Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

W więziennym szpitalu nieznany bohater umiera

Krzysztof M. Kaźmierczak
Izabela Kaseja, siostra Aleksandra, pokazuje listy, jakie brat słał z więzienia do rodziców
Izabela Kaseja, siostra Aleksandra, pokazuje listy, jakie brat słał z więzienia do rodziców S. Seidler
"W więziennym szpitalu, na zgniłym posłaniu, nieznany młodzieniec umiera". Tak zaczyna się ta piosenka śpiewana do dzisiaj przy ogniskach na melodię "Domu wschodzącego słońca" Animalsów. Żaden z setek śpiewników, w których jest zamieszczana, nie podaje nazwiska autora tekstu. Odnaleźliśmy go. Oto tragiczna historię autora ballady, Aleksandra Studniarskiego, stalinowskiego więźnia.

Poznań, rok 1952: siódma rocznica wyzwolenia miasta przez Armię Czerwoną. W kilku miejscach pojawiają się napisy, których potem milicjanci nie odważą się cytować w pełnym brzmieniu w swoich raportach. Zamiast "Precz z komunizmem i propagandą Stalina", zostawiali tylko pierwsze i ostatnie słowa, resztę wykropkowywali. Ale ludzie idący niedzielnym rankiem do kościoła zobaczyli je w całości. Tego władza nie wybaczała.

Szablon do napisu przygotował 18-letni uczeń stolarski, Aleksander Studniarski, ps. Lew. Odbijali go czarną farbą olejną na murach koledzy z jego organizacji. Napisy szybko zamalowano, a machina systemu ruszyła na poszukiwania tych, którzy ośmielili się napisać to, o czym wielu bało się mówić szeptem. 2 kwietnia połowa kilkuosobowej Krajowej Armii Wyzwoleńczej znalazła się w podziemiach Urzędu Bezpieczeństwa przy ul. Kochanowskiego. Wkrótce trafili tam pozostali.

Nie wiadomo, jak brutalnymi metodami zmuszono nastolatków do mówienia. Stalinowscy śledczy byli skuteczni, radzili sobie nawet z ludźmi, którzy wytrzymywali w czasie wojny tortury gestapo. "Lew" i jego koledzy przyznali się do uczestnictwa w konspiracji. 28 lipca 1952 r. oficer UB Henryk Knychała zakończył śledztwo. Zezwolono oskarżonym na kontakt korespondencyjny z rodziną.

Poznań, 31 sierpnia 1952. Studniarski pisze do rodziny: "Jestem zdrów i oczekuję rozprawy... Spodziewam się szybkiego wyjścia... Nie martwcie się o mnie, nic złego mi się nie stało i nie stanie...".

Proces odbył się w gmachu UB. Był błyskawiczny. Wyrok zapadł w ciągu tygodnia. Nastolatków, którzy chcieli walczyć z komunizmem za pomocą zepsutego pistoletu, starej amunicji i szablonu do napisów, potraktowano jak groźnych przeciwników ustroju. Najsurowszy wyrok dostał przywódca organizacji. Przewodniczący składu Wojskowego Sądu Rejonowego w Poznaniu, kpt. Andrzej Kruszka i ławnicy Jan Wolszczak, Ryszard Bździkot nie znaleźli okoliczności łagodzących.

Poznań, 21 września 1952: "Jak Tatuś wie, dostałem 8 lat, lecz w ogóle się nie martwię, bo myślę być na Gwiazdkę w do-mu... Nie martwcie się o mnie, bo mnie się krzywda nie stanie...".

"Lew" bagatelizował sytuację, ale rodzicami chłopaka wyrok wstrząsnął. Ich jedyny syn chciał zostać leśniczym. Planował małżeństwo z Różą. Runęły wszelkie marzenia o dobrej przyszłości dla Olka.
Poznań, 5 października 1952: "Apetyt mam dobry, jednak nie ma co jeść i wciąż chodzę głodny... Tak jak zwykle spodziewam się być niedługo w domu...".

Starał się o przeniesienie z aresztu w Poznaniu, gdzie były ciężkie warunki, duże przeludnienie i wielu kryminalistów. Pocieszał w listach rodziców i siostry. Przesyłał pozdrowienia dla ukochanej Róży. Wypytywał o Lorda, wilczura, którego znalazł na ulicy i wychował od szczeniaka.

Poznań, 25 stycznia 1953: "Mamusia pisze mi ostatnio, dlaczego tak rzadko i mało piszę. Musi Mamusia wyrozumieć, że ja papier mam ograniczony, a także nie mogę więcej jak jeden raz na miesiąc pisać... Myślę, że moje siedzenie długo nie potrwa...".

26 stycznia przewieziono go do Więzienia Wychowawczego w Jaworznie. Był to zakład dla młodych skazanych, przeważali "polityczni". Panowała luźniejsza atmosfera. Aleksander liczył na to, że będzie mógł pracować. Nie chciał obciążać rodziców przesyłających mu pieniądze.

Jaworzno, 27 lutego 1953: "Zaraz, jak przyjechałem, zapisali mnie jako pianistę, przez co będę mógł grać... Do rychłego zobaczenia na wolności...".

Muzyka była jego pasją. Akompaniował w świetlicy w Zakładach Metalurgicznych im. J. Stalina. Jej kierownik jedyny wstawił się za Olkiem po aresztowaniu.

Na listach z więzienia "Lew" przyklejał znaczki upamiętniające mistrzostwa Europy w boksie, które odbyły się w Polsce. Nasi zdobyli pięć złotych medali, a co ważniejsze, aż trzykrotnie w finałach pokonali bokserów z ZSRR. To było coś na miarę gestu Kozakiewicza na igrzyskach w Moskwie, ale nie można było cieszyć się publicznie. Zmarł Stalin, ale stalinizm trzymał się dobrze. Dwa miesiące przed mistrzostwami nazwę Katowic zmieniono na Stalinogród.

Jaworzno, 12 czerwca 1953: "Jestem zdrowy, czuję się dobrze i tylko oczekuję amnestii. Czy mnie obejmie, czy nie, ja jednak zawsze jestem dobrej myśli...".

Na próżno czekał na amnestię po śmierci Stalina. Pod koniec lata zaczął chorować. Podczas wojny, jako 10-latek miał problemy z nerkami, ale wyzdrowiał. Teraz, za kratami, choroba powróciła. Lekarz więzienny nie mógł sobie z nią poradzić. 13 września przewieziono chłopaka do Centralnego Więzienia UB na Montelupich w Krakowie. Cieszyło się ono ponurą sławą, ale miało oddział medyczny. Chociaż lekarze starali się, brakowało im sprzętu medycznego i leków.

Kraków, 10 października 1953: "Stan mój bardzo poważny, ale obecnie trochę się poprawiło... Tutejszy doktor kazał mi pisać do sądu o przerwę w karze, ale jeszcze odpowiedzi nie otrzymałem... Proszę Mamusię i Tatusia, by się nie martwili, bo może Bóg da, że wyzdrowieję...".

(Ciąg dalszy jutro)

Prawdziwa historia piosenki, którą w Polsce zna pewnie każdy człowiek
"W więziennym szpitalu
na zgniłym posłaniu
umiera młodzieniec
nieznany.
Pierś mu się porusza
powolnym konaniem,
dokoła on błądzi oczyma,
kościste swe ręce miał
skute w kajdany
czas duży on nosił te pęta.
Wyrokiem od sądu
na śmierć był skazany,
a wyrok to wola jest święta.
Acha, mamciu, ja, syn, twe
dziecię rodzone, umieram
zakuty w kajdany
Ach, czemu me imię było
zhańbione od ludzi*...
*...młodzieńca konwulsje chwyciły
marnego żywota dokonał
i wielkim wysiłkiem
wykrzyczał te słowa:
Ach, Boże, ratuj - i skonał".
* nieczytelne słowa

Tekst pierwowzoru "W więziennym szpitalu" znaleźliśmy wśród listów Olka przechowywanych przez jego siostrę. Pożółkła kartka wyrwana z zeszytu, na jakich pisał listy z więzienia. I dopisek "Słowa: Aleksander Studniarski. Muzyka: A. Studniarski".

Nie wiadomo, czy Olek pisał o sobie, czy przedstawił los innego współwięźnia. To, że piosenka powstała na Montelupich w 1953 lub 1954 roku, potwierdzają byli skazani, do których dotarliśmy, ale nie udało się znaleźć nikogo, kto leżał wraz ze Studniarskim w więziennym szpitalu i znałby historię powstaniu utworu.

Od lat 50. do dziś słowa przeszły ewolucję: wygładzono je, dodano nowe zwrotki. Oryginalnej muzyki sprzed 55 lat prawdopodobnie nie poznamy nigdy. Byli więźniowie z Krakowa jej nie pamiętają. A odtworzyć ją tym trudniej, że w latach 60. piosenka dostała nową melodię zapożyczoną od przeboju grupy Animals ("House of the Rising Sun"). Dziś "W więziennym szpitalu" znane jest w dziesiątkach odmian. Piosenkę nagrywają zespoły harcerskie, disco polo, własną wersję, w więziennym żargonie, stworzyli Kazik Staszewski i jego Kult.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gloswielkopolski.pl Głos Wielkopolski