Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Wyrok w sprawie ostrzału Nangar Khel

Łukasz Cieśla
Maj 2008: oskarżeni w sprawie ostrzału wioski Nangar Khel żołnierze opuszczają areszt
Maj 2008: oskarżeni w sprawie ostrzału wioski Nangar Khel żołnierze opuszczają areszt Sławomir Seidler
O 10.25 Izba Wojskowa Sądu Najwyższego wyda być może prawomocny wyrok w sprawie ostrzału Nangar Khel. Będzie prawomocny, jeśli Sąd Najwyższy utrzyma w mocy wyrok sądu pierwszej instancji, który uniewinnił wszystkich oskarżonych. SN może także zmienić wyrok.

SĄD WYDAŁ WYROK:
TRZECH Z NANGAR KHEL UNIEWINNIONYCH

Trzecia ewentualność to przekazanie sprawa do ponownego rozpatrzenia. Wtedy doszłoby do kolejnego procesu przed Wojskowym Sądem Okręgowym w Warszawie. W czerwcu 2011 roku oczyścił z zarzutów całą siódemkę.

Na dzisiejszy wyrok z niecierpliwością czekają oskarżeni. Dla niektórych to być albo nie być w armii. Dotyczy to przede wszystkim o dwóch starszych szeregowych: Jacka Janika i Roberta Boksę.

CZYTAJ TEŻ:
PROKURATURA WNIOSKUJE O UCHYLENIE WYROKU W SPRAWIE NANGAR KHEL
SPRAWA NANGAR KHEL WRACA NA WOKANDĘ
ŻOŁNIERZE SPOD NANGAR KHEL UNIEWINNIENI

- Za kilkanaście miesięcy skończy się mój kontrakt i będę miał 12 lat służby. Zapowiedziano mi, że jeśli sprawa Nangar Khel skończy się pozytywnie, dostanę awans i będę mógł zostać w wojsku. Ale jeśli dzisiaj zapadnie niekorzystny wyrok i na przykład sprawa ponownie trafi do pierwszej instancji, to będzie się ciągnąć jeszcze długo. A to oznacza, że będę musiał odejść z wojska, czego bym nie chciał - mówi st. szer. Jacek Janik.

St. szer. Janik dodaje, że w przyszłości mógłby pojechać na misję, ale zależy jaką, a poza tym nie wie, jak zareagowałaby na to jego żona. Ale nie wiadomo czy niebawem nie odejdzie z armii.

Zgodnie z przepisami na stanowisku szeregowego w wojsku można być maksymalnie 12 lat. Potem trzeba albo awansować na wyższe stanowisko, albo też kończy się przygodę z wojskiem bez prawa do emerytury. Uprawnienia do niej nabywa się do niej po 15 latach.

W podobnej sytuacji jest st. szer. Robert Boksa. Ale jemu do końca kontaktu zostało jeszcze kilka lat. Obaj żołnierze pod Nangar Khel obsługiwali moździerz, z którego ostrzelano cywilne zabudowania. Im przypisywano najmniejszy udział w tragicznych zdarzeniach. Byli najniżsi stopniem, wykonywali polecenia żołnierzy wyższych rangą.

Janik i Boksa służą w Bielsku-Białej w 18 batalionie desantowo-szturmowym. Podlega on pod jednostkę w Krakowie - 6. brygadę powietrznodesantową im. Gen. F. Sosabowskiego.

W skład krakowskiej brygady oprócz jednostki w Bielsku-Białej wchodzą też m.in. 6. batalion dowodzenia i 16 batalion powietrzno-desantowy. Tu służą dwaj kolejni oskarżeni żołnierze.
W 6. batalionie dowodzenia w Krakowie angaż znalazł chor. Andrzej Osiecki. To on pod Nangar Khel miał pełnić funkcję nieformalnego dowódcy plutonu. Miał spore doświadczenie, autorytet i doświadczenie na misji w Iraku. Osiecki w przeszłości kończył szkołę chorążych w Poznaniu.

Z kolei w 16. batalionie powietrzno-desantowym w Krakowie pracuje ppor. Łukasz Bywalec. Był formalnym dowódcą plutonu i dowodził nim pod Nangar Khel. Jest synem oficera. Do wojska trafił po ukończeniu cywilnej uczelni. Mając krótki staż w armii, został mianowany dowódcą plutonu. Afganistan był jego pierwszą misją. Od razu został rzucony na głęboką wodę.

- Sprawa Nangar Khel cały czas jakoś się za nami ciągnie. Byłoby dobrze, gdyby już się skończyła. Na swoją sytuację w wojsku nie narzekam. Robię ciekawe rzeczy, jestem w kompanii szturmowej i cieszę się z tego. A co do dzisiejszego wyroku, mam nadzieję, że będzie dla nas pozytywny. Jednak to jest Polska i wszystko może się zdarzyć - mówi ppor. Bywalec.

Również w Krakowie służy kpt. Olgierd C. To najwyższy rangą oskarżony. W momencie ostrzału nie było go pod Nangar Khel. Został w bazie. Był jej dowódcą. Podwładni nazywali go "Wodzem". Dlaczego zasiada na ławie oskarżonych?

Prokuratura uważa, że przed wyjazdem na akcję wydał swoim podwładnym rozkaz ostrzału wioski. Olgierd C. zaprzecza. Twierdzi, że podwładni źle go zrozumieli i samowolnie podjęli decyzję o ostrzale Nangar Khel. Oficer nie zgadza się na podawanie swojego nazwiska. Obecnie służy w innej jednostce niż pozostali, w 2. korpusie zmechanizowanym w Krakowie. Jednostka zajmuje się przede wszystkim organizacją ćwiczeń dla innych żołnierzy

Spośród siedmiu oskarżonych dwaj pozostali odeszli z armii. To plut. Tomasz Borysiewicz. Pod Nangar Khel miał być "prawą ręką" nieformalnego dowódcy Andrzeja Osieckiego.

Z wojska odszedł także st. szer. Damian Ligocki, z przeszłością w Legii Cudzoziemskiej. Jako jedyny miał nieco innej zarzuty. Strzelał z karabinu maszynowego w kierunku wioski. W związku z tym, że nie było dowodów, by wystrzelone przez niego pociski trafiły którąś z sześciu ofiar śmiertelnych, grozi mu do 25 lat więzienia. Pozostałym, którym zarzucono zbrodnię wojenną poprzez atak na niebroniony obiekt cywilny, dożywocie. Wszyscy odpowiadają z wolnej stopy, bo już wiele miesiący temu opuścili areszty.

Do ataku na Nangar Khel doszło w sierpniu 2007 roku. Żołnierze utrzymują, że stacjonowali tam talibowie. Fakt, że pociski zabiły cywilów, nazywają przypadkiem, a nie celowym działaniem. Z kolei oskarżająca w sprawie poznańska prokuratura wojskowa uważa, że działali w zmowie i wiedzieli co robią. Domaga się ponownego procesu.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gloswielkopolski.pl Głos Wielkopolski