagowała.

– Nie martw się, babo – dziad pocieszał. – Może być przecież kotka Vincent… Ale wizyta jak z „Killera” była.

Teraz to złość babę ogarnęła, że z dziada to szowinista taki, że nawet w kwestii płci kota to wychodzi.

– No wiesz, jak możesz – zaprotestowała. – Że niby coś strasznego jest, że Vincent płci żeńskiej się okazał? Taki z ciebie szowinista?

– Od upału może głupoty opowiadasz – dziad westchnął tylko. – Rybę na myśli miałem. Tak się ten weterynarz nazywa, jak komisarz.

Na dzień ten cały koleżance baba pożalić się zamierzała, co na dyżur do niej szła przez godzinę dzieckiem się zająć, jak owa sprawy załatwiać pojedzie.

– Pogadamy, jak wrócę – przyjaciółka rzekła. – Daj mu obiad, bo nic w przedszkolu nie zjadł. W lodówce jest…

No to baba odgrzewać zaczęła. Myśl temu jedna towarzyszyła, że biedny Jaś w przedszkolu zjeść powinien, bo koleżanka udaną kucharką raczej nie jest. Widząc barszcz ze zwarzoną śmietaną, nawet upichcić coś zamierzała, ale produktów w lodówce nie było żadnych.

Malec, co baba dobrze rozumiała, stanowczo odmówił jedzenia barszczu.

– Wszystko dobrze było, tylko zupy jeść nie chciał – baba koleżankę w progu powitała.

– Nie zjadł? To może chory jest? – przyjaciółka się zaniepokoiła. – On przecież tak uwielbia chłodnik...

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gloswielkopolski.pl Głos Wielkopolski